Kierowca, który we wtorek w geście protestu na blisko dwie godziny zablokował stołeczne rondo „Radosława”, w środę był przesłuchiwany przez policję, a prokuratura lada dzień postawi mu zarzuty. Jaką karę otrzyma za swoją „samowolkę”? Na razie nie wiadomo. Ale warszawiacy, którzy w podobnych sytuacjach potrafią się nieźle wkurzyć, tym razem – przynajmniej częściowo – wykazali się empatią.
"Polsko, pozwól żyć normalnie w tym kraju, bez stresu, wyzysku Polaków" – kartkę z takim napisem wystawił za przednią szybę pan Henryk, kierowca. I zaprotestował.
Swoim DAF-em zablokował jedno z najbardziej „gorących” rond w Warszawie, „Radosław” (dawniej słynną „Babkę”) przy centrum handlowym Arkadia. Ustawił się na jednym z pasów w stronę centrum blokując i zjazd z ronda, i jazdę tramwajów, które w tym miejscu rozjeżdżają się na Żoliborz, Pragę, Ochotę i Śródmieście. Prócz kartki ze swoim dramatycznym apelem, przez szybę wyrzucał awiza i dokumenty bankowe.
"Użycie siły ostatecznością"
Był zdesperowany. Sugerował, że jeśli ktoś spróbuje wyciągnąć go siłą, podpali się. Zjechał na pobocze dopiero po długich negocjacjach i prośbach ze strony policji, tuż przed godziną 20. Aktualnie przebywa w areszcie, jest przesłuchiwany.
W całej sprawie od razu nasuwa się kilka oczywistych pytań. Z kim mieli do czynienia policjanci? Czemu kierowca protestował? Czemu policjanci nie próbowali rozwiązać sprawy szybciej – np. sprawnie go obezwładnić i zjechać autem na pobocze? Jak zareagowali warszawscy kierowcy, dla których każda minuta postoju zdaje się być tą na wagę złota?
– Wtorkowa sprawa z kierowcą TIR-a rzeczywiście mogła utrudnić życie warszawiakom – nie ukrywa Mariusz Mrozek ze stołecznej policji. – Ucierpieli przechodnie, kierowcy. Ale my zawsze podkreślamy, że użycie siły jest ostatecznością. Tym razem pomogły negocjacje, rozmowa – dodał.
Rzecznik warszawskiej komendy nie chce jednak ujawnić, dlaczego kierowca zdecydował się na taki desperacki krok. – Teraz, gdy trwa postępowanie, nie możemy udzielać takich informacji – powiedział. Naoczni świadkowie powtarzają kilka wersji – o wściekłości kierowcy na niemożność przejechania przez Warszawę, czy o problemie z niespłaconymi rachunkami za nieuczciwie działający program rozliczenia opłat viaToll.
"Cham" i "idiota", czyli jak zrozumieć desperata
Warszawiacy, którzy wpadają w złość niemal za każdym razem, gdy ktoś blokuje im ulice (nieważne, czy to związkowcy, protestujący, biegacze, czy pielgrzymi), tym razem wykazali się zrozumieniem. Także – uwaga – w sieci, gdzie zwykle wylewają wiadro pomyj na tych, którzy uniemożliwili im szybki przejazd do pracy/domu/lekarza/znajomych. Kilka komentarze ze strony "Gazety Stołecznej".
Ale nie zabrakło też takich, którzy z desperatem rozprawili się szybko. Wielebnyelvis napisał: „Tysiące ludzi którzy, w deszczu muszą wysiadać z tramwajów i iść piechotą. Matki, które śpieszą się do przedszkoli żeby odebrać dzieci. A taki debil blokuje miasta? Za co płacimy? Za utrzymanie takiej dziadowskiej policji? Od czego oni są? Od negocjacji? To jest dopiero skandal. Precz z dziadem i przykładnie ukarać”. Van_Norden: „Niech mu policjanci jeszcze herbatki ciepłej przyniosą. Do tego się nadają. Ciekawe, kto za to zapłaci”.
Być może sam kierowca. Trwa postępowanie. A po której stronie opowiedzą się warszawiacy?
„Chyba faceta na serio do ziemi przygniotło skoro w taki sposób protestuje”
„Zanim zwymyślasz tego kierowcę od idiotów, chamów, i innych, przeczytaj o viaToll, dowiedz się, czemu protestował. I pomyśl, co zrobiłbyś na jego miejscu”.