Odmawiają komentarzy, uciekają przed reporterami, a niekiedy bywają agresywni – tak zachowują się urzędnicy, którzy nie chcą przyznać się do popełnionych przez siebie błędów. Program "Państwo w Państwie" nie tylko staje po stronie osób pokrzywdzonych przez system, ale też dąży do zmian w prawie, które rujnuje życie przedsiębiorcom i zwykłym ludziom.
"Wejście na własne ryzyko" – takie ostrzeżenie znajduje się na drzwiach do redakcji "Państwa w Państwie". Taki sam napis powinien się jednak znajdować przed każdym urzędem, którego pracownicy stali się negatywnymi bohaterami odcinków programu. Dlaczego negatywnymi? Bo wielu z nich, zamiast służyć zwykłemu "Kowalskiemu" i pomagać mu odnaleźć się w biurokratycznej rzeczywistości, nie jest w stanie zdjąć z oczu klapek, które stanowią sztywne, niekiedy betonowe wręcz przepisy.
– To nie jest tak, że "urzędnicy są be" z zasady. Ich błędy najczęściej wynikają z problemów systemowych – mówi Małgorzata Mikulska-Rembek, która od września została nową szefową "Państwa w Państwie". Jak mówi, do tej pory redakcja starała się przede wszystkim wykrywać patologie, które zrujnowały życie konkretnych ludzi. Teraz powakacyjny program pójdzie jeszcze dalej.
– Oprócz stałych elementów programu, czyli historii naszych bohaterów i docierania do konkretnych urzędników, będziemy kłaść nacisk na dalszy ciąg tych zdarzeń. Będziemy sprawdzać, co działo się z naszymi bohaterami, czy udało im się wyjść z problemów, w które wpędziły ich urzędnicze patologie. Czasem jest bowiem tak, że urzędnicy przyznają po naszym programie, że gdzieś był błąd, ale nadal nikt nie próbuje podjąć żadnych działań, aby sytuację naprawić – mówi nowa szefowa programu.
Państwo w naPrawie
Byliśmy na jednym z kolegiów redakcyjnych programu, na którym ustalane są wszystkie szczegóły najbliższych odcinków. To właśnie tu zapadają najważniejsze decyzje dotyczące przebiegu programu oraz osób, które powinny wziąć w nim udział. Często jednak przedstawiciele instytucji państwowych nie mają w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby spojrzeć w oczy pokrzywdzonym przez prawo ludziom.
Autorzy programu, wraz z jego bohaterami i pomocą ekspertów będą proponować konkretne zmiany w prawie. Jak zapewniają, już dziś mogą pochwalić się pierwszym sukcesem. – Część programu będzie się nazywała "Państwo w naPrawie". Już w najbliższą niedzielę będzie zmiana przepisu przedawnienia przestępstwa pedofilii. Wraz z bohaterką jednego z naszych odcinków i ekspertami, stworzyliśmy projekt przepisu. Dostaliśmy zapewnienie ze strony ministerstwa oraz posłów wszystkich klubów, że wejdzie on w życie – mówi Mikulska-Rembek.
Zasłonić prawdę
Praca reporterów "Państwa w Państwie" nie należy do łatwych. Drzwi do wielu urzędów są dla nich zamknięte, a podanie nazwy redakcji w rozmowie telefonicznej gwarantuje, że sędzia, prokurator czy też miejscowy urzędnik nie znajdzie czasu na rozmowę. Bynajmniej nie oznacza to, że do niej nie dojdzie. – Czasem musimy po prostu wtargnąć do urzędu, bo nie jesteśmy wpuszczani do środka – mówi Małgorzata Cecherz, czołowa reporterka "Państwa w Państwie".
Dziennikarka zdradza w rozmowie z naTemat, jak wyglądają kulisy rozmów z osobami, które na co dzień decydują o losie zwykłych ludzi. – Popełniają błąd, kiedy zasłaniają kamerę ręką. Tłumaczę im, że tak nie wolno i prokuratorzy już się nauczyli, że lepiej grzecznie odpowiedzieć, że nie będzie się udzielać wywiadów, bo od tego jest rzecznik prokuratury generalnej. Są jednak i tacy, szczególnie w mniejszych miejscowościach, którzy popełniają kardynalny błąd i reagują na nas agresją. Takie zachowanie to miód na moje serce – mówi reporterka, której nie wystarczają wymijające odpowiedzi rzeczników prasowych.
Małgorzata Cecherz nie ma łatwego zadania. Jak mówi, rozmowa z urzędnikami, którzy podjęli błędne, krzywdzące bohaterów programu decyzje nigdy nie są przyjemne. – Decydenci nigdy nie przyznają się do tego, że popełnili jakikolwiek błąd, nawet gdy mamy tego absolutne dowody. Najczęściej zrzucają winę jedynie na system lub na zaniedbania naszego bohatera. Trzymają się bezwzględnie swojego stanowiska – słyszymy.
Twarde prawo...
Jaki jest cel programu "Państwo w Państwie"? Wbrew temu, co myślą urzędnicy, nie chodzi o to, aby uprzykrzyć, czy też zniszczyć ich życie. – To jest bitwa, ale my nie chcemy pokazać za wszelką cenę, że człowiek po drugiej stronie jest zły. Pragniemy tylko, aby ten ktoś przeprosił, znalazł rozwiązanie i podał rękę osobie, którą skrzywdził – zapewnia Małgorzata Cecherz, którą zastaliśmy podczas montażu materiału do najbliższego odcinka.
– Urzędnicy wydają decyzje, bo są do tego zobligowani przez prawo. Ale może warto się wspólnie zastanowić nad przepisami, które nie są doskonałe. Tak jak w przypadku firm, w stosunku do których urzędy mają prawo do natychmiastowej egzekucji, co oznacza utratę płynności finansowej. To do niczego nie prowadzi, poza upadkiem firmy oczywiście – zauważa reporterka programu "Państwo w Państwie".
Lista spraw nie ma końca...
Zespół "Państwa w Państwie" nie jest w stanie zająć się wszystkimi sprawami, o których informują telewidzowie. Każdego dnia do redakcji trafiają dziesiątki listów, maili i telefonów od osób, które proszą o zajęcie się ich tragedią. Jak mówi nowa szefowa programu, skala patologii, które się z nich wyłaniają jest przerażająca. – Najbardziej dramatyczne są historie, gdzie przedsiębiorca budował firmę przez 10 czy 20 lat, a później zostaje z niczym, bo na majątek wszedł mu komornik. Z czasem często okazuje się, że niesłusznie, ale już jest za późno, bo wszystko się rozpadło. I firma, i często życie rodzinne przedsiębiorcy – mówi Małgorzata Mikulska-Rembek.
Jak wspomina szefowa programu, ludzie proszą o pomoc nawet zza krat. – Mieliśmy telefon od jednego pana, który twierdził, że przysłał do nas dokumentację. Pytał, czy już się tą sprawą zajęliśmy. Odpowiedziałam, że musimy sprawdzić i oddzwonimy. Ten stwierdził jednak, że to niemożliwe, bo przebywa aktualnie w więzieniu – wspomina.
Niektórzy pokrzywdzeni przez system są na tyle zdesperowani, że są gotowi targnąć się na własne życie. – Tak było w przypadku rolnika z Jeleniej Góry, który wjechał samochodem do jeziora. Urząd Skarbowy naliczył mu milion dwieście tysięcy do zapłacenia – opowiada szefowa programu.
I jednocześnie przypomina, że dziesięć minut przed popełnieniem samobójstwa zadzwonił do niego syn, który próbował odwieść go od tego czynu. – Ojciec powiedział tylko: przepraszam cię synu, załatw tę sprawę tak, abym nie został uznany za oszusta skarbowego. Zdaniem naszym i ekspertów ta kara nie powinna być naliczona. A jeśli już, to działania urzędników nie powinny wyglądać tak, jak wyglądały. Egzekucja kary powinna przebiegać inaczej – wyjaśnia.
Jednak nie wszystkie sprawy, z którymi widzowie zwracają się redakcji są podejmowane przez dziennikarzy programu. Część krzywd, które opisują w listach wynikają nie tyle z urzędniczego zaniedbania, co ich własnego. Tłumaczą, że nie znali przepisów, że nie wiedzieli i dziś płacą za to straszną cenę. Formuła programu nie pozwala na to, aby zająć się wszystkimi problemami.
Bohaterami programu są przede wszystkim ci ludzie, którzy próbują normalnie funkcjonować i żyć w naszym kraju, jednak przepisy i procedury sprawiły, że jest kompletnie na odwrót. – Są to przedsiębiorcy, którzy mieli majątki, dobrze funkcjonowali na rynku, a przez jakiegoś urzędnika czy sędziego ich firmy upadły, a życie się rozsypało. To nie jest nigdy tak, że tylko firma upada. To odbija się na całym ich życiu – kończy Małgorzata Mikulska-Rembek.
Program "Państwo w Państwie" jest emitowany w każdą niedzielę o godzinie 19:30 na antenie telewizji Polsat.
Kiedyś zapytałam naczelniczkę urzędu skarbowego, czy może ze mną porozmawiać "po ludzku". A ona powiedziała wprost, że nie może. Czy jak ona wchodzi do urzędu skarbowego, to przestaje być człowiekiem i rozumieć nasze problemy? Interesują ją jedynie przepisy i paragrafy?
Małgorzata Cecherz
Reporterka programu "Państwo w Państwie"
Ministerstwo Finansów nie chce się z nami spotykać. Prokuratura Generalna podobnie. Urzędnicy z niższych szczebli muszą z nami rozmawiać, bo nie mają wyjścia gdy się pojawimy. Generalnie jednak program "Państwo w Państwie nie jest lubianym programem wśród urzędników. Jest uważany za stronniczy. A jest tak, bo urzędnicy zachowują się przed kamerą w taki, a nie inny sposób. A my to musimy pokazać, bo za chwilę by nam zarzucono, że nie próbowaliśmy dotrzeć do drugiej strony.