Microsoft kupił produkcję telefonów Nokii za ponad 7 miliardów dolarów. Wszyscy teraz zastanawiają się – co z Nokią? W Polsce wszyscy wspominają fińskiego producenta, jego sukcesy i powolny upadek. W tej sytuacji należy jednak spytać: co z Microsoftem? Czy niegdysiejszy monopolista, dzisiaj coraz mniej znaczący w świecie technologii, podbije wreszcie rynek mobilny i wypuści telefon, który tłumy pokochają jak kultową 3310?
To niewątpliwie jedno z najważniejszych przejęć w historii technologii. Najistotniejsza transakcja w tej branży w tym roku. Niektórzy śmieją się, że jeden dinozaur zjadł drugiego. "Puls Biznesu" na swoim fanpejdżu na Facebooku nabijał się, że jeśli Microsoft wykupi jeszcze BlackBerry, to będzie mógł otworzyć muzeum.
Jak spotkały się dwa dinozaury
W tych żartach jest sporo racji. Nie da się ukryć, że zarówno Nokia, jak i Microsoft, mają spore problemy. I ich sytuacja jest bardzo podobna. Obie firmy były kiedyś potentatami w swojej dziedzinie, by nie rzec – monopolistami. W latach '90 i jeszcze przez kilka pierwszych lat XXI wieku Nokia absolutnie rządziła na rynku telefonów komórkowych. Microsoft miał taką samą pozycję, jeśli chodzi o systemy operacyjne.
Obie firmy odrobinę zignorowały mobilną rewolucję, która powoli dokonywała się na rynku. Nokia była przeświadczona, że zawsze będzie mogła dogonić technologicznie resztę, Microsoft – że skoro rządzi na rynku systemów operacyjnych dla maszyn stacjonarnych, to urządzenia mobilne nie są mu potrzebne. A w razie czego – co to za problem, stworzyć dobry system, skoro na urządzeniach stacjonarnych jest się potentatem?
Rzeczywistość okazała się dla nich brutalna. Kiedy okazało się, że klasyczne PC-ty odchodzą do lamusa, a użytkownicy coraz częściej porzucają "piecyki", ba, nawet laptopy, na rzecz tabletów i smartfonów, Microsoft był już daleko w tyle. Gdy rozwijały się już kolejne iPhone'y i Android, MS pokazywał wciąż bardziej stacjonarnego Windowsa 7. Gdy konkurencja stawiała na intuicyjność, szybkość i płynność działania, a także liczne aplikacje, Nokia fundowała niezbyt stabilny i niezbyt przyjazny Symbian, a potem niewiele lepszy Windows. Wciąż niedopracowany i zdecydowanie daleko za konkurencją.
Microsoft był w o tyle lepszej sytuacji, że produkował software, który teoretycznie łatwiej jest dystrybuować, niż konkretne modele telefonów – szczególnie przy tak ostrej konkurencji ze strony Samsunga i Apple. Nie zmienia to jednak faktu, że to Microsoft bardzo potrzebuje Nokii, tak samo jak Nokia Microsoftu. Dwa dinozaury, żeby przeżyć w nowoczesnym świecie, muszą nie tylko się zjednoczyć, ale i dostosować do nowej rzeczywistości.
Koniec tego, co stworzył Gates?
Chociaż przejęcie Nokii mogło wydawać się zaskoczeniem, to po ułożeniu wielu elementów w jedną całość układa się obraz przemyślanej strategii. Strategii Microsoftu, który wreszcie, być może, zdetronizuje odrobinę Apple i Google na rynku mobilnym.
Przede wszystkim warto zauważyć, że dosłownie na kilkanaście dni przed ogłoszeniem przejęcia Steve Ballmer, obecny CEO Microsoftu, ogłosił przejście na emeryturę. Na tę informację pozytywnie zareagowała giełda – kurs Microsoftu skoczył wówczas o kilka procent w górę. Dzisiaj, na wieść o przejęciu Nokii, MS wielkich wzrostów nie miał – jego kurs wahał się tak samo, jak w ciągu ostatnich kilku dni.
Ballmer odchodzi, bo najprawdopodobniej po prostu nie rozumie lub nie umie prowadzić firmy technologicznej na tak dynamicznie zmieniającym się rynku. Steve Ballmer współpracował z Billem Gates'em już od lat '80 – pomagał mu rozkręcać Microsoft, ale głównie od strony finansowej i sprzedażowej. Nawet gdy Ballmer został CEO firmy, to nadal Gates kierował technologiczną wizją.
Nic dziwnego więc, że Steve Ballmer nie poradził sobie z podbijaniem rynku mobile. Przyzwyczajony do sukcesu zbudowanego na jednym systemie operacyjnym, będąc finansistą, Ballmer po prostu nie wyczuł, że trzeba się zmienić. Być może – jak wielu biznesmenów – po prostu bał się zmieniającej się sytuacji i zamiast stawić jej czoła, wolał odpuszczać. Dlatego też, gdy wreszcie ogłosił, że odchodzi na emeryturę, akcjonariusze powitali tę wiadomość z entuzjazmem. Nieoficjalnie mówiło się zresztą, że to udziałowcy – zmartwieni o los Microsoftu – naciskali na Ballmera w kwestii odejścia.
Jeśli faktycznie udziałowcy naciskali, to też nie powinniśmy się temu dziwić. Ballmer nie potrafił być ani tak ujmujący i przekonujący jak Bill Gates, ani tak wizjonersko-alternatywny jak Steve Jobs. Znakiem rozpoznawczym wciąż obecnego CEO Microsoftu stały się wariackie wystąpienia, jak to poniżej. Nie trzeba chyba dodawać, że taka "szajba" u głównego zarządzającego firmą – kiedy w parze z szaleństwem nie idą wyniki – nie była zbyt dobrze postrzegana przez inwestorów i rynki.
Kto zostanie nowym szefem Microsoftu
Ballmer jednak odchodzi, a jego miejsce zajmie... No właśnie, jeszcze nie wiadomo kto. Ale w 90 proc. publikacji o dzisiejszym przejęciu wskazuje się Stephena Elopa – dotychczasowego CEO Nokii - jako osobę, która zostanie kolejnym CEO Microsoftu. Pasowałoby to do ogólnej koncepcji MS, wedle której firma ma stać się "producentem usług i sprzętu". Microsoft ogłosił swoją "wielką reorganizację" w lipcu.
Elop na stanowisku CEO w Microsofcie idealnie pasuje nie tylko do tej reorganizacji, ale też na samo stanowisko. Wcześniej był dyrektorem w Microsofcie, potem w 2010 roku przeszedł do Nokii. Tam pierwsze co zrobił, to odcięcie się od systemu Symbian i przejścia na Windowsa. To on zajmował się, nawiązaną w 2011 roku, współpracą Nokii i Microsoftu. I tak samo, jak mało kto dziwił się samemu przejęciu, tak mało kto będzie dziwił się, jeśli Elop zostanie nowym CEO giganta z Redmond.
W internecie już nawet krąży teoria spiskowa, jakoby Elop przeszedł z MS do Nokii tylko po to, by zniszczyć biznes komórkowy w fińskiej firmie, by Microsoft mógł potem odkupić producenta komórek trochę taniej.
Wielka Myśl Microsoftu
Wszystkie te ruchy, zarówno ze strony Nokii, jak i Microsoftu, składają się na jedną całość: słynny producent Windowsa, a zapewne jego zarząd i akcjonariusze, zorientowali się, że na samym systemie sprzedawanym na urządzenia stacjonarne już długo nie pożyją. Walka o indywidualnego klienta przeniosła się tam, gdzie Windows nic nie znaczy – czyli na urządzenia mobilne.
Ewidentnie więc ktoś musiał zastąpić Ballmera. Ktoś, kto nie tylko zna się na biznesie, ale też ktoś, kto zna Microsoft, a do tego czuje rynek urządzeń mobilnych. Czy można wyobrazić sobie do tej roli kogoś lepszego, niż Elop?
Nowy CEO zapewne będzie musiał opracować strategię, jak Microsoft-Nokia ma podbić rynek mobilny. Z wypowiedzi analityków i przedstawicieli branży wynika jasno, że ani pierwsze, ani drugie miejsce w kwestii smartfonów i tabletów nie jest dla Microsoftu. Gigant z Redmond może zadowolić się trzecią pozycją i to w nią celuje – by chociaż spróbować dogonić Apple i Google.
A jest co gonić, bo Apple tylko w drugim kwartale 2013 roku sprzedał... 31 milionów iPhone'ów. Dla porównania – Nokia sprzedała w tym samym okresie nieco ponad 7 milionów telefonów Lumia. 30 milionów, tak łatwo osiągnięte przez Apple, Nokia wyrobiła na przestrzeni 1,5 roku, czyli – lekko licząc – w czasie 6 razy dłuższym. Nokia w 2012 roku miała 4,3 proc. udziału w rynku smartofnów, telefony z Windowsem zaś stanowią 2 proc. mobilnego rynku.
Nokia - ostatnia deska ratunku
Można się śmiać, że ślepy będzie próbował prowadzić kulawego, ale prawda jest taka, że Microsoft za bardzo nie miał innego wyjścia, niż postawić wszystko na jedną kartę. Inne firmy – jak HTC czy Huawei – z początku wyrażały chęć współpracy z firmą z Redmond, ale ten romans szybko się skończył. Microsoft nie ma, poza Nokią, innego producenta sprzętu, który byłby mu przychylny. Przejęcie Nokii ma zapewne sprawić, że MS będzie łatwiej produkować system dobrze zintegrowany z konkretnymi smartfonami, łatwiej opracowywać nowe rozwiązania i sprzedawać je w swoim własnym smartfonie.
MS uniezależnił się więc technologicznie, chociaż – jak zapewniają przedstawiciele firmy – inni producenci sprzętu nie będą w tej sytuacji dyskryminowani. Własne smartfony to jednak tylko część większego planu, którego zręby widać już dzisiaj.
Nowa strategia MS
Microsoft bowiem planuje otworzyć centrum baz danych w Finaldnii. Ma ono służyć obu firmom i "klientom w Europie". Biorąc pod uwagę fakt, że od 2015 Microsoft będzie mógł posługiwać się w produkcji smartfonów brandem Nokia, można śmiało założyć, że jednym z rynków do podbicia przez te telefony będzie właśnie Europa – która do fińskiego producenta ma po prostu sentyment i sympatię dla marki.
Z drugiej strony, MS nie może zadbać o wiele bardziej dochodowych rynków: azjatyckich czy amerykańskiego. Jeśli chodzi o te pierwsze, to MS wraz z Nokią przejął markę Asha – tanią wersję Nokii właśnie na rynki wschodzące. Rozwinięcie tego pionu może być strzałem w dziesiątkę i podbijać klientów tam, gdzie Apple i Google jeszcze nie docierają, bo ich urządzenia są po prostu zbyt drogie. Jeśli zaś chodzi o USA, to Microsoft, choć w ostatnich latach z nadszarpniętą reputacją – ma niewątpliwie ogromną renomę i na bazie swojej marki może produkować smartfony dla Amerykanów. Nie zdziwiłbym się, gdyby ten sam model w Europie był sprzedawany pod brandem Nokia, a w USA – Microsoftu.
By to jednak osiągnąć, Microsoft ze swoim nowym nabytkiem musi stworzyć spójną i sensowną strategię działania. Póki co musi zażegnać kryzys, jakimi były porażki Windowsa 8 i tabletów Surface. Niewątpliwie jednak, gdyby Microsoftowi udało się teraz stworzyć spektakularnie dobry model smartfona, te dwie porażki odeszłyby w niepamięć.
Steve Ballmer zapowiedział, że jego firma przejęła Nokię tylko po to, by "zapobiec Apple i Google od zdominowania rynku mobilnego". Miejmy nadzieję, że to tylko chwilowa skromność i tak naprawdę Microsoft powalczy o to, by stworzyć nową jakość smartfona. Nieco skostniałemu i nudnemu rynkowi – bo ile można dodawać linii do wyświetlacza iPhone'a – na pewno taki konkurencyjny kopniak by się przydał.