Na Franzena spadła lawina krytyki za to co napisał o internecie
Na Franzena spadła lawina krytyki za to co napisał o internecie Fot: David Shankbone/WikiCommons

"Niektórzy pisarze zamiast wielkich rzesz czytelników mają ego rozmiarów słonia" — tak wiele osób myśli o amerykańskim pisarzu Jonathanie Franzenie, który ich zdaniem nie potrafi zrozumieć dzisiejszego świata. Na łamach „The Guardian” Amerykanin napisał o tym, że internet jako całość jest zły i niszczy poziom debaty publicznej. W anglosaskim świecie zawrzało. Momentalnie spadła na niego lawina bardzo odważnej krytyki. Na którą autor nie odpowie, bo nie korzysta z internetu.

REKLAMA
W eseju „Co jest złego z naszym światem?” Franzen przeprowadza frontalny atak na sieć. Mówi, że internet stoi za tym, że poziom pisania znacznie się pogorszył. Twierdzi, że dziś nie ma tej selektywności, co kiedyś, a pisać i krytykować może każdy. Przez rozwój sieci pisze każdy o wszystkim. Wystarczy mieć bloga. Franzen z utęsknieniem patrzy na czasy w których żył Karl Kraus, austriacki felietonista i bohater jego najnowszej powieści „The Kraus Project”.
Franzen uważa, że świat dzieli się na lepszy i gorszy. Ten lepszy już nie istnieje. Zastąpił go internet, który sprowadza ten obecny na psy. Dla przykładu Twitter strasznie spłyca nasz język. A najgorsze wg pisarza jest to, że tacy autorzy jak Salman Rushdie korzystają z niego, choć to uwłacza ich twórczości. Narzeka na kulturę Apple'a, który stworzył sobie rzesze wiernych klientów. Jest bardzo niechętny Amazonowi, który także w jego opinii psuje świat literacki. Na tyle, że nazwał szefa tego sklepu internetowego czwartym jeźdźcem apokalipsy naszej cywilizacji.
Franzen niczym Karl Kraus, czyli "Wielki Nienawistnik"
Franzen krytyką na obecny świat prawdopodobnie chciał wsadzić kij w mrowisko. I choć to uczynił, to mrówki zamiast wpaść w chaos przeprowadziły na nim akcję odwetową. Franzen chciał celnie wypunktować otaczający go świat. Wzorował się na Krausie. Żyjący w pierwszej połowie minionego wieku „Wielki Nienawistnik” był znany z atakowania wszystkich świętości. Franzen próbował podobnie wywołać dyskusję. Jednak zamiast tego natrafił na zmasowaną falę krytyki.
Jako że Amerykanin ostro zaatakował świat blogerów, nikogo nie zdziwiło, że i wśród nich wywołał poruszenie. Momentalnie spadła na niego lawina krytyki. Twitter rozgrzał się do czerwoności, zaś Franzen został zwyzywany od kretynów. Pisano, że jest nudnym bufonem, który pisze same nudy.
W odpowiedzi na jego tekst Mic Wright, naczelny blogger działu technologii gazety „Daily Telegraph” już na wstępie nazwał go bufonem. W swoim felietonie stwierdził, że Amerykanin nie do końca rozumie dzisiejszy świat i technologię. By jeszcze kopnąć leżącego, dodał, że nadchodząca książka Franzena będzie bardzo, bardzo nudna.
Mic Wright 

„Ten długi esej – który wydaje się być fragmentem niekończącej się nowej książki – jest okropny. Brzmi jak transkrypcja myśli nawalonego winem nudziarza, który zmusza wszystkich gości podczas imprezy do wysłuchiwania swoich teorii. Prędzej bym ożywił Ernesta Hemingwaya, czy Dorothy Parker i ich zaprosił do siebie. Chętniej bym zażył to samo co Hunter S Thompson. Jednak na pewno Franzena bym nie przepuścił przez próg mojego domu.” CZYTAJ WIĘCEJ


Inni zarzucili amerykańskiemu autorowi, że krytykuje świat, którego nie rozumie. Mówili, że próbując uchodzić za autorytet, niecelnie punktuje internet. Zaś niektórzy wręcz śmieją się z jego niewiedzy. Mówią, że pisze takie steki bzdur, że ci których opisuje w swoich tekstach sami za pomocą internetu by go skrytykowali.
Dlatego pisarka Maria Bustillos na łamach „New Yorkera” wzięła się za jego obronę. Napisała, że większość osób nie zrozumiała o co chodziło Franzenowi. Dziennikarka zauważyła, że autor w nieudolny sposób próbował otworzyć dyskusję na temat poziomu pisarstwa, tymczasem ludzie skupili się na czymś innym. Czyli tego, że Franzen wskazał, że internet jest odpowiedzialny za obniżenie się poziomu pisarstwa. (Może to internet jest winny, że niezrozumieli tego tekstu?)
Maria Bustillos
pisarka

„(Skoro jego tekst był taki słaby) To dlaczego każdemu nadepnął na odcisk? Wierzę, że to dlatego, że Franzen trafił w czuły punkt krytyków jego eseju, począwszy od Mica Wrighta po Dustina Kurtza z „Melville House”. Franzen tak naprawdę nie atakuje samej mody na technologię. Raczej krytykuje ubóstwo intelektualne i duchowe. Uderza w słabość i posłuszeństwo ludzi „kreatywnych”, którzy kupują to co im się każe, zamiast buntować się przeciwko systemowi. Franzen mówi, że są zbyt skupieni na swoich cudownych zabawkach, że nie zwracają uwagi na to, że w tym samym czasie świat stoi w płomieniach.” CZYTAJ WIĘCEJ


Następnie sama dodała, że krytycy Franzena zachowują się jak tchórze, pisząc bardzo odważne odpowiedzi na jego tekst, ale w internecie. To dlatego, że mają świadomość tego, że Amerykanin nie napisze polemiki, gdyż nawet ich nie przeczyta. To dlatego, że jak diabła wystrzega się sieci. Gdyby spędził w niej trochę czasu w sieci, to by był w stanie zmierzyć się z tymi atakami.
A czy waszym zdaniem Franzen ma rację? Czy rzeczywiście przez internet świat schodzi na psy? Czy poziom debaty naprawdę się pogorszył? A może tak, jak krytycy mu zarzucają, po prostu chciał być kontrowersyjny, i trochę mu nie wyszło?