
Kilka dni temu rozpętała się burza wokół tego, że licznik długu publicznego, nazywany licznikiem Balcerowicza, przestał działać. Wyłączenie licznika sugerował prof. Balcerowiczowi między innymi minister finansów Jacek Rostowski. Teraz jednak licznik uderzy w ministra ze zdwojoną siłą – nie tylko wróci, ale zacznie pokazywać, ile tak naprawdę Polska (nie)ma pieniędzy. A brakuje nam w kasie sporo, bo co najmniej dwóch bilionów złotych.
Określenie "dług ukryty" brzmi dość tajemniczo i nic dziwnego – bo nawet ekonomiści nie zawsze jednoznacznie określają, czym on jest i spierają się co do tego, jakie zobowiązania państwa można zaliczać do ukrytego długu. Najogólniej i najprościej jednak rzecz ujmując, najczęściej są to zobowiązania emerytalne państwa i jego wydatki np. Na służbę zdrowia lub inne wydatki państwa których nie wlicza się w "oficjalny" dług publiczny.
Postanowiliśmy uwzględnić zobowiązania emerytalne ZUS (będące największą częścią długu ukrytego w Polsce) na liczniku długu publicznego, tym samym zwiększając świadomość społeczną tego zjawiska oraz rozpoczynając dyskusję publiczną.
Warto jednak podkreślić, że Fundacja jasno stwierdza: emerytury to największa część długu ukrytego, ale nie jedyna. Co jeszcze może się w nim zawierać?
Oczywiście, politycy wiedzą o ukrytym długu, nie od dzisiaj. Ale robią, co mogą, by Polacy o nim nie wiedzieli – bo wówczas trudniej byłoby mydlić oczy zapewnieniami o stabilnej sytuacji finansowej Polski czy o wypłacalności ZUS-u.
