
Ojciec Krzysztof Mądel w rozmowie z naTemat opowiada o powodach bójki, do której doszło w Nowym Sączu i potwierdza, że w dzieciństwie był molestowany przez księdza: – Kiedy brał mnie na rozmowy do zakrystii czy na plebanię, sadzał na kolanach i kazał się rozbierać, to czułem, że się podnieca. Tłumaczył, że miała to być forma próby – mówi nasz rozmówca.
– Wczoraj, gdy rozmawiałem z dziennikarką “Gazety Krakowskiej”, znów musiałem przerwać rozmowę, gdy doszło do tych wspomnień o molestowaniu. Rozbeczałem się jak dziecko i krew poleciała mi z nosa – przyznaje o. Mądel. Zgadza się jednak po raz kolejny wrócić do tamtych chwil. Działo się to w niewielkiej wsi w diecezji tarnowskiej, której proboszczem był wówczas ksiądz Andrzej M.
Okazuje się jednak, że proboszcz nie zaprzestał swoich praktyk wobec innych dzieci we wsi. Zaledwie w minioną środę Krzysztof Mądel dowiedział się, że także jego młodszy o 10 lat brat miał przykre przeżycia z tym samym duchownym, gdy kiedyś przyszedł on w odwiedziny do jego rodziców. Nasz rozmówca był już wówczas w zakonie.
Zaczepił mojego brata i przez pół godziny wmawiał ośmioletniemu dziecku, że się źle spowiada, że grzechów z dziedziny seksu mu nie mówi, itd. W końcu do pokoju weszła nasza mama i ksiądz to molestowanie przerwał, choć przybrało ono tylko psychiczną formę.
Zdaniem Mądela takich przypadków było zapewne więcej. Po jego wpisie na Twitterze zgłaszają się już do niego kolejne ofiary księdza M. Nasz rozmówca wspomina nawet, że już po opuszczeniu przez niego rodzinnej miejscowości słyszał o kilku przypadkach samobójstw jego rówieśników, którzy zostali na miejscu. – To są tylko plotki, nie chcę rzucać oskarżeń i twierdzić, że winny jest proboszcz – mówi Mądel. Nie odrzuca jednak i takiej możliwości, bo z całą pewnością problem nie dotyczył tylko jego samego i jego brata.
W nowicjacie Mądel nie mówił nikomu o swoich przeżyciach. Twierdzi, że nie miał wystarczająco dużego zaufania do swoich ówczesnych przełożonych. Po dwóch latach ponowił próbę będąc już w zakonie, m.in. w czasie rekolekcji ignacjańskich.
– Stanął nade mną, gdy siedziałem w fotelu z gazetą. Najpierw coś przeklął, potem długo wyczekiwał, aż w końcu uderzył mnie – mówi o. Mądel o ostatnich wydarzeniach. Z agresorem wcześniej ostro się posprzeczali, bo Mądel zwrócił mu uwagę, że zamiast spowiadać czekających w kościele parafian, ten spokojnie je sobie śniadanie. Mądela wsparł superior, a obrażony winowajca trzasnął sztućcami i poszedł do konfesjonału. Po powrocie, uderzył naszego rozmówcę gazetą.
Nikt nigdy mnie w zakonie nie uderzył i nikt nigdy nie stał nade mną tak, jak ów proboszcz z czasów dzieciństwa. Dokładnie tak samo wyczekująco i groźnie – mówi o. Mądel. Zaatakowany, odepchnął z całych sił współbrata, który przewrócił się na ziemię. – Upadając rozciął głowę i naruszył obojczyk. Jest mi przykro, ale to był zwykły odruch. Po wszystkim porozmawiałem z nim, przeprosiłem go prywatnie, a potem przy wszystkich domownikach.
Czy fakt, że swoją reakcję o. Mądel tłumaczy wspomnieniami z dzieciństwa nie jest tylko próbą usprawiedliwiania się? Dlaczego opowieść o molestowaniu upublicznił dopiero teraz? – To w czasie spotkania z Prowincjałem [o. Wojciechem Ziółkiem - przyp. red.], z którym widziałem się po fakcie, rozmowa sama zeszła na temat tamtych wydarzeń – prostuje nasz rozmówca.

