Otwierasz towary w supermarkecie, zanim jeszcze za nie zapłacisz? Nie powinieneś tego robić, bo produkt nie należy jeszcze do Ciebie. Bo tylko Ty wiesz, czy papierek bo batonie lub butelka po wypitym napoju trafi na sklepową ladę. I choć sprzedawcy przymykają na to oko, Małgorzata Cieloch z UOKiK ostrzega: Możesz zostać posądzony o kradzież.
Moim zdaniem to brzydki zwyczaj. Nigdy nie zdarzyło mi się otworzyć w sklepie towaru, bo czuję że nie należy on do mnie. Powiem więcej, wiem, że nie należy do mnie. Skoro jestem na terenie sklepu i nie zapłaciłem za niego, to nie mam prawa go nawet spróbować. Ale może się mylę?
Być może tak, bo przecież wiele osób nie widzi kompletnie nic dziwnego w tym, że zaspokoją swoje pragnienie w upalny dzień natychmiast po wejściu do sklepu. Podobnie wygląda sytuacja z wszelkimi innymi produktami, choćby batonikami, bo w końcu zakupy to niezwykle wyczerpująca czynność, a w sklepie zostawiamy przecież "grube miliony".
"Bo wszyscy tak robią"
Postanowiłem zapytać kilkoro znajomych, czy im też zdarza się otwierać towary w sklepie. – Na każdych zakupach wypijam po drodze właściwie pół butelki jakiegoś napoju, ale później oczywiście grzecznie za niego płacę w kasie. Zdarzyło mi się też kasować sam papierek po batoniku – mówi dwudziestoletnia mieszkanka Warszawy.
Ania z Nadarzyna również nie widzi nic złego w otwieraniu napojów, ale [uwaga], jej pogląd nie dotyczy już jedzenia. – Czasem zdarza się nam otworzyć picie, jak chodzimy po sklepie. Ale zawsze butelka ląduje przy kasie, nawet jak jest już pusta. Jedzenia raczej nie tykamy przed kasą – stwierdza moja rozmówczyni.
Tomasz z Piaseczna nie płaci ani za pustą, ani za półpełną butelkę, tylko zawsze za całą – To co jest na półkach jeszcze nie jest moje, tylko kogoś kto to kupił (zainwestował swoje pieniądze) i dopiero sprzedaje – stwierdza. A co na to wszystko sprzedawcy?
Klient pod ochroną
Jak odróżnić osobę, która zjadła batonika w sklepie i chce za niego zapłacić od tej, która nie planuje odwiedzać kasy? Nic prostszego, wystarczy za nią chodzić aż do momentu, gdy zapłaci. – Taki klient jest bardzo szybko identyfikowany przez ochronę lub system CCTV i oko kamery może mu towarzyszyć aż do linii kas – mówi wiceprezes Tesco Piotr Korek.
Właśnie w takiej sytuacji była dziś moja koleżanka, którą zastałem na zakupach. – Właśnie doniosłam do kasy: opakowanie po jogurcie, ciastkach owsianych i zjadłam bułkę po drodze (ale zawsze mówię o tym kasjerce i zawsze donoszę puste opakowania) robię to oczywiście pod czujnym okiem pana ochroniarza, który już mnie chyba kojarzy i przestaje powoli się spinać – stwierdza 26-latka.
W ocenie wiceprezesa Tesco, zjawisko spożywania towarów jeszcze przed zapłatą nie jest masowe i najczęściej nie wzbudzają reakcji pracowników marketu. – Z doświadczenia wiem, że olbrzymia większość klientów kosztujących towary, płaci za nie przy kasie. Mamy jednak rozmaitych klientów i indywidualne decyzje pozostawiamy doświadczeniu naszych menadżerów – mówi bloger naTemat.
Kradzież czy degustacja?
Otwarcie produktu w sklepie, choć jest brzydkim zwyczajem, nie musi zawsze oznaczać nieuczciwości. Jak już powiedział wiceprezes Korek, większość osób płaci za rozpakowane przez siebie produkty. Jednak co na to wszystko przepisy? Małgorzata Cieloch z Urzędy Ochrony Konkurencji i Konsumentów przyznaje, że nie ma zasad, które regulowałyby opisywane zachowanie klientów. Czy jednak oznacza to zupełny brak konsekwencji? – Taka czynność może być uznana przez właściciela sklepu za kradzież – ostrzega rzecznik UOKiK-u.
Ci zaś okazują się być wyjątkowo wyrozumiali. – Jak we wszystkich dziedzinach życia, które nie są objęte szczegółową regulacją, także i tu oczekiwałbym, że decyzje pozostawimy klientom i ich uznaniu. To zawsze są nasi klienci dzięki którym utrzymujemy miejsca pracy, stąd przestrzegam przed przedwczesnymi reakcjami lub sądami – mówi wiceprezes Tesco.
Piotr Korek nigdy nie odczuwał potrzeby kosztowania jedzenia przed zapłaceniem. Jest jednak w stanie zrozumieć, że ktoś czuje niepohamowaną potrzebę spróbowania produktu. – Ważne, żeby na końcu zdecydował się na zapłacenie za ten towar, niezależnie od miejsca stacjonowania produktu - czy w żołądku czy w koszyku – stwierdza bloger naTemat Piotr Korek.
A czy wam zdarza się zjadać produkty, zanim trafią na sklepową ladę?
Zwracanie uwagi klientowi, że jego dziecko spożywa ciepłą i pachnącą bułkę uważałbym za naruszenie dobrych standardów przez pracownika sklepu, ale oczekiwałbym szybkiej interwencji przy stoisku alkoholowym widząc, że rozanielony klient sączy whisky z buteleczki.