
Kim dziś właściwie jest Dennis Rodman? Showmanem? To za mało. Byłym gwiazdorem NBA? Przecież boisko to tylko część jego barwnego życia. Bankrutem, który przetracił fortunę? Może – ale, zobaczycie, w swoim stylu jeszcze się odkuje! Eksperci mówią, że w przypadku „Robaka” pewne jest tylko to, że nigdy nic nie może być pewne. Od niedawna wiadomo o nim jeszcze jedno – żaden Amerykanin nie zna tak dobrze północnokoreańskiego przywódcy Kim Dzong Una, jak Dennis Rodman.
REKLAMA
Jego lista grzechów, większych bądź mniejszych, jest równie długa, co lista trofeów, które zdobył na boisku.
Swego czasu chciał zmienić nazwisko. Ale nie w stylu, w jakim uczynił to inny rozrabiaka z NBA Ron Artest, który dziś nazywa się Metta World Peace. Dennis Rodman zapragnął być Dennisem Orgasmem i z tym nazwiskiem na plecach występować na boisku. Malował paznokcie. Przyznał się, że jest biseksualny i zakochany w samym sobie. Podczas promocji swojej książki „Zły do szpiku kości” przebrał się za pannę młodą. Kiedyś trafił do szpitala ze zdecydowanie niekoszykarską kontuzją – podczas upojnej nocy z Carmen Electrą złamał prącie. Miał romans z Madonną.
Mało? Na boisku często występował w ufarbowanych włosach. Twierdził, że kolory dobierał losowo – podchodził do półki, na której trzymał specjalne spray'e i wyciągał parę. Prezentował się w zieleni, fiolecie, żółci. Kółka, paski, prążki. Podczas końcówki jednego z meczów zasnął na ławce rezerwowych.
Obywatel świata
W kosza grał nie tylko w NBA – próbował swoich sił także w Finlandii i Wielkiej Brytanii. Chciał występować też w Polsce, w Turowie Zgorzelec. Zamierzał trenować drużynę koszykarek, ale grających topless. W najlepszej koszykarskiej lidze świata zarobił fortunę, ale jak pisze w swojej autobiografii (w kwietniu ukazała się w Polsce) przetracił wszystko. Żył zgodnie z dewizą: „za dużo to wciąż za mało”.
W kosza grał nie tylko w NBA – próbował swoich sił także w Finlandii i Wielkiej Brytanii. Chciał występować też w Polsce, w Turowie Zgorzelec. Zamierzał trenować drużynę koszykarek, ale grających topless. W najlepszej koszykarskiej lidze świata zarobił fortunę, ale jak pisze w swojej autobiografii (w kwietniu ukazała się w Polsce) przetracił wszystko. Żył zgodnie z dewizą: „za dużo to wciąż za mało”.
O tych wszystkich anegdotach dotyczących szalonego życia Rodmana rozmawiałem ze Szczepanem Radzkim, dziennikarzem zajmującym się koszykówką. – Popatrz, ile już rozmawiamy, ile wymieniliśmy zabawnych historii z życia Rodmana, a o ilu nie pamiętamy? O dziesiątkach. Ilu nie znamy? Pewnie setek. A ilu nie pamięta sam Rodman? To pytanie zostawiamy bez odpowiedzi...
– Uwielbiam takie osobowości, jak on. Rodman wymyka się wszelkim stereotypom, nie mieści się w żadnej szufladzie, do której chcielibyśmy go wtłoczyć – dodaje Radzki.
„Pożyteczny idiota”, a może dobry aktor?
Media w ostatnich tygodniach próbują wepchnąć go do szuflady z napisem „pożyteczny idiota”. Rodman – ich zdaniem – daje wykorzystywać się północnokoreańskiej propagandzie. „Robak” w Korei Północnej był już kilka razy, na specjalne zaproszenie swojego „przyjaciela”, wodza Kim Dzong Una. Oglądają wspólnie mecze, planują. Ponoć Rodman ma być trenerem tamtejszej reprezentacji.
Media w ostatnich tygodniach próbują wepchnąć go do szuflady z napisem „pożyteczny idiota”. Rodman – ich zdaniem – daje wykorzystywać się północnokoreańskiej propagandzie. „Robak” w Korei Północnej był już kilka razy, na specjalne zaproszenie swojego „przyjaciela”, wodza Kim Dzong Una. Oglądają wspólnie mecze, planują. Ponoć Rodman ma być trenerem tamtejszej reprezentacji.
– Scenariuszy jest tak wiele, że nie potrafiłbym podpisać się pod żadnym z nich – mówi mi specjalista od spraw Korei Płn., Oskar Pietrewicz. – Niesamowite w tym wszystkim jest to, że Dennis Rodman wie więcej o Korei Północnej, o jej wodzu, niż wywiad Stanów Zjednoczonych. Rodman jest po prostu wiarygodnym źródłem informacji. Weźmy na przykład dwa fakty, które przywiózł z ostatniej wizyty – dowiedzieliśmy się, że wodzowi niedawno urodziła się córka. Wiemy też, że sam Kim Dzong Un urodził się ósmego styczna. Nie potrafili tego ustalić najwięksi specjaliści! Tymczasem Rodman ląduje na lotnisku i obwieszcza światu, że wraca do Korei ósmego stycznia, na urodziny swojego przyjaciela, by rozegrać pokazowy mecz koszykówki. Pasjonujące! – dodaje Pietrewicz.
Rodman zapewne robi to dla pieniędzy. Podobnie jak w przypadku wyjazdów do Finlandii, czy Wielkiej Brytanii. Ale nie znam jego dziesiątek innych pobudek, tego, co jest w jego sercu, co jest w jego głowie. Nikt tego nie wie.
O co chodzi z tą Koreą
Rodman nie raz wymykał się stereotypom – kiedy w 2011 roku przyjmowano w poczet Galerii Sław NBA (wyróżnienie, które do tej pory spotkało jedynie garstkę graczy w historii) popłakał się niczym dziecko. Opowiadał o tym, że nie grał dla sławy, ani dla pieniędzy. Po prostu kochał tę grę – Wiedział, że to koszykówka uratowała mu życie. Bez niej pewnie zginąłby w porachunkach gangów, czy został dilerem narkotykowym – dodaje Radzki.
Rodman nie raz wymykał się stereotypom – kiedy w 2011 roku przyjmowano w poczet Galerii Sław NBA (wyróżnienie, które do tej pory spotkało jedynie garstkę graczy w historii) popłakał się niczym dziecko. Opowiadał o tym, że nie grał dla sławy, ani dla pieniędzy. Po prostu kochał tę grę – Wiedział, że to koszykówka uratowała mu życie. Bez niej pewnie zginąłby w porachunkach gangów, czy został dilerem narkotykowym – dodaje Radzki.
Wróćmy jednak do sprawy północnokoreańskiej.
Pietrewicz: – Musimy czekać. Może się okazać, że za kilka miesięcy sprawa Rodmana w Korei Płn. to była zwykła wydmuszka. Ale może się okazać, że to wszystko powędruje w zupełnie inną stronę i Rodman – tak, jak obiecywał – zostanie trenerem tamtejszej reprezentacji, może odegra jakąś rolę dyplomatyczną.
Tego nikt nie wie. Chyba podobnie jak sam „Robak”, którego dewiza „za dużo to wciąż za mało” nie traci na aktualności.
