Ilona Klejnowska była dobrze znana dziennikarzom, jako wiceszefowa biura prasowego PiS i trochę mniej wyborcom partii, bo chociaż startowała do Sejmu, nie zdobyła mandatu. Jako ex-Aniołek Kaczyńskiego stała się bohaterką mini-afery obyczajowej i odeszła z polityki. Teraz rusza z blogiem modowym, który już okrzyknięto odpowiedzią prawicy na Kasię Tusk.
Trochę się zdziwiłem kiedy się umawialiśmy, bo byłem przekonany, że zaproponujesz coś na Placu Zbawiciela.
No tak, nawet o tym myślałam. Rzeczywiście Placyq to miejsce, gdzie dość często przebywam, ale głównie w piąteczek… (śmiech) Ale bardzo lubię Przegryź, bo tutaj jest spokojnie i kameralnie. W sam raz na fajną rozmowę. A poza tym nie wszystko musi być powiedziane wprost. Placyq jest modny, a wiadomo, że dla prawdziwych hipsterów coś jest modne, zanim stanie się modne. Więc pomyślałam, że wybiorę dziś Przegryź.
Knajpa należy dziennikarza, na ścianach podobizny Leszka Millera i Andrzeja Leppera. Media i polityka nie dają ci spokoju.
Polityka nie daje mi spokoju, bo jeśli raz się do niej wejdzie, to trudno się całkowicie oderwać. Nie jestem komentatorem, chciałam uniknąć tego, że po wyjściu z polityki stanę się nagle jakimś zgryźliwym komentatorem. Ale chyba każdy, kto jest obserwatorem, zaangażowanym obywatelem swojego kraju, cały czas się polityką interesuje.
W moim przypadku jest to podwójna motywacja, bo przecież kiedyś byłam w środku tego wszystkiego. Więc cały czas polityka jest mi bliska, obserwuję ją i czasami mnie korci, żeby coś skomentować. To zawsze gdzieś w życiu, w głowie zostaje. Chyba też nie chciałam tak zupełnie od niej uciec.
Rzeczywiście o ile twój Facebook i blog są poświęcone głównie kulturze i modzie, to na Twitterze nadal dominuje polityka.
Na Facebooku i blogu rzeczywiście postawiłam głównie na kulturę i modę, bo to zawsze były moje pasje. Samo podejście do polityki, kształtowanie się poglądów, funkcjonowania w politycy było trochę obok tego. Natomiast na Twitterze dominują dziennikarze i politycy, więc jeśli odczuwam potrzebę podzielenia się czymś dotyczącym polityki, to właśnie tam jest dobre do tego miejsce. Robię to nie jako działacz partyjny – którym zresztą nigdy nie byłam, bo nie miałam legitymacji partyjnej – ale jako zwykły obywatel.
A tematy kulturalne były mi bliskie zawsze, nawet kiedy startowałam w wyborach. Podkreślałam, że chcę, żeby był większy dostęp do kina, muzeów, teatrów. Szczególnie w mniejszych ośrodkach. Później apelowałam w obronie Dobranocki i w sprawie dziewczynki, której nie chcieli przyjąć do liceum plastycznego, bo przez rok nie mogła chodzić do szkoły z powodu problemów zdrowotnych. Pisałam do Ministerstwa Kultury, ale na razie odsyłają tylko lakoniczne odpowiedzi.
Kiedy ostatnio byłam na 45-leciu pracy Andrzeja Seweryna chciałam nawet podejść do ministra Zdrojewskiego i mu wygarnąć, ale zrezygnowałam. Ale dalej pilnuję sprawę.
Kolejna kwestia to muzea za złotówkę. Świetna inicjatywa, doskonały pomysł. Ale to nie będzie działało, bo minister Szumilas musiałaby wprowadzić konkretne zmiany w programie edukacyjnym. Obserwowałam jak to wygląda w Tate Modern czy innych galeriach. Tam dzieciaki leżą na podłodze, rysują na kartkach obrazy, rzeźby, instalacje, które widzą przed sobą. Ale na to nie wystarczy godzina w muzeum. Pamiętam, że gdyby nie moja mama, która zarażała mnie ciekawością do malarstwa, to traktowałabym wizyty w muzeach i galeriach jak 3/4 uczniów. "No dobra, pójdziemy do tego muzeum, żeby…
…za chwilę móc iść do McDonaldsa". To norma.
Dlatego ważne jest przyzwyczajanie do kultury. Może też jakiś mały udział w tym będzie miało to, że pani ex-Aniołek Kaczyńskiego także o tym pisze. Chcę pisać o fajnych obrazach nie tak jak wszyscy – autor, rok powstania i inspiracja. Może to zachęci młodych ludzi do odwiedzenia galerii.
Pierwsze reakcje na bloga są takie: "prawicowa Kasia Tusk", "odpowiedź prawicy na Kasię Tusk" i tym podobne.
O takim blogu myślałam już od dawna. Przyjaciele i znajomi namawiali mnie, że skoro piszę tak dużo na Facebooku o kulturze i modzie to powinnam założyć taki blog. Analizując plusy i minusy, brałam też pod uwagę to, że będę porównywana z Kasią Tusk. Tego się nie da uniknąć i nie mogę mieć o to do nikogo pretensji. Swoją drogą szanuję Kasię Tusk za to, że potrafiła zrobić coś, co jest inspiracją dla tak wielu młodych dziewczyn.
Czym twój blog ma się odróżniać od innych? Bo nie tylko Katarzyna Tusk prowadzi bloga – jest tego masa.
Rzeczywiście jest duża grupa dziewczyn, która pojawiła się w sieci. To osoby, które mają pomysł na siebie, pomysł na modę i chcą doradzać młodym dziewczynom jak się ubierać, jak fajnie wyglądać. Mój blog ma być nie tylko o modzie, chociaż o tym oczywiście też, ale także o tym, jak znaleźć ciekawe miejsca w Warszawie. Chcę je odkrywać i pokazywać, także festiwale, których nie można ominąć.
Mam też nadzieję obalić mit mówiący, że trzeba mieć dużo pieniędzy, by móc fajnie spędzić weekend w Warszawie. A są takie fajne atrakcje jak kajak w Warszawie – zaledwie 40 zł za 24-kilometrowy spływ.
Może to zabrzmi górnolotnie, ale chyba ten pierwiastek polityczny powoduje, że mam skłonność do takich stwierdzeń: chcę skłonić ludzi do aktywności. Codziennie biegam, działałam w akcji Dobroczynna Zaprawa, gdzie zbieraliśmy pieniądze dla fundacji Jasia Meli. Chcę zachęcić ludzi do tego, żeby im się zaczęło chcieć. Dzięki blogowi łatwo mogę przekazać moją osobowość, zainteresowania. Wykorzystuję każdą wolną chwilę, żeby coś zrobić, bo taka energia jest w młodych ludziach, niekoniecznie na prawicy.
Rozumiem, że prowadzisz tego bloga sama.
Oczywiście. Zdjęcia też robię sama. Moi znajomi nazwali mnie "uno foto" na jednej z wycieczek, bo ciągle tylko przystawałam i robiłam zdjęcia. Zapamiętuję miejsca, sytuacje za pośrednictwem zdjęć. Wyjazd na London Fashion Weekend był właśnie po to, żeby pokazać te miejsca i trendy.
Jak pierwsze dni po uruchomieniu bloga?
Bardzo dobrze. Jestem zaskoczona popularnością tego bloga. Chociaż miałam obawy, czy to spotka się z dobrym odbiorem. Chciałam uniknąć infantylizmu, a tym może skutkować wstawianie swoich zdjęć na bloga. Ale dostaje sporo maili, że to fajny blog, który porusza ciekawe tematy. Staram się odpisywać po pracy na te wszystkie maile, bo zależy mi na interakcji z czytelnikami.
Czy na blogu będą pojawiały się wątki polityczne, światopoglądowe?
Nie. Mam zamiar zabierać głos w ważnych sprawach, mam zamiar interweniować w kwestiach, które są związane z szeroko rozumianą kulturą, ale nie będzie tam rzeczy, które będą promowały jakieś wątki polityczne. Mówiłam o tych interwencjach do Ministerstwa Kultury. One nie są powodowane tym, że rządzi PO. Tak samo pisałabym do ministra z SLD czy z PiS-u. Także, gdyby PiS przejął władzę, na co wskazują sondaże…
…i czego im życzysz…
Jak najbardziej. Moje poglądy polityczne się nie zmieniły. To partia, która jest najbliższa mojemu sercu.
Wracając do bloga: która ze sztuk będzie dominowała w tej części kulturalnej?
Na pewno teatr, bo to moja wielka pasja. Przez ostatnie lata brałam udział w wielu projektach m.in. ostatnio występowałam w sztuce „9 kobiet” wystawianych na deskach teatru IMKA. Będzie też sporo o malarstwie. Mogę godzinami włóczyć się po muzeach i gapić się na ulubione obrazy. W każdy wtorek odwiedzam Pomarańczarkę w Muzeum Narodowym.
Sama też trochę maluję, bardziej chałupniczo, ale udało się sprzedać kilka obrazów. A poza tym obwieszam nimi cały dom, także dom rodziców czy znajomych. Ale celem tego bloga nie jest tylko pisanie o tym, co ja lubię. Dla mnie w centrum jest odbiorca – przyzwyczajenie ludzi do obcowania z kulturą.
Nad jaką rolą teraz pracujesz? O jakiej roli marzysz?
Bardzo chciałabym wznowić "9 kobiet" na podstawie "Pożaru w burdelu", które wystawiliśmy w Teatrze IMKA. To był kontrowersyjny temat. Znając upór i pasję pozostałych ośmu dziewczyn, które wystąpiły w przedstawieniu, będziemy dążyć do tego, by wrócić na scenę. I to jest mój cel, moje marzenie na najbliższe tygodnie. Jeśli nie w teatrze, to w kawiarniach, lokalach. Te występy dają energię zarówno nam, jak i widzom. Ten feeling jest niezwykle ważny.
A w dłuższej perspektywie? Marzeń, a nie konkretnych planów.
Chcę zorganizować coś fajnego w marcu, ale na razie nie chcę więcej powiedzieć. To będzie połączone z modą i malarstwem. Na pewno wcześniej poinformuję o tym na moim blogu.
Widziałem też twoje zdjęcia z planów filmów i seriali. Która wersja aktorstwa bardziej ci odpowiada?
Kiedy przeprowadziłam się do Warszawy i zaczynałam pracę w Sejmie, najpierw na okres próbny, dorabiałam sobie w kilku serialach. Ale nie tylko względy finansowe mnie tam zaprowadziły. Dzięki temu mogłam zobaczyć, jak wygląda różnica między filmem, a graniem na żywo. Od dziecka grałam w jakichś szkolnych przedstawieniach i wiem, że kontakt z widzem to coś, czego nie można zastąpić.
Przechodzą mnie ciarki, kiedy o tym opowiadam i myślę. Dopuszcza się tak wiele osób do sfery intymności. A na planie zdjęciowym tego nie ma. Chociaż podziwiam aktorów, którzy potrafią być doskonali na ekranie i na scenie.
Na przykład?
Andrzej Chyra. Jest świetny i tu, i tu. Zazwyczaj to się nie udaje. To wielka sztuka.
Współpracownicy z Sejmu byli na "9 kobietach"?
(chwila zastanowienia) Chyba nikogo nie było. Niestety. Zaprosiłam wszystkich, ale każdy miał coś do roboty. Ale było sporo dziennikarzy. To przecież też ludzie, z którymi współpracowałam i w jakimś stopniu się zaprzyjaźniłam.
Powiedziałaś, że dziennikarstwo, które studiowałaś, to kompromis między twoim pragnieniem zostania zawodową aktorką, a dążeniami rodziców, którzy chcieli, byś została inżynierem.
Tak, bardzo mnie namawiali, żebym nie była aktorką. "Po co ci to? Całe życie na walizkach. Gdzie ty będziesz grała?". Do dziennikarstwa też nie było ich najłatwiej namówić, ale to kompromis. Samo studiowanie dziennikarstwa niewiele daje – więcej daje praca. Miałam staże w różnych redakcjach i to mnie nauczyło więcej.
Ale sama uczelnia sporo mi dała, bo dużo było tam prac społecznych. Praca w hospicjum wywarła na mnie wielki wpływ. Nauczyła mnie pokory, a zawsze byłam odważna. Kumplowałam się z ludźmi stamtąd – zarówno w wieku moich dziadków, jak i z rówieśnikami – i pewnego dnia, gdy przychodziłam, ich nie było.
Czytałaś "Imperatora" – biografię Tadeusza Rydzyka?
Jestem w trakcie.
I jak wrażenia?
Słuchałam ostatnio audycję w TOK FM i gośćmi byli autorzy książki. Nawet napisałam na moim Twitterze, że to dziwne słyszeć zachwalanie Ojca Tadeusza na antenie TOK FM. Ale rozumiem, że to trochę chwyt marketingowy na sprzedaż książki
Nie wiem, czy chwyt marketingowy. Przeczytałem całą i jest naprawdę stonowana.
Cenne jest to, że oni obalają różne stereotypy: na temat Maybacha, śmigłowca, życia w luksusie. Studiowałam na tej uczelni i poznałam ojca Rydzyka. To, czego na pewno nie można mu zarzucić, to brak charyzmy. On skupia rzesze ludzi na Jasnej Górze, organizują się w kołach Radia Maryja. I to wszystko de facto bez nakładów ze strony radia.
Nie działam w takim kole, ale jest takie w moim regionie. Ci ludzie się spotykają, wspierają siebie. Jest wśród nich psycholog, więc kiedy ktoś potrzebuje spotkania z nim, to sobie pomagają. Ojciec Tadeusz jest tak ciepłą osobą, że z marszu się go lubi. I ja też tak miałam.
Poza tym czytam też biografię Prady i książkę Leszka Czarneckiego „Biznes po prostu”, bo mam tak, że czytam kilka rzeczy na raz. To świetnie napisana książka. Nawet jeśli ktoś nie interesuje się biznesem, powinien ją przeczytać. Dla mnie jest tym bardziej ciekawa, że wkrótce podejmę studia ekonomiczne.
Właśnie. Jak twoje MBA?
Jestem po politologii i dziennikarstwie, więc składając papiery usłyszałam, że dobrze byłoby przedtem liznąć trochę ekonomii. Stwierdziłam więc, że najlepiej, jeśli najpierw pójdę na roczną podyplomówkę na SGH i dopiero wtedy na MBA.
MBA to dobre przygotowanie dla przyszłego polityka.
Ale także dla biznesmena. Nie mówię, że nie wrócę do polityki, bo nie patrzę tylko krótkowzrocznie, mam dalsze cele. Ale teraz jestem poza polityką i skupiam się na innych rzeczach, a MBA jest jedną z nich. A gdybym miała coś wykorzystać w działaniach politycznych, to chciałabym to zrobić jak najlepiej.
Ale na razie bardzo chcę się rozwijać w innych kierunkach. Ważna jest dla mnie kultura. Znajomi, kiedy dowiedzieli się, że będę pracowała w Sejmie, nie mogli uwierzyć. "Ty? Przecież to zabije twoją wrażliwość!". I rzeczywiście to była szkoła, dużo się nauczyłam. Ale na razie jestem zupełnie z boku.
Dla mnie najdłuższa przerwa od polityki to trzy tygodnie na urlop i to jest fajne. Ale czy ty po tych kilku miesiącach nie stwierdziłaś, że jednak to życie bez polityki jest nudne?
Po pierwszym miesiącu znajomi pytali mnie o to. Ja mówiłam im: "Spójrz na mnie". (Klejnowska uśmiecha się szeroko) A oni: "No tak". Mam masę innych zajęć i wcale mi się nie nudzi bez polityki. Oczywiście, wygodniejsze jest obserwowanie polityki, komentowanie jej przy winie ze znajomymi. Ja nie byłam nigdy politykiem, chociaż byłam blisko. Poza tym chyba udawało mi się zachować dystans wobec tego
wszystkiego i nie przejmować się.
Przy okazji afery z Matą Hari zapowiadałaś kroki prawne przeciw "Wprostowi". Zrezygnowałaś z tego?
Tak, odpuściłam to sobie. Uznałam, że nie ma się co szarpać. To kosztowało mnie sporo emocji, bo chociaż ta praca nauczyła mnie twardości, to trochę mnie to dotknęło. Ale najbardziej przeżyli to moi rodzice. Uznałam, że skoro gazeta tak się profiluje, chcę się stać tabloidem, to trudno. Sama trochę to przeżyłam, ale później spotkałam się ze wsparciem ze strony dziennikarzy, z którymi pracowałam. Wiedzieli, że to nadęta z niczego afera i nie ma sensu. Za co im bardzo dziękuję.
Teraz tylko spokój: kultura, wernisaże…
Tak. (śmiech) Ale to już było wcześniej. Tylko wtedy to była dla mnie odskocznia, coś, co mnie uspokajało. A teraz zajmuję się tym intensywniej. Teraz też będę musiała się zmierzyć z krytycznymi głosami. Tym razem na blogu. Ale mam nadzieję, że odzew będzie dobry. Chociaż przyznam, że nie potrafię czytać negatywnych komentarzy. Biorę wszystko do siebie i się przejmuję. Ale samo pisanie bloga daje mi dużo radości.