Familiada obchodzi dziś swoje dziewiętnaste urodziny. Od 1994 roku niewiele się w niej zmieniło. Wciąż to samo studio, ten sam lubujący się w czerstwych żartach prowadzący, tajemniczy kącik muzyczny i jeszcze bardziej tajemniczy ankietowani, oraz wciąż ta sama moc przyciągania rodzin przed telewizory, która nie maleje, mimo dwóch tysięcy wyemitowanych odcinków. To musi być miłość! Za co kochamy Familiadę?
Jak każdy program, Familiada przeżywała wzloty i upadki swojej popularności, jednak nikt nawet nie plotkuje o zakończeniu jej emitowania. W każdy weekend i święto, o godzinie 14:00, na ekran telewizora najpierw wskakuje radosna rzepka. Później niemniej radosny Karol Strasburger w roli prowadzącego, serwujący dziwne żarty i wypytujący uczestników o życie prywatne. A na sam koniec pojawia się rodzina z wielkim czekiem, machająca niczym szczęśliwe manekiny.
I mimo że Familiadę można łatwo scharakteryzować popularnym powiedzeniem - „emocje jak na grzybach”, bo praktycznie nic się nie dzieje, w porównaniu z łamaniem nóg w talent-show i rzucanymi przez Magdę Gessler patelniami, to i tak ludzie wciąż ją oglądają. Zatem...
ZA CO KOCHAMY FAMILIADĘ?
Miejsce czwarte - tradycja
W Familiadzie najpiękniejszy jest zupełny brak zmian na wielu polach, albo przeprowadzanie jedynie kosmetycznych poprawek. Nawet nowe, trójwymiarowe, animowane intro zostało wycofane na rzecz kreskówkowej wersji z 1994 roku. Tu wszystko musi być na swoim miejscu. Mimo roszad na telewizyjnych stołkach, zupełnie innych trendów niż 19 lat temu i nowych możliwości produkcji, Familiada wciąż jest tym samym programem. Towarzyszy już dwóm pokoleniom polskich rodzin przy niedzielnym obiedzie.
Familiada jest pewnym punktem stałym, jak emisja Kevina Samego w Domu podczas świąt Bożego Narodzenia. Nagły brak takich rzeczy powoduje dezorientację. Wychowałam się na Familiadzie. Oglądałam ją już we wczesnym dzieciństwie. Na początku zupełnie nie rozumiejąc zasad przyznawania punktów, jednak ochoczo krzycząc do telewizora swoje propozycje odpowiedzi. Często trafiałam i byłam z siebie dumna. Obecnie, kiedy tylko mam czas, także oglądam Familiadę, bo świetnie ją wspominam i uwielbiam to urocze sztywniactwo.
Miejsce trzecie - tajemnice
Kim są ankietowani? Gdzie łapią ich producenci programu? W jaki sposób zbierają ich odpowiedzi? Nie wiadomo. Tożsamość ankietowanych jest tajemnicza jak wnętrze walizki w "Pulp Fiction". Ale to nie jedyna zagadka Familiady! Do niedawna największą tajemnicą polskiej telewizji był słynny kącik muzyczny, do którego udawali się uczestnicy podczas finałowej rozgrywki. Jakiś czas temu opublikowano jego zdjęcie – zwykłe krzesło odgrodzone ścianką i słuchawki. Rozczarowujące. A jaka muzyka rozbrzmiewa w tych słuchawkach? Jej chyba nie poznamy nigdy.
Miejsce drugie - dziwaczne odpowiedzi
Czym byłaby Familiada, gdyby nie bezsensowne odpowiedzi uczestników, krążące później po sieci i obrastające w legendy? Co wieszamy? Się. Co ma skrzydła, a nie lata? Samolot. Drapieżna ryba z naszych rzek? Rekin. Najmniej przydatny szkolny przedmiot? Kanapka. I mój absolutny faworyt, skrząca się wyrafinowanym absurdem odpowiedź „owca”, na pytanie „Więcej niż jedno zwierze to...?”.
Nie zawsze jest aż tak widowiskowo, jednak ciekawe odpowiedzi zdarzają się faktycznie często. Także w tak zwanych „życiówkach”, będących stałym punktem programu, czyli wypytywaniu przez prowadzącego o wykonywany zawód i ulubione hobby. Jesteś weterynarzem? A na czym to polega? I tak dalej. A słowo "obcasy" nagle okazuje się być bardzo trudne.
Miejsce pierwsze - żenujące żarty prowadzącego
- Zastanawiałem się nawet, czy jest sens w tym że stałem się Panem z Familiady, czy to źle, że aktor prowadzi program familijny? Momenty artystycznej ciszy, w których piętrzy się w nas wiele myśli, trzeba przeczekać – mówił Karol Strasburger w wywiadzie dla WP.pl. Przeczekuje swój „moment artystycznej ciszy” już od dziewiętnastu lat i chwała mu za to. Bez niego nie tylko Familiada nie byłaby taka sama, ale i cała Telewizja Polska. Jego „suchary”, czyli mało zabawne dowcipy, opowiadane na początku programu stały się kultowe.
Zainspirował się nimi w momencie szczytu swojej popularności Szymon Majewski, kiedy wprowadził do swojego programu w TVN sekcję „Żenujący Żart Prowadzącego”. Karol Strasburger poczuł się urażony, nie wiedząc, że jego dowcipy wcale nie są zabawne. Żarty serwowane przez prowadzącego na samym początku każdego odcinka Familiady są jednak szalenie śmieszne w swojej nie-śmieszności. Czasami ich pointa jest tak słaba, że aż niewyczuwalna, co najpierw budzi u słuchającego uśmiech zażenowania, a później rozbawienie. Oto najlepsze z nich: