
Szczególnie, gdy mowa o liderach związkowych najgłośniej wykrzykujących chwytliwe hasła o biedzie. Przewodniczący "Solidarności" Piotr Duda wiele mówi o ciężkim losie polskich pracowników, ich głodowych pensjach i problemach ze związaniem końca z końcem. Bywa tak przekonujący, że wielu pewnie uwierzyło, że cokolwiek o tych wszystkich problemach wie. To bardzo wątpliwe, skoro co miesiąc inkasuje 10 848 zł brutto. Do tego przysługuje mu służbowa limuzyna i mieszkanie opłacane przez związek.
Protestuję przeciwko dewaluowaniu przez związki zawodowe symbolu walki o wolność
Dobrze pamiętam jakie emocje wyzwalał we mnie znak Solidarności w latach osiemdziesiątych. Był to symbol jedności Polaków, a jednocześnie symbol walki o wolność, oraz nadziei na jej odzyskanie. Dziś widzę ten znak na sztandarach i piersiach ludzi, którzy legalnie, w asyście policji idą obalać rząd. CZYTAJ WIĘCEJ
Najważniejszy działacz związkowy w Polsce i tak należy wśród swych kolegów do drobnych ciułaczy. Józef Wilk, który szefuje "Solidarności" w PKP Cargo w Południowym Zakładzie w Nowym Sączu dostawał 31 tys. zł pensji. Inni czołowi związkowcy na kolei zarabiają nie gorzej. Większość dzięki etatowi związkowca zgarnia każdego miesiąca kilkanaście tysięcy złotych.
Gdy płaca minimalna wynosi 1600 zł, średnia krajowa to "aż" 3800 zł, a o posadę za kilka tysięcy biją się najlepiej wykształceni absolwenci szkół wyższych, nic dziwnego, że legitymujący się zwykle miernym wykształceniem liderzy związkowi robią wszystko, by powstrzymać zmiany w prawie, które sprawiłby, że ich zarobki byłby jawne. Dziś wszystkie dane na temat związkowych pensji to bowiem efekt śledztw dziennikarskich. A chyba warto, by te kwoty były znane także tym, którzy za działalność na rzecz związku nie dostają ani grosza, a wyżej postawieni przyjaciele przekonują, że w pełni rozumieją ich los.
Związkowcy – pogrobowcy Edwarda Gierka
Panie Duda! Wykonując wolny zawód pracuję znacznie ciężej, niż pańscy podopieczni, no i stokroć ciężej, niż pańscy kolesie z zarządu związków. Nie macie pojęcia o pracy po 12-16 godzin na dobę, ryzyku utraconych zleceń, niezapłaconych faktur, od których i tak trzeba odprowadzić vat i podatki. Nie staracie się ani o jakość, ani o ilość – staracie się tylko o etat! Nie dorósł Pan intelektualnie, żeby formułować pomysły na reformę gospodarczą. CZYTAJ WIĘCEJ
"Gazeta" przypominała też, że jeszcze dalej w budowaniu związkowej potęgi poszedł Karol Guzikiewicz, który kieruje stoczniową "Solidarnością". Jego organizacja płaciła kilkaset złotych nawet za... wstąpienie do niej.
Dlaczego związki zawodowe tak szastają pieniędzmi? Bo dzięki obowiązującemu obecnie prawu większość kosztów ich funkcjonowania ponoszą zakłady pracy, w których działają. A to wbrew pozorom nie koszty utrzymania skromnej salki na robotnicze spotkania. To często milionowe kwoty związane z utrzymaniem luksusowych biur dla związkowców, a nawet zapewnieniem im służbowego auta. To wszystko sprawia, że trudno nie kwestionować prawa do protestu wielu z tych, którzy paraliżują dziś ulice Warszawy.