Gołota jaki jest każdy widzi. My prezentujemy jego związki z polskim światem kultury.
Gołota jaki jest każdy widzi. My prezentujemy jego związki z polskim światem kultury. Fot. Dominik Gajda / Agencja Gazeta

Po niedawnej śmierci poetki Wisławy Szymborskiej media zaczęły na nowo pisać o jej związkach z boksem. O idolu, jakim był dla niej Andrzej Gołota. O specjalnie przerobionych, traktujących o boksie wierszach, które w formie żartu otrzymała od swoich przyjaciół. Ale to nie jedyny przykład powiązań Gołoty ze światem polskiej kultury. O bokserze śpiewał Kazik Staszewski, specjalny skecz poświęcił mu Marcin Daniec. Gołota pojawił się na parkiecie przy okazji "Tańca z gwiazdami". A idolem był nie tylko dla Szymborskiej, ale i dla osoby z zupełnie innego światka. Dla Andrzeja K., zwanego Pershingiem. Który, gdy jeszcze żył, był szefem mafii pruszkowskiej.

REKLAMA
Boks miał szczególne miejsce w sercu Szymborskiej. Dowód? Jej wiersz, "Wieczór autorski", zaczyna się tak:
"Muzo, nie być bokserem to nie być w cale.
Ryczącej publiczności poskąpiłaś nam.
Dwanaście osób jest na sali,
już czas, żebyśmy zaczynali.
Połowa przyszła, bo deszcz pada,
reszta to krewni. Muzo"
Gołota był dla poetki wzorcem, współczesnym idolem, co w tekście "Gołłota, subtelny liryk" opisał Radosław Leniarski. To nic, że reprezentowali dwa jakże różne od siebie światy. Tutaj subtelna poezja, tam brutalna walka na ringu. Szymborska cieszyła się z jego wygranych, przeżywała porażki. Po każdej z nich otrzymywała kondolencje od swoich przyjaciół. Znajomi podarowali jej też wielkie zdjęcie boksera, które zawisło koło jej łóżka.
Oblegany w restauracji
Mniej więcej w tym samym czasie byli na szczycie. Ona właśnie otrzymała Nagrodę Nobla, on walczył z najlepszymi - Riddickiem Bowe, Mikiem Tysonem, Michaelem Grantem. Przegrywał, najczęściej przez swoją psychikę, bo same bokserskie umiejętności miał wtedy olbrzymie.
Pewnego razu spotkali się w jednej restauracji. Szymborska była ze swym sekretarzem, próbowali zamówić jedzenie. Bez powodzenia, bo w drugim kącie sali siedział Gołota i rozdawał autografy. Kolejka była długa, obejmowała kelnerów. Długo siedzieli głodni.
Gdy poetka ukończyła 80. lat, jej znajomi postanowili sprawić jej prezent. Dostała tomik wierszy "Sobie a guzom", rzekomo dedykowany jej przez samego boksera, nazwanego, po konsultacji z prawnikami, "Gołłotą". To miał być żart - jego autorzy próbowali wytłumaczyć ludziom, że Polak przegrywa kluczowe walki, bo minął się z powołaniem i tak naprawdę jest subtelnym, utalentowanym poetą.
W tomiku była chociażby taka przeróbka wiersza Czesława Miłosza:
"Który skrzywdziłeś"
"Który skrzywdziłeś boksera prostego
śmiechem nad klęską jego wybuchając,
bandę szyderców wokół siebie mając
na pomieszanie dobrego i złego -
nie bądź bezpieczny. Bo bokser to bokser.
Możesz go zabić bez cienia rozterki,
ale pamiętaj - zostaną bokserki"

Po śmierci Szymborskiej Gołota, tym razem już ten prawdziwy, przez jedno "ł" stworzył dla niej wiersz. A może bardziej epitafium. Niezbyt wyrafinowane, ale sympatyczne. Takie na miarę umiejętności boksera:
Dla P. Szymborskiej
Braknie mi Ciebie w moim narożniku
mimo że nigdy nie stąpałaś po ringu.
Pozostaną wiersze. "Dziękuję" to za mało...
A. Gołota
Piosenka, której się wstydzi
Znany ze swego umiłowania do sportu jest także Kazik Staszewski. Kocha piłkę nożną, chwali się tym, że o futbolu w latach 80. wie niemal wszystko. W piosence "Cztery pokoje" znajdziemy taki wers:
"Polscy piłkarze nie strzelili od kilkuset minut gola
to stan na kwiecień 2000 i zakończona moja rola
Ale to tylko dwie linijki. Gołocie, gdy był na szczycie, Kazik poświęcił całą piosenkę, w której podkreśla jego świetny bilans i przeciwników, których wtedy miał na rozkładzie:

Ale po latach, gdy Gołota zdążył już dwukrotnie zdzielić w czułe miejsce Riddicka Bowe'a, uciec z ringu w trakcie starcia z Tysonem czy stoczyć jedną z najkrótszych walk o tytuł w historii, z Lennoxem Lewisem, piosenkarz trochę już wstydził się tekstu, jaki napisał. - Ja się wstydzę tej piosenki odkąd Gołota uciekł z ringu przed Tysonem. Powiedziałem wtedy, że jestem matołem, że dałem się ponieść emocjom - stwierdził w wywiadzie dla portalu Interia.pl.
Dziś, gdyby miał zająć się tematem Gołoty, taki utwór wybrzmiałby zgoła inaczej. Zamiast zachwalać bilans polskiego pięściarza, Kazik najchętniej skupiłby się na kryzysie, jaki przechodzi boks oraz na słabych rywalach, z którymi Polak boksował. -Waga ciężka po odejściu Lennoxa Lewisa jest uboga. Nie ma w niej nikogo, kto by mógł powiedzieć, że dzierży berło. Z kim Gołota wygrał? Kevin McBride, umówmy się, to bardzo cienki bokser, który wygrał z Tysonem, ale Tyson nie jest już tym Tysonem, który rozkładał każdego z osobna i w tłumie - mówi bez ogródek.
Gołota pękającym balonem
No właśnie, te feralne porażki, które tak zmieniły podejście Kazika. Tego typu epizod w karierze sportowca najczęściej powoduje, że może stać się bohaterem kabaretów. Tak było i z Gołotą. Marcin Daniec w ten właśnie sposób opowiada jego nadzwyczaj krótkiej walce z Lewisem:

Z Dańcem zresztą kilka miesięcy temu rozmawiałem, przy okazji materiału dotyczącego sportowego humoru w Polsce. Mówił, że walka Gołota - Lewis to taka fajna historia z gatunku "nadmuchany balon pęka". Coś w stylu meczu Polaków z Koreą, który też parodiował. W rozmowie telefonicznej chwalił się wtedy, że jedno z jego sformułowań zostało podchwycone przez media, ludzi i jest popularne do dziś. To mianowicie, że tę walkę można by całą pokazać w "Teleexpressie".
Kilka dni po pierwszej autoryzacji tekstu dostałem od niego kolejnego maila. Chciał nieco załagodzić swoje słowa o Andrew. Napisał mi tak: "Witam! Żeby tak nie dowalać Gołocie, proszę napisać przed […] „walka w Teleexpressie”: Wcześniejsze walki Gołoty, zwłaszcza z Ridickiem Bowe, nie nadawały się do kabaretu, bo wtedy Andrew był jednym z najlepszych pięściarzy na świecie! Pozdr. MD"
Gdy treść zmieniłem, od razu odpisał: "Witam! Widzi pan,jak ktoś chce… Dziękuję, bo jeżdżę co roku do Chicago… Teraz jest super!"
Dowcipy o Gołocie, po jego 53-sekundowej walce z Lemonem Brewsterem:

Przychodzi Brewster do stolarza, a tam Gołota na deskach.

Podobno "Małysz dłużej leci niż Gołota walczy"

TVN zadecydowało, że jeżeli dojdzie do kolejnych walk z udziałem "Endrju Gołoty", to przed rozpoczęciem każdej transmisji będzie się pojawiało krótkie ostrzeżenie: PROSIMY... NIE MRUGAĆ OCZYMA!!!

- Halo? - Mówi Andrzej Gołota, zajmę panu najwyżej minutkę...



Pruszków kochał Andrew
Co ciekawe, nazwisko polskiego boksera pada nie tylko w filmie Katarzyny Kolendy- Zaleskiej o Wisławie Szymborskiej, ale też w filmie dokumentalnym, swego czasu emitowanym w TVN, zatytułowanym "Alfabet mafii". Spokojnie, nie chodzi o to że Gołota w przeszłości kradł samochody czy wymuszał haracze. Mowa jest raczej o ludziach, którzy swego czasu zaczęli kręcić się wokół niego.
Andrzejowi K. ktoś z nazwiska uciął "olikowski". Zresztą nawet już wtedy bardziej znany był jako "Pershing". Swego czasu szef mafii pruszkowskiej. To on wraz z kolegami na początku lat 90. zaczął interesować się polskim pięściarstwem. Nawet tym amatorskim. "Pruszków", w przerwie między zbieraniem haraczy w okolicach Krakowskiego Przedmieścia, podjeżdżał też na sale bokserskie, gdzie obserwował treningi pięściarzy. Rozmawiał z nimi, zaprzyjaźniał się.

Gdy Gołota zaczął robić karierę za Oceanem, jego związek z Andrzejem K. stał się szczególny. Znajomi? Na pewno. Przyjaciele? Kto wie, czy to nie byłoby bardziej właściwe słowo na określenie tej relacji.
Jakkolwiek to brzmi, szef "Pruszkowa" wspierał go niemniej niż Szymborska. Kibicował, motywował odwiedzał. Gdy Andrew bił się z Michaelem Grantem, "Pershing" postawił 80 tysięcy dolarów na jego wygraną. A Gołota faworytem nie był, bo bukmacherzy, w razie jego triumfu, wypłacali aż 5 dolarów za jednego postawionego.
Andrew przegrał walkę, którą powinien był wygrać. Choć Grant na początku pojedynku dwa razy leżał na deskach, to on ostatecznie pokonał Polaka. Na filmie poniżej radzimy zwrócić uwagę na łysawego gościa, który entuzjastycznie reaguje, gdy Grant pada na deski. Cieszy się. Skacze z rękami w górze. Cóż 400 tysięcy dolarów piechotą nie chodzi. Nawet dla gangstera.

Tak, to właśnie "Pershing". Gangster, który ostatniej walki Gołoty nie miał okazji obejrzeć. W 1999 roku zastrzelono go w Zakopanem.
Ktoś złośliwy może powiedzieć, że mniej więcej w tym samym czasie umarła śmiercią nagłą kariera Gołoty. Na przykład Daniec albo Staszewski. Bo raczej nie Szymborska.