… ale kto to bogatemu zabroni? - ten lekko ironiczny komentarz słyszymy często, gdy pojawia się temat ekstrawaganckiego wydawania pieniędzy. Czasem zastępuje on także młodzieżowe „yolo”, gdy licealiści pokuszą się o zamówienie przy barze czegoś droższego niż piwo. Jednak faktycznie - kto temu bogatemu zabroni wydawać pieniądze tak, jak mu się podoba? Jakie mamy prawo by kwestionować czyjeś wybory, w momencie kiedy finansuje je z własnej kieszeni, a nie z publicznego budżetu? Chyba żadne. Z drugiej strony, istnieje jednak cienka granica pomiędzy dziwnymi inwestycjami i „życiem na bogato”, a bezdennie głupimi pomysłami, które wywołują pogardę.
Życia „na bogato” nie należy mylić z serialem „Miłość na bogato”, którego rzeczywistość opływającą w pseudo-luksus mógłby wykpić każdy bardziej zamożny człowiek. Prawdziwej, wielkiej kasy nie liczy się niestety w szampanie, pomarańczach i średnio atrakcyjnych samochodach, mimo że są one faktycznie poza zasięgiem przeciętnych Polaków. Reprezentantem kasty najbogatszych nie jest także słynny Testoviron, mimo że bardzo by chciał, aby tak uważano. 40 główek do elektrycznej szczoteczki i zdalnie sterowany samochodzik nie czyni niestety milionera z popularnego internetowego trolla.
"Podryw na szejka"
Prawdziwe bogactwo, którego większości z nas nie będzie dane zaznać, praktykują ludzie mogący sobie pozwolić na kupno kilkunastu luksusowych samochodów, domu w prawie każdym zakątku świata, wydawanie kilkunastu tysięcy dolarów na jedną kolację i jeszcze większych sum na ubrania. I mają do tego prawo. To ich nagroda za ciężką pracę, dobry pomysł na biznes, lub praktykowanie trudnego zawodu pod tytułem „syn” lub „córka”. Gorzej jednak, kiedy opisani wyżej ludzie pieniędzy mają tak dużo, że kiedy nie są w stanie kupić sobie niczego nowego zaczynają je rozrzucać. Dosłownie. Robił to na przykład pewien arabski szejk starający się o serce pięknej tancerki, na którą postanowił „zrzucić” więcej pieniędzy, niż normalni ludzie zarabiają w ciągu lat.
3,5 miliarda euro na zabawę?!
Jeżeli chodzi o mniej dosłowne rozrzucanie pieniędzy, rekordzistkami zdają się być Tamara i Petra, córki szefa Formuły 1 Berniego Ecclestone'a, które roztrwoniły od 1997 do 2011 roku niebotyczne 3,5 miliarda euro. Przebiły tym samym Eltona Johna, który w czasach swojej największej popularności potrafił wydawać 100 000 dolarów miesięcznie na świeże kwiaty do dekoracji swojego salonu. Dziedziczki motoryzacyjnej fortuny wydawały przeliczeniu na obecny kurs złotówki ponad 3,1 miliona złotych dziennie (!).
Na co można wydać takie pieniądze? Czy roztrwonienie ich jest w ogóle możliwe? Żeby osiągnąć ten pułap należałoby chyba co drugi dzień kupować luksusowy samochód lub nowe mieszkanie. Siostry wydawały pieniądze głównie na imprezy. Jedna z nich, Tamara, paradowała ostatnio po plaży z biżuterią wartą ponad 3 miliony złotych tylko na lewej ręce. To dużo wyższa szkoła niż moi słynni bywalcy Baru Mlecznego Prasowy z kilkunastoma tysiącami złotych na jednej kończynie.
Wetrzyj w twarz diamenty
Istnieją także „bezużyteczności” nieco mniejszego kalibru. Sam pomysł stworzenia tego tekstu wyszedł z rozmowy z koleżanką, która opowiedziała mi, że u kosmetyczki najpierw zaproponowano jej zabieg pod nazwą „joga twarzy”, a później namawiano na peeling przy użyciu złota i diamentów. 100% czystego, 24-karatowego żółtego i białego złota oraz diamentów w formie peelingu i płatki czystego złota wmasowywane w skórę twarzy i szyi - za jedyne 2610 złotych, w promocyjnej cenie przy zapisaniu się na pięć sesji.
Śniadanie u jubilera
Złoto można nie tylko wcierać w twarz, ale i jeść i pić, co jest bardzo popularne w krajach arabskich. Cenny kruszec formie niewielkich płatków jest serwowany w napojach – od szampana po cappuccino, a także w ciastach i jako dekoracja wszelakich dań. Ceny „złotych” pozycji menu zaczynają się od kilku tysięcy dolarów. Szlachetnym metalem dekorują swoje dania również szefowie kuchni niektórych amerykańskich lokali. Na przykład nowojorskiego baru Serendipity, gdzie za złoto-czekoladowy deser lodowy zapłacimy 25 tysięcy dolarów. Który po kilku godzinach wydalimy. A jeżeli złoto nas nie kręci i celujemy wyżej, możemy kupić diamentową wódkę Diva, za 1 060 000 dolarów. Z którą wiadomo co się stanie.
Jestem bogaty
Jednak najszczersze gratulacje należą się ośmiu śmiałkom, którzy jakiś czas temu zdążyli zakupić aplikację „I am rich”, na swojego iPhone'a. Była ona najprawdopodobniej przeznaczoną dla osób, które udoskonaliły swój telefon złotem i diamentami tak mocno, że już nie można go unieść, a wciąż potrzebują jeszcze więcej blichtru. Ratunkiem dla nich była wspomniana aplikacja, która w sklepie z Apple utrzymała się tylko przez jeden dzień i została usunięta przez administratorów bez podania powodu. Jedyną jej zawartością było zdjęcie czerwonego pseudo-diamentu. Kosztowało 999$. Posiadacze tej bezużytecznej aplikacji mogli z łatwością pokazać, jak bardzo marginalną rzeczą są dla nich pieniądze. I tym samym pobić rekord świata w kategorii „beznadziejna rozrzutność”.
Dlaczego ludzie to robią? A może lepiej zapytać: kiedy przestaną?