W katastrofie kompleksu Rana Plaza w Bangladeszu zginęło w kwietniu 1129 osób. Wkrótce okazało się, że produkował tam też koncern LPP, właściciel marek Cropp, Reserved czy House. Firma deklarowała, że zadba o poprawę warunków pracy w fabrykach, gdzie powstają ubrania z jej metkami. Ale pomimo upływu niemal pięciu miesięcy firma nie zrobiła praktyczni nic – nadal zastanawia się, do którego z dwóch zrzeszeń producentów przystąpić.
Zawalenie się wielopiętrowej fabryki odzieżowej Rana Plaza w Dhace, stolicy Bangladeszu, to jedna z najtragiczniejszych katastrof budowlanych w ostatnich lat. Śmierć 1129 pracowników dotyczy także nas, bo w tym miejscu produkowała swoje ubrania również polska firma LPP. To właściciel takich popularnych marek jak Reserved, Cropp, House, Mohito i Sinsay. Metki jednej z nich – Cropp – znaleziono na gruzach Rana Plaza.
Zarząd LPP informował wtedy, że w Rana Plaza powstawał tylko ułamek produkcji firmy, a centrala w Polsce nie miała dokładnej wiedzy, w których fabrykach jej agenci składają zamówienia. Mimo to zapewniali, że poprawią kontrolę nad lokalizacją produkcji i zadbają o poprawę warunków w fabrykach produkujących na zlecenie polskiej firmy.
Jednak przez ten czas właściwie nic się nie zmieniło. Chociaż działają dwa porozumienia producentów (jedno skupia głównie firmy amerykański, drugie producentów z Europy), LPP nie ma w żadnym z nich. – Jeszcze nie podjęliśmy decyzji - ostatecznego wyboru, czy przystąpimy do jednego porozumienia, czy do drugiego, czy też będziemy samodzielnie zabiegać o współpracę wyłącznie z dostawcami zapewniającymi właściwe warunki produkcji – informuje naTemat Dariusz Pachla, wiceprezes firmy.
Jedyną zmianą, jest zrezygnowanie z bangladeskich kupców i powierzenie wyboru fabryk agentom zatrudnionym w firmie. Przez prawie rok LPP nie wysyłało na miejsce swoich pracowników, bo z powodu częstych zamieszek obawiało się o ich zdrowie i życie. – Chcemy zorientować się w sytuacji i powoli przeprowadzać kontrole standardów funkcjonowania naszych dostawców. Pierwsi kupcy właśnie teraz są w Bangladeszu. Gdy zorientujemy się w sytuacji na miejscu, wówczas łatwiej będzie o wszelkie decyzje w tej kwestii – wyjaśnia prezes Pachla.
O działania na rzecz lepszych warunków pracy w Bangladeszu apelowali też klienci firmy, którzy wzięli udział w akcji mailngowej zorganizowanej przez Clean Clothes Polska. 2200 osób wysłało do prezesa LPP Marka Piechockiego list, w którym domagano się m.in. przystąpienia do programu wypłaty odszkodowań poszkodowanym w katastrofie, zlokalizowania fabryk, w których produkuje firma oraz przystąpienie do porozumienia na rzecz poprawy warunków pracy w tych obiektach. Szefowie LPP nie odpowiedzieli na te postulaty.
Inaczej, niż firmy dużo większe i ze znacznie bardziej rozbudowaną siecią kontraktów w Azji Południowo-Wschodniej, które podjęły wiążące decyzje znacznie szybciej. LPP nadal się ociąga, być może licząc, że klienci firmy zapomną o sprawie. – Już po tym, jak LPP przyznało, że produkowało w Bangladeszu, wielokrotnie próbowaliśmy skontaktować się z firmą. Niestety bezskutecznie – przyznaje Maria Huma z Clean Clothes Polska. – Przedstawiciele firmy są bardziej skłonni do odpowiadania na nasze postulaty za pośrednictwem mediów, niż w bezpośredniej dyskusji – dodaje.
Organizacja chciała się dowiedzieć, co firma zrobi, aby taka katastrofa się nie powtórzyła. – Przekazaliśmy swoje sugestie odnośnie tego, jak powinny wyglądać odszkodowania dla poszkodowanych w katastrofie i ich rodzin. Niestety LPP nie podpisało porozumienia międzynarodowego w tej sprawie, a jej przedstawiciel nie pojawił się na konferencji w Genewie, zorganizowanej przy wsparciu Międzynarodowej Organizacji Pracy ONZ – relacjonuje koordynatorka Clean Clothes Polska.
Zapewnia, że nikt nie spodziewa się cudów, a jedynie pokazanie dobrej woli. – Poprawianie warunków pracowników fabryk w Bangladeszu to długi i powolny proces. To tysiące obiektów do skontrolowania i wyremontowania. Do tego potrzebni są ludzie, dobra wola i trochę pieniędzy. To i tak łatwiejsze, niż rozwiązanie innych problemów, na przykład wynagrodzeń za pracę – ocenia.
– Jednak teraz najbardziej paląca jest kwestia odszkodowań. A tutaj także są na razie jedynie deklaracje. Porozumienie podpisało około 80 firm, a na wspomnianym spotkaniu pojawili się przedstawiciele zaledwie 12 – zauważa Maria Huma.
Zresztą LPP coraz odważniej puka do czołówki producentów odzieży, a już dzisiaj jest jedną z największych tego typu firm w regionie. Firma jest warta 14,3 mld zł (Orlen ok. 18,8 mld zł), ma już ponad 1 tys. sklepów, z czego ok. 700 w Polsce. W pierwszym kwartale 2013 roku firma zarobiła 19,6 mln zł (jej przychody w pierwszych trzech miesiącach roku to 750 mln zł).
I nic niestety nie wskazuje na to, by bierność firmy negatywnie wpłynęła na sprzedaż jej ubrań albo kurs akcji. Bo o ile wysokie żądania płacowe rzeczywiście mogłyby zachwiać modelem biznesowym firmy i spowolnić rozwój sieci, to poprawienie warunków pracy w fabrykach nie wydaje się wydatkiem ponad siły LPP.
W tej sytuacji bardzo ważna jest inicjatywa największych światowych firm branży odzieżowej, które zawarły porozumienie dotyczące ochrony przeciwpożarowej oraz bezpieczeństwa budynków w Bangladeszu. Pomimo tego, że firmy te są wielokrotnie większe od LPP, badamy możliwość przystąpienia do tego porozumienia, które mamy nadzieje da szanse na unikanie tragedii podobnych do tej, która miała miejsce w budynku Rana Plaza. CZYTAJ WIĘCEJ