
Czy stanowi zagrożenie? Dlaczego zniknął z bronią tuż po przyjściu do pracy? To pytania, którymi w niedzielę żył cały Mińsk Mazowiecki. Wszystko dlatego, że w mieście zaginął podoficer ze stacjonującego tam oddziału Żandarmerii Wojskowej. Wcześniej pobrał służbowego Glocka, którego żandarmi również nie mogli odnaleźć. Po wielogodzinnych poszukiwaniach mężczyzna zgłosił się do jednostki.
REKLAMA
Napięta atmosfera panowała w niedzielę w Mińsku Mazowieckim i dowództwie Żandarmerii Wojskowej. W tym mieście stacjonuje bowiem oddziała specjalny wojskowych stróżów prawa, z którego prawdopodobnie na kilka godzin zbiegł uzbrojony podoficer. Jak donosiła stacja RMF FM, wiele wskazywało na to, iż wojskowy pojawił się w niedzielę w jednostce tylko po to, by pobrać pistolet i szybko zniknąć. - Niczego nie możemy wykluczyć - miał usłyszeć reporter radiostacji w Mińsku.
Całe zamieszanie wokół zniknięcia podoficera Żandarmerii Wojskowej zaczęło się po tym, gdy mężczyzna rano stawił się w pracy, pobrał służbową broń, ale wkrótce widziano go, jak opuszcza teren jednostki. Tymczasem z bronią powinien pojawić się na odprawie. Żandarmi z Mińska Mazowieckiego długo liczyli, że pistolet Glock 17 został przez zaginionego podoficera pozostawiony gdzieś w jednostce. Nie udało się jednak tej broni odnaleźć.
Większość spekulacji układał się więc w dramatycznie wyglądający scenariusz, w którym wojskowy przyszedł w niedzielę do jednostki z myślą, że musi jak najszybciej zdobyć służbową broń i zniknąć. Dlatego też Żandarmeria Wojskowa nie wykluczała, iż uzbrojony mężczyzna może stanowić dla kogoś poważne zagrożenie.
W niedzielne popołudnie podoficer Żandarmerii Wojskowej dobrowolnie powrócił jednak do jednostki w Mińsku Mazowieckim. W tej chwili dowództwo ŻW stara się ustalić dokładne okoliczności całego zdarzenia.
Źródło: RMF24.pl
