Mówimy na nich kanary, tymczasem oni na siebie mówią per Władek. Choć wiele osób nimi pogardza, oni swoją pracę lubią i robią wszystko, by mówiono o nich dobrze. Postanowiłem spędzić dzień z kanarem. Od razu przekonałem się, że do tej pracy potrzeba cierpliwości. Zwłaszcza, kiedy pasażer bezczelnie kłamie i potrafi zwyzywać. Zobaczyłem, że kanar potrafi grzecznie gapowiczom odpowiadać, gdy mnie puszczały nerwy. Przed ruszeniem w trasę myślałem, że tylko młodzi potrafią nie płacić za bilet. Jednak po dniu z kontrolerami biletowymi ZTM zobaczyłem zupełnie inny świat.
Jako jedyni wsiadamy na przystanku Centrum do tramwaju. Zajmujemy miejsca. Ja i dwóch Władków. Obok nas siedzi matka z córką, trzymają bilety w dłoni. Młodsza mówi: „Jeszcze jeden przystanek, nie opłaca się kasować biletów”. Drzwi się zamykają. Kasownik zablokowany. „Dzień dobry kontrola biletów”. Przedstawienie czas zacząć. Grzebanie w torebkach, wyciąganie biletów z portfela. Pani z córką nagle mówią: „My miałyśmy bilety, tylko panowie nie dali nam szansy skasować”. Nie mają racji, wychodzimy na przystanek.
Władek właśnie ujawnił gapowicza, czyli złapał kogoś bez biletu. Dwie damy zaczynają litanię. „Niech nas pan puści”. Nic to nie daje, Władek zanim wysiedliśmy zapobiegawczo wziął dowód. To na wypadek, gdyby próbowały uciekać, choć zdarzali się geniusze, którzy uciekali i na policji mówili, że kontroler im dowód ukradł. Panie są spisywane, i nagle słyszymy: „Może się jakoś dogadamy, dam panu stówę”. Na nic te słowa. Gdyby Władek wziął i ktoś naskarżył, to by pracę stracił, a zarobić tu można niezłe pieniądze. Wystarczy, że jest się pracowitym. Panie mandat dostają, na pożegnanie słyszymy „Pan nie jest człowiekiem, bo pan nie jest ludzki”.
- Władku, ja to już jestem przyzwyczajony – opowiada mi starszy Władek. - Trzeba tę pracę lubić. Mi się ten zawód podoba. Władkowi redaktorowi też na pewno zdarzają się też gorsze chwile, kiedy ktoś skrytykuje tekst. To jakby to samo, tyle że prosto w twarz. To element wpisany w ten zawód. Poza tym jak ktoś ciężko pracuje, to da się z tego wyżyć i nawet medale dostać (pokazuje zdjęcia różnych nagród państwowych). No i są zabawne sytuacje. Jestem twarzą strony Facebookowej „Kanary Warszawa”. Czasami ktoś wrzuca do sieci moje zdjęcie z podpisem „widziałem pana z profilowego”, to nawet miłe – opowiada Władek.
Numer na zgubiony dowód
Jesteśmy na Pradze. Ledwo co Władki wyciągnęli identyfikatory, a para zaczęła paniczny bieg na drugi koniec tramwaju. Jednak nie udało im się dać nogi. Dziewczyna pokazała dokumenty. Chłopak nie. Myślał, że się wywinie swoim CV. W takich przypadkach można potwierdzić dane za pomocą numeru peselu, bez pomocy policji. Jednak sam uparł się, by wezwać radiowóz.
- Pasażerowie często udają że zgubili dowód – opowiada młodszy Władek. - Wydaje im się, że nie będzie nam się chciało czekać na policję i że ich puścimy. Jednak to zależy od sytuacji. Na przykład po takim bezdomnym to naprawdę widać, że nie stać go na bilet i lepiej go puścić. Jednak jak widzisz, że ktoś ma iPhone'a 5 i kombinuje jakby tu nie zapłacić, to się nie damy oszukać.
Ostatecznie przyjeżdża policja i potwierdza dane gapowicza. Jednak na tym nie kończy się procedura, spisują też mnie. W ramach zemsty pasażer doniósł, że nielegalnie robię zdjęcia. Oczywiście jest to bzdura, ale policja dla świętego spokoju spisuje moje dane. To już drugi raz, kiedy ktoś mi zwraca uwagę. Wcześniej dwóch gapowiczów pouczało mnie, że nie mogę "kamerować" ludzi, jeśli grupa liczy mniej niż 5 osób.
- No do Władka widzę też się czepiają, nawet częściej niż do nas – śmieje się młodszy. - Typ prawnika to chyba najgorszy rodzaj pasażera. Tych najczęściej spotykamy w centrum Warszawy. To tu jest największe zagęszczenie ludzi inteligentnych, którzy lepiej się znają na wszystkim. Ile ja się wykładów nasłuchałem od studentów pierwszego roku prawa. Można się nieźle pośmiać.
Zamiast mandatu zaproszenie na kawę? Nie przejdzie!
W centrum ujawniamy kolejnych gapowiczów. Biznesmen, któremu się karta przeterminowała, dziewczyna z korporacji i ona: mocno umalowana, z zakupami z butików i torbą Louis Vuitton. Zaczyna opowiadać, że z ciekawości wsiadła, bo nie jeździ tramwajami na co dzień, bo jest za bogata na to. Jednak to dziwne, by osoba majętna próbowała uciekać od płacenia kary. Ale ona nie tylko oferuje łapówkę, ale także próbuje flirtować, proponuje zamiast mandatu kawę.
- Nienawidzę, kiedy pasażerki tak robią – opowiada Władek. - Kobiety w każdym przedziale wiekowym próbują używać swojej magii. Ale na nas to nie działa. Praca to praca. Raz pamiętam, że młoda kobieta wyglądała nas z tramwaju. Spojrzała na mnie, byłem pewien, że zrozumiała kim jestem, bo się uśmiechnęła. Jednak nie wysiadła. Kiedy ją złapałem, to wspomniałem tę sytuację. Na co ona: „Byłam przekonana, że się panu spodobałam”.
Jak pasażer myślał, że przechytrzył Władka...
Koło mostu Poniatowskiego zgubiliśmy starszego Władka. Podjedzie następnym tramwajem. Kiedy wsiadamy widzimy, że spisuje jakiegoś pasażera. Facet, który z nami wsiada zauważył to i szybko wysiada, a my wraz z nim. „Jak to dobrze, że widziałem kanara. Nie złapią mnie”, zwierzał się dumny pan. O mało nie umarliśmy ze śmiechu. Władek go namawia do kupienia biletu. Mówi mu, że w biletomatach można nawet kartą płacić. Zastanawia się, ale nie decyduje się na kupno biletu. Wsiadamy do tramwaju. Władek wciąż go namawia. W końcu idzie kupić bilet, i Władek zaczyna kontrolę.
- Ten przynajmniej poszedł bilet kupić – mówi Władek. - Ale raz tak miałem, że mówiłem do gościa, by kupił bilet. Ten mówi, że ma to w gdzieś, że nie chce. Próbowałem go namawiać, dawałem mu szansę. Jednak skoro sam nie chciał kupić po kilku namowach, to wyciągnąłem identyfikator i go ujawniłem. Sam żałował, że nie skorzystał z szansy. Nie miał do mnie pretensji za wlepiony mandat.
Można trafić na sympatycznych gapowiczów. Takich, którzy rozumieją swój błąd i chętnie współpracują. Często płacą kary na miejscu (wychodzi znacznie taniej). Jednak powoli zaczynają mi działać na nerwy ci, którzy bezczelnie, jak te panie na początku, próbują wmówić inną wersję wydarzeń. To te osoby najczęściej wyzywają Władków od osób bez serca, bez duszy, a na koniec życzą „udanego życia w marnym zawodzie”.
W tym "marnym zawodzie" młodszy Władek zaczął pracować jako kontroler podczas studiów, chciał dorobić. Po jakimś czasie doszedł do wniosku, że ta praca mu się podoba, więc został. Ale chyba można to zrozumieć, bo po dłuższej rozmowie dowiaduję się, że uwielbia podróże. – Przez rok mieszkałem w Wietnamie. Kiedy nie pracuję, to zwiedzam nowe kraje. Czasami natrafiam na kontrolerów z innych krajów. To okazja do zrobienia pamiątkowej fotki – opowiada Władek.
Gapowicze palce odgryzają
Jednak nie zawsze jest sympatycznie. Tuż przed wyruszeniem w trasę, Władki w siedzibie ZTM mówią, że przed chwilą doszło do próby pobicia jednego z nich na placu Inwalidów. Starszy Władek sam opowiada, jak to czasami pasażer bywa agresywny. Nie chce mi odpowiedzieć na moje pytanie, czy próbowano go pobić. Zamiast tego wyciąga telefon i pokazuje zdjęcie swojego palca. Jakiś ujawniony gapowicz podczas próby ucieczki odgryzł mu spory kawałek skóry.
Innym problemem dla kontrolerów są gapowicze z biletami komórkowymi. - Jest dużo cwaniaków, którzy jeżdżą z telefonem w dłoni i nas wyglądają. Kiedy zaczynamy kontrolę wysyłają szybko smsa i myślą, że to załatwia sprawę. Wystarczy spojrzeć na godzinę by poznać oszusta. Dla przykładu pewna panie jechała z Pimotu (na Jagiellońskiej w Warszawie), a smsa wysłała w okolicach ZOO. Zarzekała się, że wsiadała z nami. Wystarczyło zajrzeć w monitoring z tramwaju. Zanim wsiedliśmy zdążyła przejechać 6 przystanków – opowiada Władek.
Kłamstwo ma bardzo krótkie nogi
W ciągu kilku godzin Władki zdążyli wypisać kilkadziesiąt mandatów. Przy okazji byłem świadkiem wielu zabawnych zajść. Jedna pani usilnie przekonywała, że nie ma dokumentów, ale zaraz dodała, byśmy ją puścili, bo śpieszy się na samolot. Sami sobie dopowiedzcie resztę tej historii. Jednak zdarzały się też sytuacje, kiedy gapowicze sami śmiali się z sytuacji i swobodnie żartowali sobie z Władkami.
- Ale już były na mnie skargi, że się za bardzo uśmiecham – śmieje się starszy Władek. - Ludzie różne rzeczy piszą. Jedna pani pisała, że powaga mojej funkcji wymaga, abym się nie uśmiechał. Ale innym razem ktoś naskarżył na mnie, że w ogóle się nie uśmiecham i że powinni wyciągnąć wobec mnie jakieś konsekwencje.
Zawód niewdzięczny, ale opłacalny i pełen przygód...
Na pierwszy rzut oka zawód kontrolera biletów, czyli Władka może się wydawać niewdzięczny i nudny. Jednak taki nie jest. Czas naprawdę szybko zlatuje i przeżywa się różne przygody. Jest jak na kolejce górskiej, raz zabawne, a raz niebezpieczne. Zależy, co kto lubi. Władki lubią, a na dodatek mogą sobie zwiedzać każdy zakątek miasta. To nie jest tak, że przypisano im tylko jeden rewir i tylko po nim mogą się poruszać. My byliśmy w centrum, na Pradze, na Mokotowie i na Woli.
Na koniec napiszę o samym Władku, którym sam byłem przez jeden dzień. Kontrolerzy używają tej nazwy, bo łatwiej jest mieć jedno imię niż zapamiętać imiona wszystkich kolegów. Poza tym łatwiej jest się komunikować między sobą w trakcie kontroli, co nie Władziu? A że czasami i pasażer się odezwie do nich per „panie Władku”, to tylko dodaje tej ksywce uroku. Tak więc dziś żegnamy „kanara” do lamusa, i podczas kontroli mówimy „Dzień dobry panie Władku”.