Miliony na koncie, wille z basenami w ciepłych krajach, szał, splendor, autografy, wywiady i wizyty w zakładach pracy - czy tak wygląda życie pisarzy? Niekoniecznie.
Być pisarzem musi być fajnie. Taki Ernest Hemingway siedział sobie na Kubie, popijał mojito, notował w notesie moleskine’a i tworzył. Sztuka tworzenia, czucia, że słowa niemalże same wymykają się spod palców, pasja, miliony pomysłów, piękne okoliczności przyrody… Ah, może nie od zawsze, ale od dłuższego czasu myślałem o książce i nadal zdarza mi się marzyć o kilkumiesięcznym urlopie, podczas którego mógłbym zwiedzać, poznawać, przenikać, pisać książkę (naczelny powiedział, że mogę sobię wybić z głowy urlop, mam nadzieję, że chodziło mu jedynie o kilkumiesięczny).
Pisanie książek ma w sobie coś magicznego. Wyobraźcie sobie domek na skarpie na Mazurach, piękne słońce, lekki wietrzyk, komputer, cisza, spokój i pisanie… W normalnym życiu nie możesz być jego narratorem, stwórcą, głównym architektem, bogiem i niszczycielem. Pisanie książki daje ogromną możliwość stworzenia historii, stworzenia życia zupełnie innego, zupełnie „twojego”, życia, którym przynajmniej przez chwilę będzie żyć kilka osób - będą o twojej książce rozmawiać, będą ją (naiwny jestem, ale wierzę) czytać. W najlepszym wypadku sprzedasz setki tysięcy egzemplarzy i nieźle zarobisz.
No właśnie, po co o tym wszystkim piszę? Zastanawialiśmy się w redakcji ile zarabiają w Polsce pisarze. I nie mam tu na myśli Katarzyny Grocholi, choć i o niej wspomnę pod koniec. Pisanie książek nie jest lukratywnym zajęciem - tak generalnie. Według autora bloga mój book, czyli jak wydać książkę autor może liczyć na około 10 proc. wartości hurtowej sprzedaży. Czyli jeżeli jestem początkującym pisarzem, a moja książka kosztuje u wydawcy około 25 złotych i dzięki szerokim znajomościom i dużej rodzinie uda mi się, pardon, mojemu wydawcy uda się sprzedać 3 tysiące egzemplarzy, to na moje konto wpłynie astronomiczna kwota 7500 złotych. A w zasadzie nie wpłynie, bo od tego trzeba jeszcze zapłacić podatek, więc dostanę około 6750 złotych. Książek nie da się pisać co miesiąc, więc sami widzicie, że początki nie są kolorowe.
Z najnowszych (za październik 2010) danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że literaci (w raporcie zbici w jedno z filologami i dziennikarzami) zarabiali miesięcznie średnio 5764 złote brutto. Warto pamiętać, że średnia ma to do siebie, że około 2/3 zarabia poniżej tejże. Według GUS niecała jedna piąta literatów, dziennikarzy i filologów zarabiała powyżej 7087 złotych miesięcznie. Sami widzicie więc, że daleko im do zarobków amerykańskich, czy angielskich pisarzy, który w ramach zaliczki na napisanie książki mogą dostać nawet ponad milion dolarów. Do tego oczywiście udział w zyskach ze sprzedaży.
W Polsce jest oczywiście grupa osób, która z pisania może się spokojnie utrzymać. Jak przeczytałem w serwisie wiadomości24 najlepiej zarabiającym pisarzem w Polsce był rok temu ulubieniec Hanny Rydlewskiej, Wojciech Cejrowski - na sprzedaży książek miał zarobić prawie 2 miliony złotych. Drugie miejsce wypisała sobie Małgorzata Kalicińska, autorka m.in. "Domu nad rozlewiskiem" - niecały milion złotych, a na trzecim miejscu znalazła się Katarzyna Grochola z nieco tylko mniejszą kwotą na koncie. Na kolejnych miejscach Joanna Chmielewska (868 tys. zł), Wojciech Mann (674 tys. zł), Monika Szwaja (616 tys. zł), Artur Domosławski (479 tys. zł), Janusz Głowacki (399 tys. zł), Szymon Hołownia (285 tys. zł) i Kinga Rusin (214 tys. zł). To jednak wyjątki potwierdzające regułę. To nie jest kraj dla początkujących pisarzy. Chyba, że oprócz talentu i czasu będą też mieli szczęście, ktoś ich zauważy, książka okaże się rewelacyjna, ludzie będą ją kupować nawet, jeżeli nie zrobią na jej podstawie serialu telewizyjnego, albo przyjedzie do Polski jakiś ważny producent z USA i kupi do niej prawa, by zrobić oscarowe dzieło. Nierealne? Ale możliwe. Oczywiście można też pójść do „Tańca z Gwiazdami” i pisać durne miłosne opowiastki.