Od kilku tygodniu mówi się, że politycy Platformy mieli naciskać na służby w Elblągu, aby te przed miejscowymi wyborami nie ścigały zbyt ostro przemytników papierosów, alkoholu i benzyny. Bo jest to politycznie niepopularne. Sprawdzamy, czy jest to plotka. Niewątpliwie bowiem politycy przed wyborami mają skłonność do wpływania na służby. W ten weekend okazało się, że warszawska Straż Miejska była poddawana naciskom, by przed referendum w stolicy wystawiała mniej mandatów.
Jak pokazała dziennikarska prowokacja, komendant stołecznej Straży Miejskiej Zbigniew Leszczyński polecił swoim podwładnym, by zmniejszyli liczbę wystawianych mandatów. Taka inicjatywa miała wyjść z biura Hanny Gronkiewicz-Waltz. W rozmowie z podającym się za radnego PO dziennikarzem komendant tłumaczył, że już bardziej nie może ograniczyć liczby mandatów czy odholowywanych samochodów, bo część interwencji jest efektem zgłoszeń mieszkańców, a nie inwencji strażników.
Prorocze okazały się słowa Zbigniewa Leszczyńskiego, który stwierdził, że jeśli sprawa zostanie upubliczniona, rozpęta się medialna burza. Nagrania wykorzystali już polityczni przeciwnicy – na konwencji PiS inaugurującej wojnę o Warszawę wielokrotnie przywoływano sprawę mandatów. – Powinniśmy wkładać mandaty do koperty, adresować "Hanna Gronkiewicz-Waltz, ratusz" i odsyłać. Niech płaci – postulował Adam Hofman. Do prokuratury trafiło już zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
Zamieszanie na pewno nie zwiększy szans Hanny Gronkiewicz-Waltz. Więcej szczęścia miała Elżbieta Gelert, kandydatka PO na prezydenta Elbląga. Chociaż w drugiej turze wyborów wygrał Jerzy Wilk z PiS-u, to tam po raz pierwszy zastosowano metodę, którą politycy PO postanowili wykorzystać w Warszawie. Jak wynika z naszych informacji władze PO chciały zwiększyć jej szanse w wyborach i poleciły miejscowym służbom przymykanie oka na drobny przemyt. Takie polecenie mieli dostać miejscowi funkcjonariusze.
W Warszawie od kilku tygodni mówi się, że z sugestią zmniejszenia intensywności łapania przemytników w czasie kampanii wyborczej stał Donald Tusk. Zdają się to potwierdzać dane dotyczące zarekwirowanych papierosów, które dostaliśmy z Urzędu Celnego w Elblągu. Dotyczą one dwóch przejść granicznych: w Grzechotkach i w Gronowie. Jak widać na poniższym wykresie ich liczba spadła po pierwszej wizycie premiera w Elblągu (21 czerwca), a wzrosła po drugiej turze wyborów (7 lipca).
W regionach przygranicznych drobny przemyt to ważne źródło dochodu dla części mieszkańców. Ci, którzy sami nie szmuglują paliwa czy papierosów, często korzystają z niskich cen. Dzięki sporym różnicom w cenie paliwa, papierosów czy alkoholu opłaca się sprowadzać te produkty ze wschodu. Nie zawsze legalnie.
Paczka papierosów w Polsce kosztuje prawie 3 euro, w Obwodzie Kaliningradzkim nieco ponad 1 euro. Zysk z przemyconej paczki to około 4,5 zł – podaje serwis euractiv.pl. Interes robi się też na paliwie, które w Rosji jest kilkakrotnie tańsze niż na Zachodzie, oraz na alkoholu. W 2011 roku próbowano przeszmuglować 7,9 mln litrów paliwa oraz 391 tys. litrów alkoholu.
To, co jest stratą dla budżetu państwa, jest zyskiem dla drobnych przemytników. Dlatego skutecznie działająca Straż Graniczna jest w strefie przygranicznej jedną z najbardziej znienawidzonych służb. Dalej od granicy tę rolę spełnia najczęściej straż miejska lub gminna. Nie można się więc dziwić, że atakowana ze wszystkich stron prezydent Gronkiewicz-Waltz chwyta się takich nieczystych zagrań. Ale tak jak w niewielkich miejscowościach – musi ustalić balans między dochodami do budżetu a gniewem ludzi.
W moim rodzinnym Czersku Straż Miejska to spore źródło dochodów na inwestycje. Ale ceną za to są kolejne próby jej likwidacji (wkrótce gminę czeka drugie referendum w tej sprawie) i szczera nienawiść, jaką pała spora do niej część mieszkańców. Planujący walczyć o reelekcję burmistrz będzie bronił formacji, ale zapewne będzie musiał poświęcić jej komendanta, na którym skupia się krytyka strażników. W takich przypadkach polityka ma duży wpływ na bezpieczeństwo mieszkańców.