Narzekanie na Apple'a jest tak modne, jak jego produkty. Dlatego nie można się dziwić, że po premierze iPhone'ów w wersji 5C i 5S na firmę lecą gromy. Między innymi za obniżanie prestiżu marki. Tylko, że tak naprawdę "tani" iPhone kosztuje 550 dolarów i do tanich nie należy – kupienie go przez Chińczyka można porównać do kupienia przez Polaka używanego samochodu średniej klasy.
"Znowu zabrakło przełomu", "Apple tylko odświeżyło stare produkty", "C jak Cepelia" – to tylko kilka komentarzy po konferencji firmy z Cupertino. Jej najważniejszymi elementami były nowe wersje iPhone'a 5 – 5C i 5S. Pierwszy z nich to zapowiadany od dawna "tani" iPhone. Przedstawiciele firmy chwalą się, że będzie kosztował 99 dolarów i dzięki temu znacznie więcej osób – szczególnie na rynkach wschodzących – będzie mogło sobie na niego pozwolić. Jednak tak często wymieniana cena dotyczy tylko telefonów w abonamencie na dwa lata (i to u amerykańskich operatorów, nie wiadomo jak będzie w innych krajach).
Jeśli chcemy kupić iPhone'a 5C na własną rękę trzeba będzie za niego zapłacić 549 dolarów – oczywiście w Stanach, nie wiadomo czy i kiedy model trafi oficjalnie do Polski. Zakładając jednak, że to się stanie, będziemy musieli wyciągnąć z kieszeni ok. 1750 zł (a doliczyć trzeba jeszcze marżę pośrednika i podatki). To prawie połowa średniego wynagrodzenia w Polsce w lipcu 2013. Trudno więc sobie wyobrazić, że telefon stanie się powszechny i przebije niezwykle popularne (i co ważne tańsze) urządzenia z Androidem.
Tym bardziej, że na rynkach, które naprawdę mają potencjał, porównanie ceny 5C z płacami wypada jeszcze gorzej. Jak policzyli dziennikarze serwisu venturebeat.com w Chinach "tani" iPhone będzie kosztował równowartość średniego miesięcznego wynagrodzenia albo trzymiesięczne zarobki kierowcy autobusu. To taki wysiłek finansowy, jakby Amerykanin kupił używany samochód za 5-10 tys. dol. Dlatego Chińczycy raczej pozostaną przy naprawdę tanich telefonach "Red Rice", produkowanych przez lokalną firmę, które kosztują równowartość 130 dolarów.
Apple miliony nabywców mogłoby też znaleźć w Indiach. Mogłoby, gdyby nie cena. Podobnie jak przeciętny Chińczyk, przeciętny Hindus musiałby wydać miesięczną pensję, by móc kupić plastikowego iPhone'a. Autorzy artykułu na venturebeat.com porównują to do zakupu przez obywatela krajów Zachodu systemu kina domowego w wersji "full-wypas". Są raczej pilniejsze wydatki, niż wydawanie pensji na telefon, nawet jeśli ma logo z nadgryzionym jabłkiem.
Chociaż w Afryce telefony komórkowe są popularniejsze niż stacjonarne, raczej mało prawdopodobne, że Czarny Ląd zapełni się urządzeniami Apple'a. W trzecim pod względem PKB na mieszkańca kraju Afryki – Nigerii – na iPhone'a 5C będą mogli sobie pozwolić tylko przedstawiciele klasy średniej. A i to, jeśli przyoszczędzą, bo nowa zabawka pochłonie od połowy do jednej czwartej ich miesięcznej pensji. A przecież za coś trzeba żyć.
Sami klienci też są świadomi tego, że nie będą mogli pozwolić sobie na iPhone'a 5C. Upstream zapytał ponad 3,5 tys. mieszkańców krajów rozwijających się, czy zamierzają kupić smartfona, który będzie kosztował 100 dol. lub mniej. Zaledwie 15 procent z nich odpowiedziało, że byłoby w stanie wydać na takie urządzenie więcej niż 450 dol., a przecież 5C będzie kosztował 549 dol.
Dlatego efekt biznesowy zapowiada się marnie, za to nowa wersja telefonu już poczyniła szkody w wizerunku marki. Dotychczas lokował się ona w wyższym segmencie, a poczucie elitarności sprawiało, że klienci ustawiali się w kilometrowych kolejkach, by zostawić w kasie sklepu ciężką kasę za nowy model. Teraz pisze się o "plastikowym iPhonie", "telefonie dla gimbazy", "upadku marki". Symbolem tego jest rezygnacja z tradycyjnych dla Apple'a stonowanych kolorów – iPhone 5C będzie biały, różowy, żółty, niebieski lub zielony. Do tego dochodzą jeszcze gumowe, pstrokate etui.
Z poczynań firmy śmieją się nie tylko internauci (często zawiedzeni fani Apple), ale i komicy. Jimmy Kimmel, prowadzący popularny program wieczorny, postanowił przepytać Amerykanów o opinie na temat nowego telefonu, pokazując im… iPada mini. Z kolei Jimmy Fallon pokazał swoim widzom… kanapkę. Niezbyt dobre posunięcie Apple'a wykorzystała też Nokia, pokazując zdjęcia swojej Lumii (która także jest kolorowa) i kwitując je starą maksymą: "naśladownictwo najwyższą formą uznania". Szkoda, że władzom Apple to nie przeszkadza i firma naśladuje już nie tylko siebie, ale i konkurentów.