Nasza wczorajsza debata nad stanem polskich mediów wywołała spore zainteresowanie. Zarówno cytowani przez nas eksperci, jak i wielu komentujących było zgodnych, że dziennikarze prezentują dziś bardzo niski poziom. Brakuje im wiedzy, cechuje ignorancja. Czy naprawdę można tak generalizować opinię o całym środowisku dziennikarzy młodego pokolenia?
Jak w każdym zawodzie, tak i wśród dziennikarzy jest oczywiście mnóstwo osób, które dostając się do niego myślą tylko o tym, by szybko zrobić karierę. Jednak na fali młodej krwi, która zasiliła w ostatnich latach media zgodnie z modną zasadą, że dziennikarzem może być każdy, do tego zawodu aspiruje też wiele osób, dla których wciąż jest on misją.
Nieprzygotowani, niedouczeni, nieprofesjonalni, jak ocenia Magdalena Środa? Bynajmniej. Zdeterminowani, otwarci na nieustanne zdobywanie nowych umiejętności i chcący uczyć się od najlepszych. To oni biją się o staż, czy praktykę w największych redakcjach. Nieraz musząc wyłożyć na to własne pieniądze. Bo dzisiaj praktyka w znanej stacji telewizyjnej, czy wydawnictwie często oznacza płatne (i to słono...) szkolenie, a nie etat. To takich adeptów dziennikarstwa można też spotkać w stołecznej kluboksięgarni "Wrzenie Świata". Większość z nich przychodzi ze względu na zainteresowanie udziałem w Instytucie Reportażu, który prowadzą gospodarze lokalu. Ten projekt autorstwa m.in. Mariusza Szczygła, Wojciecha Tochmana, czy Hanny Krall jest być może najlepszym, co przytrafiło się dzisiejszemu dziennikarstwu w Polsce.
Gdy przed dwoma laty zakładano "Wrzenie Świata" - swego rodzaju towarzyską odnogę Instytutu Reportażu, Wojciech Tochman przypominał, że wraz z przyjaciółmi robi to, by uratować sztukę reportażu. - Prasa uważa, że nie stać jej, by dziennikarze robili pełnowartościowe reportaże, a wydawnictwa książkowe nie są gotowe na udźwignięcie kosztów takich tekstów, które są niemałe, bo ani czytelnicy, ani autorzy nie zadowalają się dziś tym, by wyjechać do sąsiedniego miasta i je opisać. Ostatnie dwa lata spędziłem w Ruandzie i wiem, ile to kosztuje. Chcemy pomagać w realizowaniu dużych projektów reporterskich - opowiadał "Gazecie Wyborczej".
I choć ich szefowie wymagają, by w redakcji każdy materiał był przygotowany "na już", chętnych rozwijać się pod okiem doświadczonych reportażystów, uczyć się sięgać głębiej i widzieć więcej, wcale nie brakuje. Tak samo, jak chętnych do udziału w konkursie "Grasz o staż" organizowanego przez "Gazetę Wyborczą", dzięki któremu można uczyć się od najlepszych w dziale krajowym, czy zagranicznym tego dziennika. Inni robią natomiast wszystko, by mieć szansę zainwestować swój czas i pieniądze w szkołę dziennikarstwa, którą prowadzi TVN24.
Ktoś powie jednak, że połowa dziennikarzy to dzisiaj ludzie z tzw. mediów obywatelskich. Czyli znikąd? Można się bardzo pomylić. Obraz dziennikarza obywatelskiego, który siedzi w domu i przeredagowuje depesze agencyjne jest oczywiście po części prawdą. Z drugiej strony, mnóstwo z nich to najlepsi dziennikarze lokalni, pełni pasji i poświęcenia. A także wiedzy. Mało który dziennikarz obywatelski musi zajmować się wszystkim, od sportu po gospodarkę. - Jednego dnia zajmujemy się służbą zdrowia, drugiego wojną w Korei ,a trzeciego zaginięciem małej dziewczynki - mówił wczoraj naTemat Jacek Żakowski. W świecie mediów obywatelskich najlepsi zajmują się tymczasem tym, na czym się naprawdę znają.
I tu w debacie nad poziomem dziennikarstwa wracamy do bardzo ważnego punktu. Gdy należy zadać sobie pytanie, czy poziom obniżyli tylko dziennikarze. Czy dzisiejszy czytelnik, widz, lub słuchacz naprawdę wolałby poczekać nawet kilka dni na świetny i dogłębnie sprawdzony materiał zgodny ze standardami, których uczy np. Instytut Reportażu? Niestety wiele wskazuje na to, że o wiele bardziej spodoba mu się zwykły news przygotowany byle jak, byle szybko.