Kulturalna zabawa, spokojne sączenie wina lub dobrego piwa, pełen relaks, wzajemna życzliwość i ogólny porządek. Dlaczego rządzący nie widzą, że tak właśnie wygląda impreza pod chmurką i nie pozwolą pić alkoholu zawsze i wszędzie? A zamiast tego wysyłają na uczestników zabaw złych policjantów, których głównym zadaniem jest czepianie się i wlepianie mandatów?
Bo, kochani, impreza pod chmurką wcale tak nie wygląda. Zamiast kulturalnej zabawy przeważnie jest darcie ryja. Zamiast spokojnego sączenia wina – chlanie pięciu browarów po 3 zł. Zamiast relaksu – nerwowa napinka. Zamiast życzliwości – gromkie "k…y". A zamiast porządku obszczane skwerki i walające się szkło. Kto nie ma przy domu placu zabaw, na którym wieczorem spotyka się młodzież starsza, niż przewidziana, ten nie zrozumie. A, nie, zaraz. Przecież może przejść się na wiślane bulwary, gdzie zakaz nie obowiązuje. W mejlu przesłanym naszemu reporterowi Tomkowi Baliszewskiemu, przyznała to policja.
Od kilku miesięcy po bulwarach biegam kilka razy w tygodniu. Zarówno po prawej, jak i lewej stronie Wisły (gdzie zakaz picia teoretycznie obowiązuje, praktycznie jednak nikt się do niego nie stosuje). Wieczorami mam wrażenie, że za jakiś czas trzeba tam będzie rezerwować miejsce – nad Wisłą siedzą tłumy. Pomijam fakt, że wielu imprezowiczów jest pijanych w sztok i zagraża swojemu własnemu bezpieczeństwu – jeśli ktoś chce się koniecznie utopić, jego prawo. Wielokrotnie jednak widziałam przypadki, gdy tacy goście próbowali wchodzić w bełkotliwe, agresywne interakcje z innymi. A także ze środowiskiem naturalnym. Najczęściej wyrzucając do Wisły butelki po wódce.
Najgorzej jednak jest porankami – nad Wisłą leżą gigantyczne ilości butelek i puszek, paczek po chipsach, innych śmieci. Jakby za trudno było je zabrać. Kiedy rozmawialiśmy o bulwarach w redakcji nawet ci, którzy czasem chodzą tam na piwo, przyznali, że boją się jechać tam rowerem – szkła jest tak wiele, że pocięło już niejedną oponę.
Z policyjnego przyzwolenia na alkohol po prawej stronie Wisły wiele osób zdążyło już zrobić przyczynek do dyskusji o rozszerzeniu strefy przyjaznej dla procentów. Na przykład na całą Polskę. Muszę jednak przyznać, że im dłużej o tym myślę, tym bardziej lubię ten nasz zakaz picia w miejscu publicznym. Owszem, godzi on we wszystkich, którzy naprawdę chcą się przejść z jednym małym po mieście. Moim zdaniem największych profitów z przyzwolenia na alkohol wcale nie czerpaliby niestety tacy ludzie. Zniesienie zakazu picia w miejscu publicznym otworzyłoby furtkę polskiemu chamstwu. Przekonaniu, że skoro mogę pić, to ja jestem tu panem. I nikomu nic do tego. (A tym, którzy odpowiedzą, że na zakłócanie porządku będzie interweniować policja, przypominam Gdynię).
Nieprzekonanym, którzy domagają się zniesienia zakazu picia alkoholu w miejscach publicznych, naprawdę polecam odwiedziny na bulwarach. Można tam naocznie przekonać się, że z obecnym zakazem nie możecie pić poza knajpą. Bez zakazu jednak w ogóle nie będziecie chcieli z niej wychodzić.