
Reklama.
Wybory na Podkarpaciu były kolejnym po okręgu rybnickim i wyborach prezydenta Elbląga miejscem, gdzie PiS starał się udowodnić, że osiąga dobre wyniki nie tylko w sondażach. Okręg 55 ma bardzo prawicowych wyborców, więc oczekiwania były wysokie. Duże było też zaangażowanie w kampanię członków partii, łącznie z prezesem Jarosławem Kaczyńskim. To zapewne pomogło Zdzisławowi Pupie w uzyskaniu ponad 60 proc. głosów.
Władysław Ortyl, który wcześniej był senatorem z tego okręgu, zdobył w 2011 roku 49 proc. głosów, więc jego wynik został poprawiony o prawie 12 pkt. proc. Przeciwny trend można zaobserwować w przypadku Mariusza Kawy, który był kandydatem koalicji rządzącej. W przedterminowych wyborach zdobył zaledwie 21 proc. To o 15 pkt. proc. mniej niż dwa lata temu.
Spore siły zaangażowała w wybory Solidarna Polska. Jacek Kurski zapowiadał, że jej kandydat Kazimierz Ziobro uzyska "dobry, dwucyfrowy wynik". I wynik rzeczywiście jest dwucyfrowy (11 proc.), ale trudno nazwać go dobrym. Groteskowo wyglądały też rozpaczliwe próby obniżenia oczekiwań przed samym ogłoszeniem wyników.
Politycy SP deklarowali, że za sukces uznają każdy wynik powyżej 6 proc., jakie dostał ich kandydat na prezydenta Elbląga. Ale trzeba pamiętać, że Elbląg to do niedawna bastion PO, a Podkarpacie to bastion prawicy. Frekwencja wyniosła niemal 16 proc. i była całkiem wysoka jak na przedterminowe wybory.
Źródło: Państwowa Komisja Wyborcza