Przemysław Dziubłowski i Robert Przepiórski, twórcy Cudu nad Wisłą.
Przemysław Dziubłowski i Robert Przepiórski, twórcy Cudu nad Wisłą. fot. Kuba Kamiński / Citydoping

Kiedy Przemek i Robert stworzyli Cud nad Wisłą, na lewym brzegu rzeki były tylko otoczone złą sławą ogródki piwne. Dziś, po trzech latach, warszawiacy pożegnają letni sezon już w dziesięciu nadwiślańskich knajpkach. Jak to się stało? I jak Wisła będzie wyglądać za 10 lat? Pyta Anna Wittenberg.

REKLAMA
Mam w głowie dwa obrazki związane z Wisłą. Pierwszy, kiedy mam jakieś dziesięć lat i mówię mamie, że chcę sobie zrobić rowerową wycieczkę nad rzekę, a ona odpowiada: wszędzie, tylko nie tam. Drugi jest z tego lata – w dzień było za ciepło na bieganie, więc treningi robiłam sobie na bulwarach. To było najbezpieczniejsze miejsce w okolicy mojego domu. Chciałabym, żebyście pomogli mi zrozumieć, co się zmieniło.
Przemysław Dziubłowski: Ja też pamiętam złą sławę Wisły. Po lewej stronie, przy moście Śląsko-Dąbrowskim były budy, ogródki piwne, gdzie co weekend przewijało się sto tysięcy osób. Zdarzały się tam pobicia i gwałty. Jeszcze wcześniej złą sławą okryty był też praski brzeg, krzaki, gdzie po zmroku lepiej nie wchodzić.

Robert Przepiórski:
To dziś się mocno ucywilizowało, powstało mnóstwo miejsc, zrobiło się jaśniej. Zresztą powieszenie naszych charakterystycznych sznurów z żarówkami miało nie tylko zadanie estetyczne – wiadomo przecież – światło kojarzy nam się z bezpieczeństwem, taki mechanizm. Później to rozwiązanie wprowadzali też inni.
Zacznijmy od początku. Jest rok 2010...
RP: I dwóch gości, którzy porwali się z motyką na słońce.
PD: Nasz pierwotny projekt związany był z festiwalem „Przemiany”, którego hasłem było odwracanie Warszawy twarzą do Wisły. Wystartowaliśmy w konkursie organizowanym przez miasto. Chcieliśmy wystawić na ambonie śnieżnej 28 kontenerów, całe miasteczko. Bardzo duże wyzwanie dla nas. Szczęście nas jednak nie opuściło i... nie dostaliśmy pieniędzy (śmiech). Z tego co pamiętam, nasz projekt był bardzo wysoko doceniony, ale skreślił nas zupełny brak doświadczenia.
Nie stworzyliście miasteczka. Stał się za to Cud.
RP: Od początku było bardzo trudno – zainteresowanie pomysłem miasta, tworzenie koncepcji, przygotowanie lokalu pod gastronomię i koncerty, zdobycie wszystkich pozwoleń. Jak robisz to po raz pierwszy, nie jest łatwo. Natomiast my byliśmy tak przekonani i pewni, że nie było takiej siły, która mogłaby nas zatrzymać.
logo
fot. Filip Klimaszewski / Citydoping

PD: Nie mieliśmy też zaplecza finansowego, żeby wystartować, pożyczyliśmy pieniądze od przyjaciół.

Pamiętam, pracowaliśmy wtedy razem w „Życiu Warszawy”. Cała redakcja mówiła o „knajpie Przemka”.
PD: Otworzyliśmy to miejsce w połowie sezonu i zamknęliśmy je... po ponad miesiącu działania. 6 września przyszła fala powodziowa. Ja akurat wyrwałem się na pierwszy weekend i byłem dzień nad morzem, może dwa.
RP: Dzwonię do Przemka i mówię „fala”; on leży na plaży, patrzy sobie na Bałtyk i śmieje się: no widzę, widzę. Ja mówię: nie, nie, fala idzie…
Co było później?
RP: Zostaliśmy z dużym długiem.
Nawet mimo że klub ustawiony był z kontenerów i europalet?
RP: Są trzy razy droższe od standardowego krzesła. Wraz z przyłączeniem prądu, wody, zamówieniem kontenerów robi się okrągła sumka. Nie mieliśmy jednak do tego podejścia finansowego. Gdybyśmy mieli, to byśmy na pewno tego nie zrobili - było obarczone zbyt dużym ryzykiem.

W kolejnym sezonie jednak wróciliście.
PD: Wiedzieliśmy jak to zrobić, powiększyliśmy trochę przestrzeń, uruchomiliśmy drugie piętro. Okazało się, że dla wielu osób najlepszą ucieczką z miasta jest usiąść nad rzeką i patrzeć w dziki, praski brzeg. Jesteśmy zresztą wielkimi orędownikami tego, by trochę poprawić rozwiązania na tamtej przestrzeni, ale jej nie zmieniać, nie industrializować; dobry przykład to ścieżka wzdłuż prawego brzegu Wisły. To jest naprawdę wielka wartość, która będzie rosła z roku na rok.
A sama Wisła wraz z nabrzeżami też będzie rosła w siłę. Najlepszy przykład: w 2010 roku było jedno miejsce na kontenerach, w 2012 – dwa i barka, a w 2013 było już 10 miejsc. Wiem że w przyszłym roku pojawią się też nowe kolejne barki na Wiśle.
Ale ludzie nadal przychodzą do was. Nawet, pomimo że się przenieśliście.
PD: Z ambony śnieżnej trafiliśmy na Bulwar Flotylli Wiślanej tuż przy Płycie Desantu. Trochę obawialiśmy się, jak to wyjdzie, ale zachowaliśmy klimat, obok jest plaża i dojście do samej wody. Staramy się konsekwentnie realizować program, który robimy od czterech lat: jazz nad Wisłą, Koncertowe Czwartki, małe formy teatralne, warsztaty i imprezy z dobrymi dj’ami.
logo
fot. Filip Klimaszewski / Citydoping

W ubiegłym roku o hałas toczyliście wielkie boje z sąsiadami.
PD: To może to być dla ciebie zaskakujące, ale tę sprawę z panią profesor Ewą Kuryłowicz sami nagłośniliśmy. To było dla nas niezrozumiałe, że jedna osoba może przesądzić o losie miejsca które jest ważne dla tylu ludzi.

Zaraz, zaraz, tam była cała grupa mieszkańców.
RP: Koalicja wokół tej sprawy powstała dopiero po tym, jak zaistniała ona w mediach. Zresztą tym ludziom nawet nie do końca chodziło o sam Cud nad Wisłą. Niejednokrotnie było tak, że u nas siedziało 300-400 osób, a w jego pobliżu na schodach – 1,5 tysiąca. Sam fakt przebywania tak wielkiej liczby osób w bliskiej przestrzeni generował dla mieszkańców niedogodność.
PD: Nic dziwnego, rano na bulwarach – śmieci i rozbite butelki były prawdziwym problemem. Pełnomocnik prezydenta Warszawy ds. Wisły wymyślił nawet kampanię pod hasłem „Nie rozbijaj się nad Wisłą”. Trochę to pomogło, ale świadomości nie da się zmienić w sezon.

Wy z mieszkańcami zaczęliście się spotykać.
RP: Zaczęliśmy rozmawiać. Do tego stopnia, że pewnego dnia przyjechała do nas pani z Pragi z uwagami co do głośności muzyki. I rzeczywiście wynajęliśmy firmę, która pomogła nam tak ustawić parametry, by emisja dźwięku była jak najkrótsza.. Wiemy, że nie działamy w próżni. Staraliśmy się z uwagą podchodzić do wszystkich głosów, bo wiemy, że konflikt to nie jest droga, przynajmniej w naszym przypadku. Nie może być tak, że realizujemy jakiś cel i odnosimy jakąś korzyść kosztem innych. To zawsze będzie miało krótkie nogi.
W dialog włączyło się też miasto, wiceprezydent w tym roku powołał grupę roboczą, składającą się właśnie z przedstawicieli władz i właścicieli klubokawiarni. Co miesiąc spotykaliśmy się i rozmawialiśmy o wspólnym funkcjonowaniu w przestrzeni, słuchaliśmy głosów mieszkańców. Miasto zorganizowało w wyniku tych spotkań pomiary hałasu przy klubach, żeby dać właścicielom informację zwrotną. Okazało się, że jesteśmy rezerwatem (śmiech).

Wam nie przeszkadzają ludzie, którzy siedzą w pobliżu waszej knajpy? Przynoszą własny alkohol, śmiecą, a korzystają i z waszej muzyki, i z waszych toalet.
RP: Nas cieszy życie nad Wisłą, to jest super. W zeszłym roku odkryliśmy nawet, że nazywają bulwary w pobliżu nas „podcudziem”.
PD: Nigdy nie zamykaliśmy toalet tylko dla gości, to oczywiście zwiększało nam koszty serwisu, no ale wyobraź sobie, gdybyśmy ich nie udostępnili, to te 1,5 tysiąca osób załatwiałoby swoje potrzeby 200 metrów dalej. Łatwo sobie wyobrazić, co by się działo. Znów – klub nie funkcjonuje w próżni.
logo
fot. Filip Klimaszewski / Citydoping

Odkąd zaczęliście z Cudem, powstało wiele miejskich inwestycji; choćby centrum nauki Kopernik, rewitalizacja Portu Czerniakowskiego, remont bulwarów...
PD: Dziś oferta jest nieporównanie większa, a my czujemy, że zrobiliśmy coś, żeby zmienić lewy brzeg. Że daliśmy przykład - jak się okazuje po latach – dobry. Teraz jednak czas na kolejne zmiany, mamy ambicje metropolitarne, więc nie możemy nad naszą rzeką mieć tylko i wyłącznie miejsc opartych na kontenerach.
RP: Byliśmy polem doświadczalnym dla miasta, przykładem, a później konsultantem, jak ma wyglądać i funkcjonować ta przestrzeń. Pawilony, które tam powstaną będą nawiązywały do rozwiązania kontenerowego.

Zmierzając do końca…
PD: Czyli to nie będzie wywiad rzeka? (śmiech)
… jaką macie wizję Wisły?

RP:
Myślę że za 5, 10 lat, to będzie najbardziej popularne miejsce spędzania wolnego czasu, zarówno dla Warszawiaków jak i dla przyjezdnych, to będzie super atrakcja tego miasta, pozwalająca skutecznie promować lato w Warszawie w Europie.
A co się będzie działo z Wami?
PD: Tworzymy teraz kolejne legendarne miejsce (śmiech). Zapraszamy do Sztuki& Sztuczki.