Walka z terrorystami w Afryce trwa od lat, to my jej się rzadko przyglądamy
Marcin Kydryński
25 września 2013, 08:44·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 września 2013, 08:44
Zachowując wszelkie proporcje - jeździmy przecież do Nowego Jorku po tragedii Jedenastego Września. Wie Pan, trzeba żyć. Podróżuję po Afryce równo dwadzieścia lat. To nie Skandynawia. Prześlizgnąłem się przez parę wojen i dramatycznych kryzysów, w Etiopii, Erytrei, Sudanie, Rwandzie. Tylko w tym roku byłem w Somalii, Sudanie Południowym, Liberii i Sierra Leone - każde z tych miejsc to właściwie symbol piekła na ziemi. Przywiozłem także piękne wspomnienia.
Reklama.
Wszystko znacznie gorzej wygląda na ekranie telewizora lub komputera. Nie wolno nam zgubić perspektywy. Że radykałowie Al Shabaab pomordowali przypadkowych ludzi w centrum handlowym, to wielka tragedia, ale oni mordują od lat, także w Kenii, gdzie mają swoje bazy na Lamu, w Mombasie, to nie jest nic nowego. Porwali moją znajomą, zmarła w niewoli. Nie wygrają na ubitej ziemi z armią Unii Afrykańskiej, z Kenijczykami, będą więc atakować cele cywilne, turystyczne, bo tylko to spowoduje panikę, na którą liczą. To są ludzie obłąkani. Nie uda nam się zracjonalizować ich postawy. Z naszej perspektywy to są postacie groteskowe. Niepojęte. Pisałem o tym parokrotnie w moich artykułach o Somalii. Na szczęście mają znikome, bliskie zeru poparcie na swoich terenach. Pamiętajmy, że od dekady terroryzują także umiarkowanych Somalijczyków, chcąc narzucić im absurdalne prawo, w drodze do powstania wielkiego islamskiego kalifatu, od Kairu po Zanzibar.
Zabraniają kobietom dotykać publicznie mężczyzn, wyrywają przechodniom na ulicy złote zęby uznając je za nieskromne, każą zjadać karty SIM chłopakom, którzy mają w telefonach zgraną choć jedną zachodnią piosenkę, zabraniają oglądać publicznie mecze piłki nożnej, zakazują spożywania hinduskiej przekąski somoza, bowiem jej trójkątny kształt nawiązuje ich zdaniem do przedstawienia chrześcijańskiego Boga. Zabraniają Somalijczykom żuć liście khatu, to niewyobrażalne dla tamtej społeczności. Jakby nam ktoś pod karą śmierci zabronił pić poranną kawę. I oczywiście kamieniują, przeprowadzają publiczne amputacje, zapraszając dzieci ze szkół do uczestnictwa w tych spektaklach. Ostatni wielki głód w Somalii to nie tylko wynik suszy, to przede wszystkim pokłosie terroru islamistów. Walka z nimi trwa lata. Tylko my się jej rzadko przyglądamy, ciekawsza wydaje się Syria.
Kiedy jechałem z Etiopii do Kenii u progu 1994 roku, już wówczas droga z Moyale do Marsabit była uznana za jedną z najniebezpieczniejszych na ziemi, bo codziennie somalijscy bandyci atakowali tam podróżnych. Jeździło się w uzbrojonych konwojach. Dwadzieścia lat temu. To nie jest nowy koszmar.
Nie wygramy z ludźmi, którzy żyją na co dzień w najtrudniejszych możliwych warunkach, w piekle dla nas nie do wyobrażenia, żywiąc się jedynie nienawiścią i łaknąc męczeńskiej śmierci. Ale trzeba podejmować próby. I trzeba żyć. Wędrować też, jeśli o to Pan pyta, bo to dla wielu z nas treść życia.
Ognisk w Afryce nie brakowało nigdy. One tylko na przestrzeni lat płoną w innych miejscach. Proponuję zachować elementarną ostrożność.