Wraz z rozpoczęciem roku szkolnego rodziców w całym kraju rozgrzewają dyskusje o nowej ustawie przedszkolnej. - Zobaczcie, jaką mądrą ustawę przygotowało ministerstwo dla Waszych dzieci w publicznym przedszkolu. W prywatnych nic się nie zmieniło, czyli bogate dzieci będą wykształcone, a reszta będzie tylko jadła i spała – komentuje Jacek, który na ustawę oburza się na Facebooku. Z całego kraju płyną tysiące takich głosów. O co chodzi w całej aferze i na co wściekli są rodzice?
Nowa ustawa przedszkolna weszła w życie 1 września. Politycy sprytnie przyjęli ją pod koniec czerwca – kiedy dzieci w przedszkolach już raczej nie było, wielu rodziców pojechało na wakacje, a pracownicy placówek mieli chwilę na oddech. Tę sytuację wykorzystał rząd i szybko wprowadził ustawę, która zmienia sporo, ale aż do końca wakacji nie było o niej głośno. Komentarze internautów w oryginalnej pisowni.
O co w całej kłótni chodzi?
Wraz z wejściem ustawy wchodzi przepis, który mówi: opłaty za każdą dodatkową godzinę spędzoną przez dziecko w przedszkolu, powyżej 5 godzin (te 5h jest bezpłatne), nie mogą być wyższe niż 1 zł/godzinę. Rodzice więc zapłacą mniej za pobyt dzieci w przedszkolu.
W związku z tym, w wielu przedszkolach nagle musiały zniknąć zajęcia dodatkowe – bo osoby, które je prowadziły, pobierały za to pieniądze, a płacili rodzice. Były to najczęściej stawki rzedu 20-30 złotych za miesiąc od dziecka, czyli nieduże. Przedszkole miało umowę z taką osobą bądź firmą, a rodzice płacili przedszkolu za zajęcia dodatkowe. Kiedy okazało się, że rodzic jednak nie może płacić więcej niż 1 zł za każdą dodatkową godzinę, placówki z zajęć musiały zrezygnować – bo nie mogą wziąć pieniędzy od rodziców, a same nie mają na pokrycie takich kosztów.
Dlaczego MEN wprowadził taki przepis?
Zamysł ministerstwa był taki, by wszystkie dzieci w przedszkolach publicznych były równe. To znaczy – żeby nie było sytuacji, w której część dzieci idzie na zajęcia dodatkowe, a reszta zostaje w sali, bo rodziców nie stać na opłacenie zajęć. MEN chciał, by w przedszkolach dzieci nie dzieliły się na "biedne" i "bogate".
Czy MEN zaproponował alternatywę dla zajęć dodatkowych?
Tak, przynajmniej w teorii. Po pierwsze, zajęcia dodatkowe mieliby teraz prowadzić nauczyciele w przedszkolach. Ci jednak twierdzą, że nawet mając pewne kwalifikacje, nie będą w stanie poprowadzić zajęć np. z angielskiego, rytmiki czy gimnastyki tak dobrze, jak osoby z zewnątrz, które prowadziły zajęcia do tej pory.
Oczywiście, w wielu przedszkolach nie ma pracowników, którzy byliby w stanie takie zajęcia poprowadzić, więc dzieci mogą zostać pozbawione np. nauki angielskiego definitywnie. MEN radzi, by w takiej sytuacji zatrudniać nowych nauczycieli i na przykład by jedna osoba zatrudniała się w kilku przedszkolach i prowadziła w nich tylko zajęcia z gimnastyki korekcyjnej czy rytmiki.
Rząd przeznaczył na ten cel dotacje, ale jak informują mnie pracownicy warszawskich przedszkoli, w efekcie sfinansowane – choć pieniędzy jeszcze nikt nie zobaczył – miałyby być dwie godziny zajęć dodatkowych tygodniowo dla każdej grupy w przedszkolu.
Problem jednak polega na tym, że pieniądze na to przeznaczone są po prostu zbyt małe, by profesjonaliści się tym zajmowali, bo dostawaliby... 200 złotych miesięcznie. Również nauczyciele nie chcą podejmować się dodatkowej pracy za taką kwotę, bo przecież tworzenie zajęć na cały rok to nie jest tylko przyjście do przedszkola i praca z dziećmi – ale trzeba też ułożyć ich plan, przygotowywać się do nich i tak dalej. W efekcie przedszkola nie są w stanie znaleźć chętnych do prowadzenia zajęć, więc te się po prostu nie odbywają.
Czego przedszkole ma obowiązek uczyć?
W niektórych doniesieniach medialnych można znaleźć informację, jakoby np. rytmika była w podstawie programowej przedszkola i placówka miała obowiązek tak czy inaczej zrealizować takie zajęcia. To jednak tylko połowiczna prawda, tak samo jak w przypadku gimnastyki.
W podstawie programowej jest bowiem mowa np. o "wychowaniu przez sztukę" i kształceniu pewnych kompetencji u dzieci, np. słuchanie muzyki w skupieniu. Podobnie sprawa ma się z plastyką – nie jest ona określona jako "przedmiot", a jedynie wymienione są kompetencje, jakie dziecko ma posiąść. Analogicznie jest z gimnastyką – dzieci mają brać udział w "zabawach ruchowych", ale wcale nie oznacza to gimnastyki.
Jak mówi mi pracownica jednego z warszawskich przedszkoli, "prawdziwa" gimnastyka była prowadzona przez osobę wykwalifikowaną, z odpowiednim wykształceniem, znającą fizjologię dzieci, ich potrzeby ruchowe, a zajęcia miały elementy gimnastyki korekcyjnej i ogólnorozwojowej – czyli takiej, która pozwala dzieciom "na poważnie" rozwijać swoje mięśnie i ciało, a nie tylko zachowywać jako-taką sprawność ruchową. Po szczegóły podstawy programowej odsyłam DO TEGO DOKUMENTU.
Jak było wcześniej?
W ustawie o przedszkolach nie było po prostu ograniczeń dotyczących opłat. Nowa ustawa dodała do starej nowe punkty. Jeden z nich określa dokładnie czym są "opłaty za wychowanie przedszkolne":
"Należy przez to rozumieć opłaty za nauczanie, wychowanie i opiekę w przedszkolu lub innej formie wychowania przedszkolnego, prowadzone w czasie przekraczającym czas bezpłatnego nauczania, wychowania i opieki, ustalony zgodnie z art. 6 ust. 1 pkt 2, ust. 2 lub 2a."
Dodano również przepis, który mówi jasno: przedszkolom nie wolno pobierać jakichkolwiek innych opłat od rodziców.
"8. Publiczne przedszkola, publiczne inne formy wychowania przedszkolnego, niepubliczne przedszkola, o których mowa w art. 90 ust. 1b, oraz niepubliczne inne formy wychowania przedszkolnego, o których mowa w art. 90 ust. 1c, nie mogą pobierać opłat innych niż opłaty ustalone zgodnie z ust. 5, 5f, 6 i 9."
Wcześniej więc rodzice płacili za każdą ponadprogramową godzinę w przedszkolu, a do tego mogli – ale nie musieli – płacić za dodatkowe zajęcia. Ustawa zmieniła tyle, że "wciągnęła" koszt zajęć dodatkowych do opłaty za godzinę, jednocześnie nie pozwalając rodzicom na płacenie przedszkolu jakichkolwiek większych pieniędzy, niż te za godziny ponadprogramowe.
Czy da się to obejść?
Tak, da. Rodzice mogą podpisywać umowy bezpośrednio ze specjalistami bądź firmami. Wówczas nie płacą przedszkolu, tylko firmie zewnętrznej. Pojawia się jednak pewien problem – w praktyce wyglądałoby to tak, że rodzic oddaje dziecko pod opiekę przedszkola np. do godz. 15.00, po czym o tej godzinie dziecko przechodzi pod opiekę firmy zewnętrznej, a nauczyciel ma w tym czasie mieć wolne. Przedszkole teoretycznie wówczas nie bierze odpowiedzialności za dziecko, a firmie zewnętrznej np. Tylko użycza sali na zasadzie wynajmu.
Zarówno rodzicom, jak i nauczycielom w przedszkolach taki model nie pasuje – bo nauczyciele nie chcą, by np. 3-letnie dzieci miały nagle znaleźć się pod opieką innej osoby, z którą dziecko nie jest zaznajomione i nie mając dostępu do znanej już przedszkolanki.
Rodzice są wściekli
W związku z tym, że ustawa weszła w życie po cichu, często bez wiedzy obywateli – którzy o wszystkim często dowiedzieli się dopiero w przedszkolach, po odprowadzeniu dzieci – rodzice są po prostu wściekli. Fora internetowe, Facebook, Twitter, pełne są dyskusji o nowej ustawie. W przeważającej części są to bardzo krytyczne opinie, wskazujące, że MEN równa w dół, zamiast próbować zorganizować pieniądze dla biedniejszych dzieci.
O nastroje zapytałem w kilku warszawskich przedszkolach. Pracownicy przyznają, że określenie "wściekli" to mało powiedziane, jeśli chodzi o rodziców. W aż czterech z sześciu placówek, z którymi rozmawiałem, dowiedziałem się, że absolutnie wszyscy rodzice podpisali petycje o umożliwieniu prowadzenia dodatkowo płatnych zajęć. Powstała inicjatywa MamWybór.pl, gdzie można podpisać specjalną petycję, pod hasłem "Oddajcie mi talenty".
Dyskusje toczą się na forach, blogach, w komentarzach do newsów, na portalach społecznościowych. Znakomita większość rodziców sugeruje, że rząd powinien poszukać pieniędzy na sfinansowanie zajęć biedniejszym dzieciom, poszukać w tę stronę rozwiązania, a nie zabierać rodzicom możliwość bezpiecznego posyłania dzieci na zajęcia dodatkowe w czasie, kiedy oni sami są w pracy.
Oczywiście, część rodziców popiera zmiany - i stosuje takie same argumenty, jak MEN. Jednak przeczesując internet takie wypowiedzi mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. Zdecydowana większość rodziców jest po prostu na rząd wściekła.
Póki co jednak wygląda na to, że szał rodziców nie ruszy MEN-u. Rząd bowiem za każdym razem, jak mantrę, powtarza słowa o równości w przedszkolu. Na pytania czemu równość ma iść w dół, zamiast w górę, odpowiedzi nie ma.
Donald Tusk na konferencji prasowej odniósł się do tej sytuacji, ale wątpliwe, by jego wyjaśnienia satysfakcjonowały rodziców. Premier podkreślił, że jego rząd przeznaczył na przedszkola bardzo duże środki i nie zamierza w 2014 roku rezygnować z hojnego finansowania ich działalności.
Tusk przypomniał jednocześnie, że rząd zapewnia przedszkolom podstawę programową, która obowiązuje te placówki, choć mogą one oczywiście ustalać szczegóły związane ze swoim funkcjonowaniem. Zajęcia, które znajdują odniesienie w podstawie programowej, nie powinny jednak, jak zaznaczył premier, wymagać od rodziców dodatkowych opłat. – Rodzic płaci jako podatnik i tego typu rzeczy nie powinny być płatne dodatkowo – powiedział Tusk.
Aby uniknąć nieporozumień, premier zaczął nawet wyliczać zajęcia, za które rodzice nie powinni dodatkowo płacić. – Gimnastyka, nauka pływania tam, gdzie jest taka możliwość, rytmika, plastyka, taniec, warsztaty ceramiczne, wycieczki, zajęcia sportowe, teatralne. Do takich zajęć istnieje odniesienie w podstawie programowej – tłumaczył premier. Według niego nie do końca jasny jest status zajęć z języka angielskiego, ale – jak zaznaczył – przedszkole to przede wszystkim miejsce dozoru i zabawy, gdzie elementy edukacyjne są dodatkiem. Wszystkie niezbędne dla dzieci zajęcia zapewnia natomiast podstawa programowa.
Idiotyzm MEN-u jest bezkresny. Program wyrównywania szans polega na ty, że postanowiono wszystkich zrównać do najgorszego. Brawo!
Agnieszka Gozdyra
Równamy w dół, proszę państwa. Już od przedszkola! A potem na dalszych etapach edukacji. Brawo MEN, brawo pani Szumilas.
Mika
Komentarz na stronie "Dziennika Bałtyckiego"
Rozumiem fakt, że rząd chciał by przełamywać bariery między dziećmi z rodzin biednych i bogatych. Rozumiem, że tańsze opłaty, to ulga dla rodziców. Ale zupełnie nie rozumiem, czemu np. nie można by było pozostawić opłat za zajęcia dodatkowe takimi jakie były a rodziny biedne dofinansować. To bez sensu pozbawiać dzieci możliwości kształcenia a mowa, że mogą być finansowane przez przedszkole, jest po prostu żałosna. Wszyscy wiemy, że jest wiele przedszkoli, gdzie na prawdę oszczędnie wydaje się pieniądze i nie ma mowy o jakimś dodatkowym finansowaniu zajęć. Rządowa porażka.
Mama przedszkolaka
Komentarz z serwisu portalsamorzadowy.pl
Mam nadzieję że do końca września nastąpi zmiana i zmienią bzdurne zapisy, komu zależy na uwstecznianiu naszych dzieci. Zajęcia dodatkowe np. logopeda bardzo pomagały mojemu dziecku a teraz będzie konieczność samemu organizować takie zajęcie i do teg po godz. 17:00 gdzie dziecko jest już zmęczone, nie wspomnę o innych zajęciah rozwijających i poznawczych. To wszystko "idzie" nie w tą stronę co powinno i utrudnia tylko życie.!!!!
RLq
Komentarz ze strony rp.pl
Tak , jasne za 1zł za godzinę anglista albo rytmiczka poprowadzi zajęcia. Ktoś kto to wymyślił jest totalnie oderwany od rzeczywistości. Zamiast 95% dzieci uczęszczających na takie zajęcia za 20-30 zł miesięcznie ,teraz tylko nielicznych będzie stać by robić to za 120-130 zł miesięcznie. To równanie szans ale w dół, wszystkim tak samo jak w komunie ,czyli wielkie NIC!!!
Mały Polak
Komentarz ze strony rp.pl
Załóżmy, że w przedszkolu jest nauczycielka ze znajomością angielskiego, który pozwala na naukę dzieci. Może swojej grupie może zrobić zajęcia, ale w przedszkolu jest 10 grup - kiedy ma je uczyć? Co za bzdura, ten rząd kompromituje się na każdym kroku!
Knyp
Komentarz z serwisu Onet.pl
Ministerstwo wyszło z przekonania, że taniej jest proste dzieci powykrzywiać pozbawiając je zająć sportowych, niż krzywe dzieci wyprostować. Brawo. Po co uczyć angielskiego część dzieci, lepiej nie uczyć ich wcale. A rytmika, co to w ogóle jest? Zabrać, zabrać, zabrać. No i teraz będzie tanio. Każdy dzieciak będzie miał równe szanse w gó..nie. Wiwat król! Wiwat sejm! Wiwat wszystkie stany!
Mama
Komentarz ze strony Bankier.pl
Mam nadzieję, że zajęcia dodatkowe wrócą niebawem do przedszkoli. Jako mama chcę mieć wybór. Ustawa pozbawia mnie tego. Pragnę, by dziecko rozwijało się poprzez uczestnictwo w zajęciach z rytmiki i angielskiego. Podpisałam się pod petycją broniącą owych zajęć i wszystkich rodziców do tego zachęcam. W nas w obecnej sytuacji siła !!!!
Monika
Komentarz ze strony rp.pl
Te całe zmiany to jeden przekręt i odwrócenie uwagi. Mam 2 synów w przedszkolu. Przedszkole miało bardzo dobre warunki. W tym roku szkolnym gdyby było mnie stać od razu bym dzieci przeniosła. Pani prezydent Warszawy wymusiła zwolnienie 2 nauczycielek i 2 pomocy, innym obcięła pensje. Skończyło się tym że w maluchach czyli 3 lata i niecałe 3lata, w grupie 25 dzieci została jedna nauczycielka i jedna pomoc. Jak one maja położyć spać, mieć chwilę na poświęcenie dziecku czasu i kiedy nauczycielka ma zorganizować jakieś zajęcia dla dzieci. W porach posiłków przychodzą panie z kuchni- dobrze że jest ale mają zapędy na likwidację, oraz z szatni. Taka sama sytuacja w grupie 3,5 -4 latków. Jak dziecko ma się czegokolwiek nauczyć. Z tego co wiem były też ostre cięcia w innych przedszkolach w Warszawie. Jak dyrektorka ma zatrudnić osoby z kwalifikacjami na zajęcia dodatkowe.
Maria Kowalska
Komentarz ze strony Onet.pl
W całym zamieszaniu o ustawę , zapomniano o dziecku. a to ono jest tu najważniejsze , to dla dzieci są placówki przedszkolne , to dzieci mają sie w nich dobrze bezpiecznie czuć , bawić miło spedzając czas .
to dla dzieci są zajęcia dodatkowe , czyli stymulacja przez specjalistów z różnych dziedzin . dzieci chcą sie bawić raz tancząc raz lepiąc z gliny , a kiedy indziej siedząc na dywanie wiem to bo pracuje w przedszkolu. rodzice chcą żeby ich dzieci miały szanse na rozwój pod okiem specjalistów. a pani minister chce nam tego zabronić . niestety nikt nie pomyślał o dziecku a to ono jest najważniejsze.