Polonista, nauczyciel akademicki i były ekspert MEN jest zdziwiony medialnym zamieszaniem wokół rzekomych zmian na liście szkolnych lektur: – Nowa podstawa programowa obowiązuje od 2009 roku. Nie słyszałem, żeby ostatnio była zmieniana – mówi prof. Bobiński tłumacząc, że "Pana Tadeusza" w gimnazjalnym kanonie nie ma już od 4 lat.
Informacja “Gazety Krakowskiej” została szybko podchwycona przez inne media i wzbudziła w internecie burzę komentarzy. Internauci oburzali się, że gimnazjaliści nie będą mieli szansy poznać naszej narodowej epopei.
Prof. Witold Bobiński, nauczyciel akademicki, polonista i jeden z ministerialnych ekspertów, którzy pracowali nad zmianami w podstawie programowej, jest jednak całym zamieszaniem mocno zdziwiony. – “Pan Tadeusz” nie mógł zniknąć z gimnazjalnego kanonu, bo od lat go tam nie ma – tłumaczy w rozmowie z naTemat.
Wygląda więc na to, że informacje "Gazety Krakowskiej" wcale nie są tak sensacyjne, jak mogłoby się w pierwszej chwili wydawać. Prof. Bobiński uspokaja i tłumaczy, jak wygląda sprawa listy lektur w polskich szkołach.
Jak skomentuje pan sensacyjne medialne doniesienia o zmianach w obowiązującej podstawie programowej? Czytelnicy sobotniej “Gazety Krakowskiej” mogli odnieść wrażenie, że czeka nas istna rewolucja jeśli chodzi o obowiązkowe lektury w polskich szkołach.
Prof. Witold Bobiński: Nowa podstawa programowa obowiązuje od 2009 roku. Przyznam, że o żadnych zmianach w ostatnim czasie nie słyszałem. Zresztą szczerze wątpię, by tego typu decyzje były podejmowane przez MEN w wakacje.
Czyli nie musimy się bać usunięcia “Pana Tadeusza” z listy lektur, które gimnazjaliści muszą przeczytać obowiązkowo i w całości? Ta informacja wzbudziła największe zdziwienie mediów i internautów.
“Pan Tadeusz” nie mógł zniknąć z gimnazjalnego kanonu, bo od lat go tam nie ma.
Jak to?
Wprowadzając w 2008 roku nową podstawę programową zdecydowano, że “Pana Tadeusza” w całości i obowiązkowo omawia się dopiero w liceum. Ale chciałbym zaznaczyć, że nie znaczy to wcale, iż nauczyciele gimnazjalni nie mogą omawiać “Pana Tadeusza” we fragmentach. Jest to jednak uzależnione od ich decyzji.
A czy w 2008 roku taki krok nie wzbudzał kontrowersji? Jeśli się nie mylę, wcześniej “Pan Tadeusz” omawiany był już w szkołach podstawowych.
Kontrowersje się pojawiały, ponieważ rzeczywiście poemat Mickiewicza przed reformą szkolnictwa omawiano we fragmentach lub w całości pod koniec ośmioklasowej szkoły podstawowej. Wiele osób nie chciało się więc pogodzić z “przeniesieniem” tej lektury do liceum.
Jakie argumenty przeważyły?
Doświadczenia poprzednich lat pokazywały, że 12, 13 czy 14-latkowie często nie są w stanie w pełni sprostać tej trudnej lekturze. Problemy pojawiały się nawet na poziomie fabuły: uczniowie mylili np. wątki. Podjęto więc decyzję, by dla dobra dzieła przenieść je do szkół średnich. Wielu nauczycieli przyjęło tę decyzję z ulgą – omawianie “Pana Tadeusza” w całości ze zbyt młodymi uczniami nastręczało ogromnych trudności.
Zakładam więc, że dziś niewielu polonistów decyduje się omawiać poemat Mickiewicza w gimnazjach choćby we fragmentach, choć teoretycznie mają taką możliwość?
Z całą pewnością nie jest to popularna praktyka.
Wśród głosów oburzenia, które pojawiły się po sobotnim tekście, dostrzec można było pretensję do MEN-u, że uczniowie generalnie czytają za mało Mickiewicza czy Sienkiewicza. Czy podstawa programowa z 2009 rzeczywiście okroiła naszą “narodową klasykę”?
Trudno powiedzieć, żeby po tamtych zmianach mniej było Mickiewicza, natomiast Sienkiewicz z całą pewnością ucierpiał. Była to świadoma decyzja – na przestrzeni całej edukacji szkolnej uczniowie czytali tysiące stron jego powieści. Teraz w gimnazjum omawia się jedną z trzech powieści: “Quo Vadis”, “Krzyżacy”, “Potop”. W liceum książek autora “Trylogii” nie ma już na liście pozycji obowiązkowych.
Wiele osób twierdzi, że źle się dzieje, że od młodych ludzi wymaga się znajomości coraz mniejszej liczby książek, które kiedyś były częścią żelaznego kanonu. Może w tym sensie pretensje internautów są uzasadnione?
Żyjemy w czasach, w których szkolny przymus czytania jest coraz bardziej iluzoryczny. Pojawia się coraz więcej możliwości ku temu, by ów przymus omijać. A im więcej lektur będziemy uczniom narzucać, tym bardziej będą skłonni, by szukać różnych ułatwień.
Warto więc stawiać na jakość, a nie na ilość?
W pewnym sensie tak: chodzi o to, by nauczyciel omawiał mniejszą liczbę lektur, ale robił to lepiej, dokładniej, ciekawiej, atrakcyjniej, np. wprowadzając fragmenty filmowe czy prowadząc z uczniami dyskusje. Lepiej omawiać mniej, ale rzetelnie, niż tylko udawać, że czyta się dużo.