Dziennikarz "Gazety Wyborczej" Adam Leszczyński przekonywał ostatnio, że osobom zadłużonym w szwajcarskiej walucie państwo powinno nieść pomoc tak samo, jak powodzianom. Brzmi, jako rozsądne rozwiązanie, czy może jest to pomysł całkowicie oderwany od rzeczywistości? Pytamy prof. Witolda Orłowskiego, prof. Ryszarda Bugaja, a także polityków PO, SLD i PJN.
– Bankierzy nie protestowali, kiedy otrzymali pomoc państwa. Teraz oni mogliby okazać solidarność, bo ona nie może działać tylko w jedną stronę – przekonywał na łamach weekendowowej “Gazety Wyborczej” Adam Leszczyński, pisząc w tekście "Zadłużeni we frankach jak powodzianie" o ciężkim losie prawie 700 tys. polskich rodzin, które spłacają obecnie kredyty we franku szwajcarskim. Jego zdaniem byłoby więcej niż wskazane, by polskie państwo pomogło im tak, jak pomaga ofiarom wielkiej wody.
Dlaczego Leszczyński o pomocy kredytobiorcom pisze właśnie teraz? Ponieważ zaledwie dwa tygodnie temu swoje propozycje w tej sprawie przedstawił PiS oraz PJN. Beata Szydło na łamach “Dziennika Gazety Prawnej” przekonywała:
– Jeśli sektor bankowy udzielał tych kredytów, to powinien brać za to odpowiedzialność – mówiła sugerując, że należy wywrzeć na banki presję i zmusić, by wzięły na siebie koszty zwyżki kursu franka.
Z kolei działacze PJN przekonywali, że to państwo powinno ustalić stały (niższy) kurs franka i przynajmniej po części pokryć różnicę z budżetu. Taki zabieg mógłby przynieść sporą ulgę mocno zadłużonym kredytobiorcom. Jak przekonuje Paweł Kowal z PJN, miałoby to ogromne znaczenie dla całego społeczeństwa.
Paweł Kowal (PJN) – za
– Jeśli ktoś twierdzi, że problem kredytu we frankach jest tylko prywatną sprawą osób, które go zaciągnęły, jest w błędzie, bo to jest problem systemowy. Chodzi o kondycję polskiej klasy średniej, która podobnie jak w innych krajach, jest motorem dobrobytu i postępu. Przypomnijmy, że chodzi o prawie 700 tys. polskich rodzin, którym trzeba dać oddech. I to jest realny interes społeczny nas wszystkich. Odciążenie tych ludzi będzie miało swój wymiar ekonomiczny (większy popyt), ale i demograficzny: uwolnieni od obciążeń ludzie będą bardziej skłonni do posiadania dzieci – mówi Paweł Kowal.
Jacek Brzezinka (PO) – przeciw
sejmowa Komisja Finansów Publicznych
– Wszystkie ludzkie działania związane z inwestowaniem, grą na giełdzie, czy braniem pożyczek lub kredytów wiążą się z jakimś ryzykiem. Dlatego radziłbym zachować wstrzemięźliwość, jeśli chodzi o takie pomysły, jakie zgłasza PiS. Bo dziś franki, a jutro co?
Przecież ktoś, kto stracił pieniądze powierzone w Amber Gold albo przegrał dużą sumę na giełdzie również mógłby zacząć domagać się od państwa pomocy. Łatwo do takich przypadków dorobić sobie filozofię. Moim zdaniem rola państwa powinna się sprowadzać przede wszystkim do zapewnienia stabilności i przejrzystości działania sektora bankowego – mówi Jacek Brzezinka.
prof. Ryszard Bugaj – przeciw
– Czytałem artykuł Adama Leszczyńskiego, ale nie do końca zgadzam się z tym, co w nim napisał. Warto też zwrócić uwagę na to, czego nie napisał: że duża część osób, które brały kredyt we franku, to nie są wcale rodziny kupujące swoje pierwsze mieszkanie, tylko przedsiębiorcy, inwestorzy. Ich sytuacja nie jest dziś wcale dramatyczna i nie rozumiem, dlaczego przeciętni obywatele mieliby się na nich “składać”. Niestety, wyselekcjonowanie tych, którym pomoc jest dziś najbardziej potrzebna, może być bardzo trudne.
Nie podoba mi się też pomysł, by koszty przerzucać na banki. Mogłoby to doprowadzić do licznych upadłości mniejszych z nich. To niebezpieczne. Pomysł PiS oceniam jako pozbawione finezji polowanie na wyborców – twierdzi prof. Ryszard Bugaj.
Zbigniew Matuszczak (SLD) - za
sejmowa Komisja Finansów Publicznych
– To rzeczywiście jest poważny problem i uważam, że do każdego przypadku należałoby podchodzić indywidualnie. Nie sądzę, by sprawę dało się załatwić jakąś jedną, ogólną “abolicją”. Wsparcie powinno być punktowe, docierać do konkretnych osób, np. młodych małżeństw. Warto pomyśleć nad jakimś rozwiązaniem.
Z jednej strony zgadzam się: obowiązują nas reguły wolnego rynku i każdy brał taki kredyt dobrowolnie, ale weźmy pod uwagę, że wiele osób było niedoinformowanych, bo banki nie mówiły otwarcie o ryzyku. Co więcej, kredyty przyznawano też osobom bez zdolności kredytowej – komentuje Zbigniew Matuszczak.
prof. Witold Orłowski – przeciw
– Nie wierzę tym, którzy twierdzą, że “banki pokryją różnicę”. W rzeczywistości bowiem zrobią to ich klienci – to na nich przerzucone zostałyby koszty. Problem jest inny: “frankowicze” to najczęściej osoby zamożne, dobrze sytuowane. Dlaczego ubożsi mieliby na nich łożyć? Tym bardziej, że kredyty we franku i tak są tańsze od złotówkowych. Ewentualność pomocy dopuszczam tylko wówczas, gdybyśmy mieli do czynienia z jakimś gwałtownym załamaniem kursu – mówi prof. Witold Orłowski.
Czym różnią się wylewy Odry od równie nieprzewidywalnych fluktuacji na rynkach walutowych? Tylko skalą: załamanie na rynkach finansowych przyniosło znacznie większe straty niż dowolna powódź, trzęsienie ziemi czy tsunami. CZYTAJ WIĘCEJ