W środę w Warszawie ruszają długo zapowiadane protesty związkowców. Doświadczenie uczy, że nie raz bywały one – delikatnie mówiąc – burzliwe. Hanna Gronkiewicz-Waltz strasząc płonącymi oponami i latającą kostką brukową przypomina, że protesty najbardziej dotkną zwykłych warszawiaków. – Przykro nam, taka jest specyfika Warszawy. Tu zawsze były protesty – odpowiadają związkowcy. I kto tu ma rację?
Tłumy demonstrantów, utrudnienia w ruchu, palenie opon, rzucanie w policję brukiem – takie sceny przywołuje w swoim poniedziałkowym liście do związkowców prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Chce w ten sposób skłonić związkowych liderów do tego, by “w imię prawa do demonstracji swoich poglądów nie ograniczali prawa warszawiaków do normalnego życia”.
I trzeba przyznać, że takie słowa muszą padać na podatny grunt, bo w Warszawie wciąż wiele osób pamięta to, co działo się, gdy w przeszłości przyjeżdżali tu związkowcy.
Długo pamiętane zadymy
Gdy dokładnie 10 lat temu, we wrześniu 2003 roku, stolicę odwiedziło 10 tys. protestujących górników, na ulicach rozgrywały się dantejskie sceny. Rannych było 40 policjantów.
Gorąco było również w 2009 roku, gdy pod Pałacem Kultury pojawili się protestujący stoczniowcy: w ruch poszły petardy, podpalano opony, policja użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego.
To właśnie takie incydenty sprawiły, że wielu warszawiaków o nadchodzących manifestacjach Forum Związków Zawodowych, NSZZ "Solidarność" i OPZZ, myśli jak o istnym biczu bożym czy inwazji barbarzyńskiej hordy. Nie zmienia tego nawet fakt, że wiele protestów odbywających się w Warszawie przebiegało całkiem spokojnie.
Negatywnemu nastawieniu licznych warszawian i warszawianek dobitnie dał wyraz reżyser Andrzej Saramonowicz, pisząc na Facebooku, że związkowcy “mają mieszkańców Warszawy w d***e, a tak naprawdę to ich nienawidzą i obwiniają za swoje życiowe niedomogi”.
Związkowcy zapraszają warszawian
Zarówno poniedziałkowy list Hanny Gronkiewicz-Waltz, jak i wtorkowa konferencja prasowa, grają dokładnie na tych samych strunach: związkowcy protestując będą utrudniać życie zwykłym ludziom. Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ Solidarność, wyśmiewa jednak apel prezydent stolicy.
– Od kiedy Hanna Gronkiewicz-Waltz ma na karku referendum, stała się nagle bardzo aktywna i troskliwa. Gdybym był złośliwy, powiedziałbym jej, żeby lepiej zajęła się przygotowaniami do zbliżającej się jesieni: idą deszcze, nie wiadomo, czy jakiś tunel nie zostanie zalany – mówi Lewandowski.
Rzecznik Solidarności podkreśla też, że wyjście na ulice stało się koniecznością.
– Ze strony rządu nie było dialogu, więc niestety jesteśmy do tego zmuszeni – tłumaczy. Mieszkańców prosi o wyrozumiałość i jednocześnie zaprasza do przyłączenia się do protestów. A w najbliższych dniach okazji będzie co niemiara.
"Nigdy nie było takich protestów"
W środę odbędzie się aż sześć przemarszów, które spotkają się pod Sejmem: z Rakowieckiej i Miodowej ruszą związkowcy z Forum Związków Zawodowych, spod Ministerstwa Transportu i Ministerstwa Gospodarki pójdzie OPZZ, a Solidarność zbierze się pod ministerstwami Pracy i Skarbu.
“Może dojść do paraliżu komunikacyjnego stolicy” – oceniała prezydent Warszawy. Kolejne dwa dni związkowcy spędzą przed Sejmem, aby w sobotę zgromadzić się w różnych punktach miasta i przeprowadzić “marsz gwiaździsty” pod Sejm. Tego dnia w protestach ma wziąć udział nawet 100 tys. osób.
Protest pod hasłem “Dość lekceważenia społeczeństwa”
Związkowcy w dniach 11-14 września protestować będą przeciwko rządowi Donalda Tuska, oskarżając władzę o brak dialogu społecznego, marginalizowanie Komisji Trójstronnej oraz ograniczanie wolności zgromadzeń.
Wśród postulatów są m.in. - zmiana prawa o referendach ogólnokrajowych, - wycofanie się z pomysłu elastycznego czasu pracy - ograniczenie zakresu stosowania “śmieciówek” - podwyższenie płacy minimalnej.
– Nigdy jeszcze w stolicy nie było takiej formy protestów – mówi o licznych przemarszach i kilkudniowych pikietach Bartosz Milczarczyk z warszawskiego ratusza. – Nie chcemy ograniczać niczyich praw do wyrażania swojej opinii, lecz pamiętajmy, że Warszawa to nie tylko instytucje, ale i zwykli ludzie, którzy muszą dotrzeć do pracy czy szkoły – mówi Milczarczyk, odrzucając jednocześnie pojawiające się w sposób oczywisty oskarżenia, że prezydent stolicy “troszczy” się o warszawiaków tylko z powodu referendum.
Trzeba płacić za bycie stolicą?
– Przykro nam, taka jest specyfika Warszawy. Tu zawsze były protesty – komentuje sprawę Marek Lewandowski i zapewnia, że organizatorzy dołożą starań, by manifestacje nie były dla warszawian i warszawianek zbyt uciążliwe. Podkreśla jednak, że zebranie w jednym miejscu 100 tys. osób nie ma szans nie powodować utrudnień.
Czy znów będą płonąć opony? – Jako organizatorzy nie planujemy takich form protestu, ale tak ogromnego tłumu nie da się w pełni kontrolować. Jednocześnie podkreślam, że blisko współpracujemy z policją i wyznaczyliśmy kilkaset osób do pilnowania porządku – zapewnia Lewandowski.
Nie wszystkich to jednak uspokaja. Tomasz Michniewicz, dziennikarz, fotograf i radiowiec, tak pisał na Facebooku o nadchodzących protestach:
Zgoła inaczej do tej kwestii odnosi się Joanna Erbel, socjolożka i aktywistka miejska. Komentując list prezydent Warszawy argumentowała, że “czasami trzeba zapłacić cenę za bycie stolicą, zwłaszcza, że na co dzień to raczej jest przywilej”.
Trudno się z nią nie zgodzić, bo gdzie niby miałyby odbywać się tego typu protesty? Co więcej, nie jest wcale powiedziane, że liczni warszawiacy także nie przyłączą się do manifestacji. Może więc podział "na złych związkowców" i "zwykłych warszawiaków" jest sztuczny?
A co Wy uważacie na temat protestów w stolicy? Czy warszawiacy słusznie się nimi oburzają?
Górnicy atakowali policjantów i obrzucili budynki petardami, kamieniami, wyrwanym z chodników brukiem, farbą, prętami, koktajlami Mołotowa, zapalonymi szmatami, gumowcami, rzucali i bili styliskami kilofów, konarami drzew. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: wp.pl
Andrzej Saramonowicz
Więc zamiast zjeżdżać się do naszego miasta, śpiewać "Barkę" i "Czarną Madonnę", wzruszać się Ojczyzną, śmierdzieć piwem, szczać po parkach, tłuc szkło i wyzywać od gestapowców policjantów, którzy zjechali tu z tych samych dziur co wy, zróbcie sobie ustawkę z rządem gdzie indziej. CZYTAJ WIĘCEJ
Tomasz Michniewicz
Jutro znowu najazd demonstrantów na Warszawę. Koszmar, za każdym razem. Karetki stoją w korkach, ludzie tracą pracę, masakryczne zniszczenia... (...) Szkoda, że nie ma gdzieś za Piasecznem wielkiego placu protestacyjnego, gdzie można by było pikietować, lać się z policją, a rząd miałby ustawowy obowiązek siedzieć tam i w sprawie uczestniczyć, lub co najmniej się jej przyglądać/przysłuchiwać. Niech politycy ponoszą koszty a nie my! CZYTAJ WIĘCEJ