
Po niedawnej śmierci poetki Wisławy Szymborskiej media zaczęły na nowo pisać o jej związkach z boksem. O idolu, jakim był dla niej Andrzej Gołota. O specjalnie przerobionych, traktujących o boksie wierszach, które w formie żartu otrzymała od swoich przyjaciół. Ale to nie jedyny przykład powiązań Gołoty ze światem polskiej kultury. O bokserze śpiewał Kazik Staszewski, specjalny skecz poświęcił mu Marcin Daniec. Gołota pojawił się na parkiecie przy okazji "Tańca z gwiazdami". A idolem był nie tylko dla Szymborskiej, ale i dla osoby z zupełnie innego światka. Dla Andrzeja K., zwanego Pershingiem. Który, gdy jeszcze żył, był szefem mafii pruszkowskiej.
Mniej więcej w tym samym czasie byli na szczycie. Ona właśnie otrzymała Nagrodę Nobla, on walczył z najlepszymi - Riddickiem Bowe, Mikiem Tysonem, Michaelem Grantem. Przegrywał, najczęściej przez swoją psychikę, bo same bokserskie umiejętności miał wtedy olbrzymie.
Po śmierci Szymborskiej Gołota, tym razem już ten prawdziwy, przez jedno "ł" stworzył dla niej wiersz. A może bardziej epitafium. Niezbyt wyrafinowane, ale sympatyczne. Takie na miarę umiejętności boksera:
Znany ze swego umiłowania do sportu jest także Kazik Staszewski. Kocha piłkę nożną, chwali się tym, że o futbolu w latach 80. wie niemal wszystko. W piosence "Cztery pokoje" znajdziemy taki wers:
Ale po latach, gdy Gołota zdążył już dwukrotnie zdzielić w czułe miejsce Riddicka Bowe'a, uciec z ringu w trakcie starcia z Tysonem czy stoczyć jedną z najkrótszych walk o tytuł w historii, z Lennoxem Lewisem, piosenkarz trochę już wstydził się tekstu, jaki napisał. - Ja się wstydzę tej piosenki odkąd Gołota uciekł z ringu przed Tysonem. Powiedziałem wtedy, że jestem matołem, że dałem się ponieść emocjom - stwierdził w wywiadzie dla portalu Interia.pl.
No właśnie, te feralne porażki, które tak zmieniły podejście Kazika. Tego typu epizod w karierze sportowca najczęściej powoduje, że może stać się bohaterem kabaretów. Tak było i z Gołotą. Marcin Daniec w ten właśnie sposób opowiada jego nadzwyczaj krótkiej walce z Lewisem:
Z Dańcem zresztą kilka miesięcy temu rozmawiałem, przy okazji materiału dotyczącego sportowego humoru w Polsce. Mówił, że walka Gołota - Lewis to taka fajna historia z gatunku "nadmuchany balon pęka". Coś w stylu meczu Polaków z Koreą, który też parodiował. W rozmowie telefonicznej chwalił się wtedy, że jedno z jego sformułowań zostało podchwycone przez media, ludzi i jest popularne do dziś. To mianowicie, że tę walkę można by całą pokazać w "Teleexpressie".
Przychodzi Brewster do stolarza, a tam Gołota na deskach.
Podobno "Małysz dłużej leci niż Gołota walczy"
TVN zadecydowało, że jeżeli dojdzie do kolejnych walk z udziałem "Endrju Gołoty", to przed rozpoczęciem każdej transmisji będzie się pojawiało krótkie ostrzeżenie: PROSIMY... NIE MRUGAĆ OCZYMA!!!
- Halo? - Mówi Andrzej Gołota, zajmę panu najwyżej minutkę...
Pruszków kochał Andrew
Co ciekawe, nazwisko polskiego boksera pada nie tylko w filmie Katarzyny Kolendy- Zaleskiej o Wisławie Szymborskiej, ale też w filmie dokumentalnym, swego czasu emitowanym w TVN, zatytułowanym "Alfabet mafii". Spokojnie, nie chodzi o to że Gołota w przeszłości kradł samochody czy wymuszał haracze. Mowa jest raczej o ludziach, którzy swego czasu zaczęli kręcić się wokół niego.
Gdy Gołota zaczął robić karierę za Oceanem, jego związek z Andrzejem K. stał się szczególny. Znajomi? Na pewno. Przyjaciele? Kto wie, czy to nie byłoby bardziej właściwe słowo na określenie tej relacji.
Tak, to właśnie "Pershing". Gangster, który ostatniej walki Gołoty nie miał okazji obejrzeć. W 1999 roku zastrzelono go w Zakopanem.
