Nieco ponad 20 lat temu zakończyła się okupacja sowiecka w Polsce. A zaczęła się dużo wcześniej, bo 17 września 1939 roku. Hordy krasnoarmiejców wkroczyły na teren Polski i wespół z Niemcami dokonali rozbioru naszego kraju. Niestety często przymyka się oko na tę kartę historii. Ludzie próbują mówić, że pod tymi Sowietami wcale nie było tak źle. Było, co idealnie oddaje m.in. historia mojej rodziny.
Wydaje się, że mówienie o tym temacie nie zawsze jest wygodne. A to dlatego, że do dziś nie do końca rozliczyliśmy się za tamte lata. Wpływ na to ma m.in. fakt, że Rosja stała się naszym ważnym partnerem biznesowym, więc wszelkie brudy zamiatane są pod dywan. Ludzie często zapominają o tej przykrej karcie w naszej historii, która zaczęła się 17 września 1939 roku.
Kiedy w 39' wojska bolszewickie wkraczały do Polski, chciały poskromić polskiego pana i wyzwolić pracujące masy. Zaczęło się od represji ziemian. Chłopom powiedziano, że to, co kiedyś było dworskie, teraz należy do nich. Momentalnie zaczęły się plądrowania dworów ze wszystkiego, co tam się znajdowało.
Okradanie majątków dworskich
– Pani musi być strasznie ciężko – powiedziała sarkastycznie przyjaciółka mojej babci do kobiety, która akurat wynosiła z jej domu szafę. Sowieci przekazali wszystkim, że ziemianie nie mają już własności, więc chłopi brali to, co im się podobało. Owa kobieta, która wynosiła szafę nie widząc nic złego w swoim czynie odpowiedziała: „Oj ciężko panienko, ciężko, ale cóż można na to poradzić”. Meble trafiły do rodzin chłopskich, dworzanie na Sybir, zaś splądrowane dwory często burzono.
Na Wschód trafiał każdy, kto miał wpływ na społeczeństwo. Jeśli mógł stanowić problem w zniewoleniu Polski, szybko go wywożono. Z tego powodu trafiła tam rodzina mojej babci. Pradziadek przed wojną był cenionym fizykiem i wychowawcą młodzieży w Wilnie. Opracował nowe metody nauczania swojego przedmiotu, dzięki czemu ubodzy bez drogich sprzętów mogli się go nauczyć. Jednak jako przedstawiciel klasy panów zagrażał Sowietom i dziś spoczywa na Turkmeńskim stepie. Jest jedną z wielu zapomnianych ofiar naszych „przyjaciół ze Wschodu”.
W dzieciństwie dosyć regularnie budziły mnie krzyki Babci wołającej o pomoc. Brzmiało to strasznie, jakby ktoś chciał ją zabić. Kiedy już się obudziła, mówiła, że znowu jej się śnili Bolszewicy, którzy przyszli deportować ją wraz z rodziną. Spędziła na Syberii blisko rok. To wystarczyło, by te wydarzenia odcisnęły na niej wielkie piętno i spowodowały traumę na całe życie.
Godzina na spakowanie całego dobytku
Zaczęło się od nocnej wizyty NKWD. Powiedzieli, że ma godzinę na spakowanie swoich rzeczy. Nie mówili dokąd ją deportują, twierdzili jedynie, że to na stałe. Babcia zaczęła wrzucać do toreb ciepłe ubrania, a także trzy pary butów. Oficer podszedł i wyciągnął wszystkie prawe buty mówiąc: „Tam dokąd jedziecie, nie potrzebujecie więcej niż jednej pary”. Po czym złośliwie się uśmiechnął.
W Ałtajskim kraju, dokąd została wywieziona moja babcia z rodziną, Polaków powitano słowami: „Tu poznacie wreszcie smak prawdziwego życia, będziecie ciężko pracowali na swoje utrzymanie. A kiedy przyjdzie pora, to tu umrzecie i zostaniecie pochowani. Od dziś to miejsce jest waszą nową ojczyzną”. O tym, jak wyglądał nowy "dom" nie warto nawet wspominać.
W tej nowej "ojczyźnie" Polacy stali się niewolnikami. Kiedy tylko Sowieci mieli kaprys, budzili wszystkich w nocy i w strasznych mrozach wysyłali do wycinki lasów. W zapiskach mojej Babci można znaleźć wiele szokujących opowieści o bezsensownych śmierciach. Również i samych Rosjan. Przykład? Grupa inżynierów miała wybudować w tamtym gułagu cukrownię, ale z czasem zmieniono zdanie, więc inżynierów zastrzelono. Oczywiście byli wrogami systemu.
Zamordowani w Katyniu
Życie ludzkie nie miało wtedy znaczenia dla Sowietów. Podobnie jak Niemcy eksterminowali wiele osób. I tak samo ich ofiary nie były świadome tego, że mają zginąć. Profesor Stanisław Świaniewicz, który był naocznym świadkiem mordu w Katyniu po wojnie wspomniał o tym tragicznym wydarzeniu.
Opowiadał, że wraz z resztą polskich oficerów czekał w wagonie na bocznicy kolejowej. Po kolei wyciągano ich na "przesłuchania". Kiedy przyszła kolej na Świaniewicza, powiedzieli mu, że trafia na Łubiankę. Nikt mu nie zazdrościł. Mówili, że ich najwyżej czeka łagier sowiecki, natomiast on jedzie na śmierć. Los okazał się złośliwy. Świaniewicz przeżył, oni nie. Żaden z nich nie spodziewał się, że wkrótce ma zginąć.
Musimy pamiętać o naszej przeszłości
Tak naprawdę to pierwsze lata wojenne były tylko preludium do tego, co miało się wydarzyć. Sowieci w dosyć wyrachowany sposób przygotowali podłoże do okupowania Polski na długie lata. Pozbyli się tych, którzy mogliby stanowić dla nich zagrożenie. Przez dziesięciolecia mieli wpływ na nasze życie. Spowodowali to, że Polska stała się krajem zacofanym. I na dodatek wmawiali społeczeństwu, że są naszymi zbawcami.
Dzisiaj mało kto próbuje wspominać bestialstwo Armii Czerwonej. Zamiast rozliczać ich za wojenne grzechy, odpowiedzialność jest zrzucana na innych. Nawet na przywódców polskiego państwa podziemnego, którzy rzekomo bezsensownymi decyzjami przyczynili się do śmierci tysięcy naszych rodaków.
17 września zaczął się jeden z gorszych okresów w historii naszego narodu. Zaczęto od mordów i wywózek. Skończyło się to na tym, że po kilku dekadach okupacji wciąż nadrabiamy straty cywilizacyjne do Zachodu. Dlatego należy pamiętać o tym dniu, który otworzył kolejną tragiczną kartę w historii Polski.