
Wywołana prowokacyjnym felietonem Jakuba Żulczyka "generacyjna dyskusja" rozwija się w internecie w najlepsze: zabierają w niej głos kolejni przedstawiciele "naszego pokolenia", a ich teksty natychmiast stają się przedmiotem zażartych polemik. Niestety, im dłużej ten "spór" trwa, tym bardziej widać, jak bardzo jest jałowy.
W pierwszym z serii tekstów Maria Kozłowska zaczęła od zdystansowania się do artykułu Żulczyka podkreślając, że “dotyka przecież spraw absolutnie trywialnych” i “zdaje jedynie sprawę ze zmęczenia pisarza właściwą pewnemu środowisku konwencją”. Następnie autorka stwierdza, że wcale nie jesteśmy “pokoleniem Facebooka”, bowiem uformowały nas lata dziewięćdziesiąte, a podstawowym pokoleniowym doświadczeniem jest dla nas bycie przytłoczonym przez “prawdziwe”, a nie wirtualne dokonania naszych rodziców.
Rodziców, którzy obalali ustrój i pili wódkę z artystami, do których sami się odnosimy. Zakładali przedsiębiorstwa, żeby zarobić pieniądze, z których do dziś korzystamy i gazety, do których możemy co najwyżej napisać tekst. CZYTAJ WIĘCEJ
Wątek ten kontynuował też Jakub Maria Puzyna, który dostrzegając zasługi starszego pokolenia, podkreślał jednak, że w stworzonym przez nie świecie młodzi są na straconej pozycji.
Ogólnie rzecz biorąc my, młodzi, mamy na starych i władzę trochę wyj***ne. Jesteśmy na nich obrażeni. Jasne, zrobili rewolucję, znieśli zły system, wprowadzili kapitalizm. Spoko, szczere szapo ba. Problem w tym, że w tym nowym systemie, nowej rzeczywistości, którą rozumiemy lepiej od starych, nie ma dla nas miejsca. CZYTAJ WIĘCEJ
Dlatego też młodzi nie chcą zmieniać świata czy iść do polityki: mówią “pas” i przestają grać w tę grę, usuwając się w swoje prywatne “enklawy”. “Ale te enklawy to nasz świat, w którym chociaż trochę się liczymy, w którym możemy być lokalnymi bohaterami, a nie tylko kopiami postaci z seriali” – przekonuje Puzyna.
Kolejne wpisy w ankiecie “Vice” zdają się być potwierdzeniem diagnozy Puzyny: jeśli dobrze odczytuję przekaz tekstów Bartka Kraciuka, Piotra Kędzierskiego i (po części) Macieja Żakowskiego, ich główny przekaz sprowadza się do hasła: “róbmy swoje, nie pchajmy się do żadnej polityki”.
Nie chcę rządzić. Nie chcę utożsamiać się z żadną z opcji. Nie chcę być aktywny. Wolę być pustakiem wrzucającym zdjęcia żarcia na fb, niż hipokrytą pełną gębą. Wolę być jednoosobową agencją reklamową, która codziennie generuje kolejną odsłonę kampanii produktowi „Piotr Kędzierski”. CZYTAJ WIĘCEJ
Bardziej ostrożny jest Maciej Żakowski, który choć zdaje się nie mieć wątpliwości, że odwrócenie się młodych od spraw publicznych i strategia “róbmy swoje” są nieuniknione, to podkreśla, że konsekwencje tego stanu rzeczy mogą być niebezpieczne.
Pozostaje jednak pytanie o to, co jeśli ta technokratyczna demokracja, w której uczestniczymy coraz rzadziej przy urnach, pójdzie w złym kierunku, a na nasze codzienne życia realny wpływ zaczną mieć np. budzące się z letargu organizacje prawicowe, kanalizując społeczne frustracje i potrzebę pokoleniowej zmiany. CZYTAJ WIĘCEJ
Nadprodukcja opinii
Jak można podsumować głosy zebrane przez magazyn “Vice”? Ich różnorodność i wzajemna nieprzystawalność, a także fakt, że są na bardzo różnym poziomie, może wydawać się zaletą i sprawiać wrażenie, że oto mamy do czynienia z autentycznym, szczerym i ciekawym wielogłosem na temat pokolenia ‘80. Jedni patrzą tak, inni inaczej, każdy po swojemu opisuje dzisiejszy świat.
Każdy może się wypowiedzieć, każdy ma zdanie na każdy temat – a już na pewno potrafi narzekać na swój los i/lub narzekać na pokolenie wstecz/w przód. Z tej dyskusji niewiele wyniknie, i mimo iż kocham niezmiernie demokrację i to, że każdy (teoretycznie) ma prawo głosu, to lepiej tę dyskusję zostawić socjologom. CZYTAJ WIĘCEJ
I tym apelem chciałbym postawić kropkę nad “i”, powstrzymując się w tym temacie od dalszej “medialnej nadprodukcji”.

