– To jest chichot historii. Mamy sytuację jak z czasów stanu wojennego. Reżim Jaruzelskiego chciał kiedyś zlikwidować związki zawodowe, dziś chce to zrobić Tusk. "Solidarność" ma prawo protestować – przekonuje w "Bez autoryzacji" Janusz Śniadek, były szef "S", a dziś poseł PiS.
Związkowcy po raz kolejny wychodzą na ulice Warszawy i pewnie po raz kolejny sparaliżują stolicę. Naprawdę sytuacja wymagała decyzji o takim strajku? Pan jako szef "Solidarności" by ją podjął?
Janusz Śniadek: Sytuacja jest naprawdę poważna, bo Polska w przeddzień 33. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych wygląda jak w stanie wojennym. Władze proponuje przeforsowanie rozwiązań w parlamencie, które są rodem z tamtego okresu. Są godne reżimu Jaruzelskiego i zmierzają de facto do likwidacji związków zawodowych. To jest chichot historii.
Pańskim zdaniem "Solidarność" pełni dziś taką rolę jak w stanie wojennym?
Porównań nie można uniknąć, tym bardziej, jeśli patrzy się na retorykę. Władza nazywa dziś związkowców wichrzycielami, a te same argumenty podnoszono w stanie wojennym. Poza tym obowiązuje dziś populistyczna retoryka o upolitycznieniu "Solidarności", a przecież podobny argument polityczny był też podnoszony przez reżim Jaruzelskiego. Władza tym samym pozbawia się prawa do organizacji rocznic powstawania "S".
To wszystko mówi pan dlatego, że rząd chce skończyć z finansowaniem etatów związkowych przez zakład pracy?
Proszę zauważyć, że jeśli chodzi o to finansowanie etatów, to nasz system jest normą we wszystkich krajach europejskich. Francja, kraje Beneluksu, Skandynawia, Dania, Włochy, Grecja, nawet w pewnym stopniu Niemcy - wszędzie etaty związkowe są finansowanie. Polska, jeśli plan Tuska wejdzie w życie, stanie się wyjątkiem. Musimy się więc uciekać do takich protestów, jakie zapowiadane są teraz.
No właśnie – protesty. Nie wszyscy warszawiacy będą zadowoleni, że związkowcy znowu utrudnią im życie.
A ja widzę co innego. Nie dalej jak wczoraj opublikowano badania, z których wynika, że 60 proc. uważa, że strajk jest uzasadniony. Oczywiście, sytuacja, gdzie mieszkańcy cierpią dolegliwości, jest rzeczą niedobrą, ale to jest cena za bycie stolicą. To Warszawa jest miastem, gdzie jest najwyższy dochód na głowę. Poza tym ja bym szukał przyczyn ewentualnego paraliżu w złej organizacji prac remontowanych. Nic dziwnego, że ludzie się irytują, skoro zakłócenia ruchu są tak uciążliwe. Mimo wszystko mam nadzieję, że podejdą ze zrozumieniem do protestów.
Jaka będzie pana rola w tych wydarzeniach? "Solidarność" zapowiedziała, że polityków na manifestacjach nie chce.
I dobrze, bo to pozwoli uniknąć oskarżeń o upolitycznienie. A i tak zbieżność programów "S" i PiS jest oczywista, np. jeśli chodzi o obniżenie wieku emerytalnego czy sprzeciw wobec wydłużenia okresu rozliczeniowego.
PiS nie ma tego za złe "Solidarności"?
Nie mieli innego wyjścia. Z chwilą, kiedy liderzy SLD zapowiedzieli swój udział w demonstracjach, z tego powodu urodziły się kontrowersje. PiS nie mogło dopuścić do sytuacji, że Miller będzie kroczył pod naszym sztandarem. Dlatego sami zrezygnowaliśmy z udziału, a Piotr Duda tylko to potwierdził. Nie robiłbym z tego sensacji.