Związkowcy ze związanej z SLD centrali OPZZ chcą, aby Polacy zamiast obecnych 40 godzin tygodniowo musieli pracować 38. Przekonują, że dzięki temu będą mniej zestresowani i bardziej wypoczęci, a płace pozostaną na niezmienionym poziomie. Poza tym pojawią się dodatkowe miejsca pracy. Pomysł OPZZ komentuje prof. Krzysztof Opolski, ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Reklama.
To sztuczny zabieg. Bo może rzeczywiście nowe miejsca pracy się pojawią, a może nie, ale na pewno spadną zarobki. Skrócenie tygodnia czasu pracy jest czasem stosowane, ale raczej za zgodą pracowników firmy, a nie jako narzucane odgórnie rozwiązanie systemowe. Nie jestem przeciwnikiem skracania czasu pracy, ale tylko jeśli pozwoli na to efektywność.
Tymczasem na razie Polacy pracują bardzo dużo godzin. Mamy zbyt mało rozwinięte zasoby techniczne, brakuje nam też umiejętności efektywnego zarządzania pracownikami. Dużym problemem jest na przykład przydzielanie ludziom odpowiednich stanowisk pracy. Gdyby tak się działo, pracowaliby dużo efektywniej i mogliby spędzać w pracy mniej czasu. Poza tym warsztaty pracy Polaków są gorzej wyposażone, nasi pracodawcy mają też problemy z rozliczaniem czasu pracy, motywowaniem pracowników.
Gospodarka to system, i to skomplikowany. Dlatego też każdy pomysł wyrwany z kontekstu jest zły. Jak wspomniałem jestem za zmniejszaniem liczby godzin spędzanych w pracy, ale nie możemy tego robić w oderwaniu od innych czynników. Być może skrócenie czasu pracy spowoduje, że będziemy bardziej wypoczęci i będziemy lepiej pracować. Ale konieczne jest też zadbanie o warsztat pracy i wiele innych kwestii.
Tego pod uwagę się nie bierze, tak jak przy innych propozycjach politycznych. A niestety propozycją polityczną jest także pomysł OPZZ. Jego autorom wydaje się, że jak się coś zarządzi, to będzie lepiej. To niestety mrzonka.