Kreml ćwiczy atak na Polskę, a w Warszawie leniwy weekend? Tak wielu Polaków komentuje wielkie białorusko-rosyjskie manewry Zapad 2013, które właśnie trwają tuż za naszą granicą. Białorusini, Rosjanie i ich sojusznicy z Azji niedaleko Białegostoku ćwiczą działania antyterrorystyczne, ale w użyciu są raczej jednostki pancerne, lotnictwo i marynarka wojenna. "Ćwiczą atak na Polskę" - grzmią prawicowi publicyści. - Polacy mają niewątpliwie doświadczenia ze Wschodem, które nakazują nam ostrożność - przyznaje Andrzej Jonas z "The Warsaw Voice".
Gdy cała Polska relaksuje się w weekend, tuż za naszą wschodnią granicą operują dziesiątki tysięcy żołnierzy białoruskich i rosyjskich. Manewry Zapad 2013 mają teoretycznie charakter obronny, a żołnierze Białorusi i Rosji mają uczyć się, jak odpowiedzieć na zagrożenie terrorystyczne. Nikt nie przypomina sobie jednak ćwiczeń antyterrorystycznych, podczas których jednocześnie zaangażowane byłyby wojska desantowe, pancerne, lotnictwo, a nawet liczne jednostki floty.
Już sama nazwa kolejnych białorusko-rosyjskich manewrów każe zastanawiać się, czy to na pewno pokaz siły mający odstraszać terrorystów. Dziś język rosyjski jest nad Wisłą mało popularny, ale starsi dobrze rozumieją, że "zapad" oznacza... "zachód". Najwidoczniej to tam Kreml wciąż upatruje swojego największego wroga.
Białoruś i Rosja ćwiczą atak na Polskę
"Kilkanaście tysięcy żołnierzy w Kaliningradzie i Białorusi ćwiczy atak na Polskę. A my tu o ekspertach Antoniego..." - napisał na Twitterze dziennikarz Michał Szułdrzyński z "Rzeczpospolitej". Choć media o pokazie siły na Wschodzie właściwie nie wspominają, podobnych obaw w polskiej sieci można znaleźć bardzo wiele. Nie trzeba być rusofobem i miłośnikiem teorii spiskowych, by nieco obawiać się o intencje Białorusinów i Rosjan ćwiczących działania wojenne niedaleko naszej granicy.
Organizatorzy manewrów Zapad 2013 przekonują bowiem, że nie mają zamiaru niczego ukrywać. Dlatego pod Grodno zaproszenie dostali attache wojskowi z Polski, Litwy, Łotwy, Ukrainy, a także Amerykanie, Niemcy i Francuzi. Dlaczego jednak obserwatorzy z Zachodu zostali zaproszeni dopiero na ostatni dzień manewrów? To budzi podejrzenia.
"Według oficjalnej strony prezydenta Białorusi w ćwiczeniach biorą udział nie tylko siły regionalnego zgrupowania wojsk Białorusi i Rosji, ale także wspólne siły operacyjnego reagowania Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (czyli tzw. rosyjskiego NATO, OUBZ). De facto w pobliżu naszej wschodniej granicy a jednocześnie granicy NATO ćwiczy więc wrogi sojusz militarny. To ciekawe z wizerunkowego punktu widzenia" - pisze Piotr Maciążek. "To memento dla zwolenników cięć w naszym budżecie obronnym. Moskwa nie tylko zakłada w planach strategicznych wojnę z Polską, ale też od lat konsekwentnie ją ćwiczy" - ostrzega w "Rzeczpospolitej" Andrzej Talaga.
III wojna światowa nigdy nie była tak blisko?
A internauci snują wizje rychłej III wojny światowej i rozważają wszelkie możliwe scenariusze jej rozpoczęcia. Oczywiście większość zaczyna się od ataku Rosji i jej sojuszników na Polskę. Niektórzy twierdzą, że Kreml tyle inwestuje w szkolenie Białorusinów, by wszystko zaczęło się od rozkazu Aleksandra Łukaszenki, a nie Władimira Putina. Rosja musiałby wówczas wejść nad Wisłę z misją pokojową i być może zostać tu na kolejne dziesięciolecia.
Czy rzeczywiście jest się czego bać? - Nie sądzę. Nie ma dziś bezpośredniego powodu do lęku - ocenia w rozmowie z naTemat Andrzej Jonas z "The Warsaw Voice". Doświadczony komentator spraw międzynarodowych podkreśla, że musimy żyć ze świadomością tego, iż wszystkie państwa prowadzą ze swoimi sojusznikami ćwiczenia wojskowe. Choć Jonas radzi zachować spokój, przyznaje, że działania na wschodniej granicy należy bacznie obserwować. - To bowiem kilkanaście tysięcy ludzi, siedemdziesiąt czołgów i pięćdziesiąt samolotów oraz śmigłowców. Jak na ćwiczenia antyterrorystyczne to bardzo wiele wojska - ocenia.
"Doświadczenie zmusza do ostrożności"
Andrzej Jonas potrafi również zrozumieć emocje, które pojawiają się w Polakach, gdy tylko Rosjanie zaczynają prężyć swe militarne muskuły. - Polacy mają niewątpliwie doświadczenia ze Wchodem, które nakazują nam być bardzo ostrożnymi. Choć ta podejrzliwość jest przeszkodą w utrzymywaniu normalnych stosunków i utrudnia współpracę, to jednak nasza ostrożność musi być oceniana za oczywistą - przekonuje dziennikarz.
Wielu twierdzi jednak, że najlepszym sposobem na zapewnienie sobie spokoju byłaby natychmiastowa i zdecydowana odpowiedź, czyli mobilizacja polskiego wojska na granicy. - Czemu to miałoby jednak służyć? Temu, by udowodnić, że mamy dostateczną ilość środków, by przeciwstawić się atakowi z tamtej strony? Przecież to nonsens. Taki gest mógłby jedynie podnieś napięcie, ale w czym to miałoby być dla nas korzystne? - pyta Andrzej Jonas. Retorycznie...