Warszawski teatr Druga Strefa wprowadził niedawno system „Pay What You Want”, polegający na tym, że idąc do teatru płacimy za to wybraną przez nas sumę dopiero po zakończeniu przedstawienia. Kolejka do kasy ustawia się nie przed, a po spektaklu. Za bilet widz płaci tyle, ile uzna za stosowne, w zależności od zasobności jego portfela i tego, jak podobało mu się przedstawienie. Czy ten system stanowi przyszłość dla kultury?
Teatr Druga Strefa zagra kolejne przedstawienia w systemie „Pay What You Want” 27 i 28 września. Będzie można zobaczyć dwa spektakle z autorskiego cyklu dyrektora teatru, Sylwestra Biragi, pod tytułem „Polskie wesołe miasteczka”, łączącego w sobie cechy teatru z instalacją sztuki współczesnej. Druga Strefa w piątek i sobotę wystawi dwa monodramy: "Onanizm" o godzinie 19.00 , a „Człowiek, który nie umiał odejść” o 20:15. Poprzednie doświadczenia dyrekcji z systemem „co łaska” w zakończyły się sukcesem. Czy tak będzie i w ten weekend? Zapewne, ponieważ nie ma już wolnych miejsc na powyższe spektakle.
Trend w knajpach
O płaceniu „co łaska” pisałam niedawno w kontekście biznesu kulinarnego, przy okazji powstania w Katowicach knajpy o nazwie Strefa Centralna. Tak dobitne pokazanie, że „klient nasz pan” wydało mi się dobrym pomysłem. Napoje w katowickiej restauracji mają „sztywne” ceny, ale za to jedzenie jest rozliczane według tego, ile ktoś może i chce zapłacić. W ofercie znajdują się zestawy śniadaniowe, kanapki, sałatki oraz lekkie lunche. O tym ile są warte decydują sami bywalcy.
A co by się stało, gdyby przenieść ten system na grunt kultury, dziedziny borykającej się z problemami i już wystarczająco skomplikowanej? Czy to pomysł na ratunek dla niej, czy raczej droga po równi pochyłej? - Ani ratunek, ani upadek. To po prostu nowa alternatywa, inna droga partycypacji w kulturze i sposób na lepsze dotarcie do ludzi – odpowiada Sylwester Biraga, dyrektor Drugiej Strefy. - Obserwujemy od dłuższego czasu problem zmniejszenia zainteresowania kulturą. Tkwi on oczywiście w ograniczeniach finansowych. Wielu ludzi nie stać na kulturę, mimo że chcą w niej uczestniczyć – twierdzi mój rozmówca.
Czy kultura jest droga?
Na teatr faktycznie nie każdy może sobie pozwolić. Wydatek 70, lub nawet 120 złotych za miejsce w lepszym rzędzie nie jest zabawą dla wszystkich. Ale bilet ulgowy do galerii, w cenie jednego piwa, albo kino studyjne zamiast latte? To nie problem. Jednak chyba się mylę, bo galerie poza dniami bezpłatnego wstępu nie są jakoś szczególnie oblegane. Czy chciałyby zatem spróbować systemu wolnych datków, który jak widać, jest dobrą promocją dla kultury? - Raczej nie zamierzamy wprowadzać takiego systemu. Mamy jeden dzień z wolnym wstępem i wtedy można zobaczyć wszystkie wystawy za darmo. To nasz sposób na wyjście do publiczności – odpowiada rzeczniczka Zachęty.
Zgodnie z tym, co mówi o "Pay What You Want" Sylwester Biruga, galeria dużo traci, wyrażając sceptycyzm w stosunku do systemu „co łaska”. W kontekście kultury zdaje się mieć on same zalety. - Patrząc na doświadczenia krakowskiego teatru Czysta ReForma, którzy pierwszy zaczął to robić w Polsce, zdecydowaliśmy się na system „Pay what you want” jako pierwsi w Warszawie i uważam, że to była świetna decyzja – mówi dyrektor Drugiej Strefy.
Nikt nie uciekł
Jak wyszło? - Byli tacy, którzy dawali bardzo mało, ale byli też tacy, którzy dawali dwukrotnie więcej niż kosztuje bilet do naszego teatru. Poza tym, nie mieliśmy jeszcze przez dwa wieczory sytuacji, żeby ktoś chciał uciec nie płacąc. Wszyscy grzecznie stawali w rządku i dawali pieniądze. Przysłuchiwaliśmy się rozmowom w kolejce do kasy. Stała w niej dwójka ludzi, którzy zastanawiali się, jak dużo kosztuje bilet do teatru w Warszawie, bo nie wiedzieli, ile powinni zapłacić. To był dla mnie wyraźny sygnał, że po prostu dawno nie byli na żadnym spektaklu. Mimo to, na ten weekend nie mamy już wolnych miejsc – dodaje Sylwester Biruga.
- Jeżeli inni podejmą ten system, to będzie pan zadowolony, że się inspirują, czy nieco zły, że „odgapiają”? - zapytałam dyrektora Drugiej Strefy. - Niech jak najwięcej teatrów próbuje to wprowadzić - odpowiedział. - To na pewno lepszy system niż darmowe imprezy, ponieważ one psują rynek. W dodatku dzięki temu mamy zupełnie inny kontakt z widownią po spektaklu. Ludzie ze sobą rozmawiają stojąc w kolejce do kas, wymieniają się wrażeniami, dołączają do nich aktorzy. To buduje więź socjalną – kończy Sylwester Biruga.
Same zalety
Wyjdź z domu, zapłać tyle, ile możesz, albo tyle, na ile spektakl cię dotknął - według mnie ta idea jest wspaniała. Daje mniej zamożnym możliwość uczestniczenia w kulturze, a bogatszym widzom, którzy mają większą łatwość w dysponowaniu pieniędzmi, pomaga pokazać twórcy spektaklu, na ile im się podobał, albo uczynić ze swojego biletu symboliczną „cegiełkę”.
Poza tym, ludzie chcieli do teatru przyjść i sprawdzić ten system. Normalnie wielu z nich by go nie odwiedziło. Wszystko jest piękne, oprócz jednej kwestii: dlaczego kultura musi się prosić o partycypację? Kiedy zauważymy, iż jest na tyle ważną dziedziną, że bez niej sobie nie poradzimy? Kiedy do nas dotrze, że jej przysychanie, oraz coraz mniejsza świadomość masowego odbiorcy, prędzej czy później do nas wróci? „Jaka sztuka dziś, taka Polska jutro” brzmi napis na Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Przyjrzyj mu się, a potem przekrocz próg muzeum. Wstęp jest darmowy.