
– Ludzie myślą, że jak raper to tylko w szerokich spodniach i na pewno handlował narkotykami. A ja po prostu tym aktem desperacji walczę o swoje, bo wiem, że jestem niewinny – mówi Andrzej "Żurom" Żuromski, który zrobił błyskawiczną karierą medialną. Trudno się dziwić, raper... podpalił się na antenie Polsat News w programie "Państwo w państwie". W rozmowie z naTemat opowiada o walce z polskim wymiarem sprawiedliwości oraz zdradza, dlaczego w tej walce zdecydował się na tak drastyczny krok.
Przeczytaj koniecznie: Raper podpalił się na wizji Polsat News. "Ale nie jestem samobójcą"
"Żurom" podpala się na wizji
Na filmiku widać, że na chwilę ogień zaczął wymykać się spod kontroli. Nic się panu nie stało?
Nikomu o tym nie mówiłem, bo zdawałem sobie sprawę, że plan może wyciec. Ktoś mógł powiadomić stację i wtedy albo by mnie nie wpuszczono, albo dokładnie przeszukano przed wejściem do studia. Miałem też w planach zrobienie głodówki, ale mama przekonała mnie, że to nie najlepszy pomysł. Musiałbym iść pod ministerstwo, a przecież muszę pracować i zajmować się dziećmi. Program na żywo wydawał się idealnym wyjściem.
Poznałem się z Krzysztofem Stańko, który niesłusznie przesiedział w areszcie 27 miesięcy. Świadek koronny wrobił go w produkcję amfetaminy w jego ośrodku. Specjalna jednostka policji z wyszkolonymi psami przeczesała teren i stwierdziła, że nie ma możliwości, by Stańko produkował tam narkotyki. Nie było nawet żadnych mikrośladów. Co na to prokurator? Tłumaczył, że fabryka musiała być tak nowoczesna, iż nie zostawiała nawet mikrośladów. To czarny humor, ale pokazuje absurd, gdzie instytucje chyba boją się uniewinniać ludzi.
Jak dużo czasu spędził pan w areszcie?
Jak dużo pieniędzy stracił pan przez te kilka lat?

