Stanisław Pięta na Twitterze cieszy się taką popularnością, jak Krystyna Pawłowicz w telewizjach. Jego wypowiedzi są ostre, jednoznaczne i często obraźliwe. – Zupełnie nie zajmuję się tą kwestią mojej osobistej popularności – mówi. I dodaje, kogo wykluczyłby z życia publicznego. Stanisław Pięta w "Bez autoryzacji".
Rozumiem, że w PiS jest pan tylko dla listy, z której można dostać się do Sejmu? Poglądami i sposobem wypowiedzi jest panu bliżej do Korwin-Mikkego.
Nie, to jest błędna ocena. Chciałbym oczywiście znaleźć się na liście Prawa i Sprawiedliwości, ale to wynika z mojej znacznie większej identyfikacji z programem PiS-u niż pan sądzi. Korwin ma od czasu do czasu pewną ciekawą uwagę czy propozycję, ale to niestety polityk zmanierowany, prorosyjski, który niestety nie jest w stanie prowadzić żadnej realnej polityki. Wszystko, co mógłby zrobić, to tylko poprzeć Jarosława Kaczyńskiego. To byłoby zachowanie odpowiedzialne.
Pozazdrościł pan popularności profesor Pawłowicz? Rozpoczęcie pana Twitterowej ofensywy zbiegło się w czasie z wybuchem popularności pani poseł.
Absolutnie nie, nie ma we mnie odrobiny uczucia zazdrości. Bardzo sobie cenię panią profesor Pawłowicz, jestem jej fanem i bardzo się cieszę, że jest w polskim parlamencie. Nie tylko dlatego, że ma wiedzę, ale ma wyjątkowy kontakt z wyborcą, z rozmówcą. Nie ma tutaj żadnej zazdrości o popularność. Życzę sobie, żeby pani profesor Pawłowicz miała jeszcze dziesięciokrotnie większą popularność niż ma obecnie.
Do jakiej popularności pan mierzy, tak wyraziście wypowiadając się w mediach społecznościowych?
Panie redaktorze, zupełnie nie zajmuję się tą kwestią mojej osobistej popularności. Mnie zależy na przekazaniu Polakom informacji o zagrożeniach, które dotykają polską edukację, polską kulturę, polską historię. Tym się między innymi zajmuję, a nie zdobyciem jakiejś celebryckiej popularności. Mówię o problemach, w żaden sposób o sobie.
Mam wrażenie, że pan mówi, ale nie chce słuchać. Na Twitterze najczęściej odpowiada pan na wpisy automatów, wrzucających zajawki artykułów z gazet czy serwisów internetowych. Tam pola do dyskusji nie ma. To mini-oświadczenia poselskie posła Stanisława Pięty, a nie dyskusja.
Twitter to tylko margines mojej pracy. To nie tak, że ja mam czas, żeby wdawać się w dyskusje jakieś głębsze czy wymagające jakiegoś większego zaangażowania. Jestem politykiem, wypowiadam swoje zdanie na określony temat w sposób… no… polityczny. Jeżeli mam czas, to mogę sobie pozwolić na krótszą lub dłuższą polemikę. Ale nie zawsze pozwalają mi na to moje obowiązki.
Jak pan toleruje w szeregach PiS-u byłych członków PZPR-u? Przecież jest pan zagorzałym antykomunistą.
Od dawna w Bielsku-Białej mamy wypracowaną metodę oceny ludzi,którzy angażowali się w PRL. Istotny jest stopień tego zaangażowania. Zakładam, że jeżeli jeszcze ktoś przed rokiem 1980 wstąpił do PZPR-u i nie robił tam jakiejś kariery komunistycznej, nie obejmował tam funkcji sekretarzy, to z uwagi na to, że tamta rzeczywistość nie gwarantowała wolnego przepływu informacji, uważam, że można przyjąć minimum tolerancji.
Uznanie, że jeżeli ktoś w tamtym okresie wstąpił do partii i nie wyrządził szkód czy przestępstw komunistycznych, nie robił kariery, i wystąpił w roku '80, bo wtedy monopol komunistycznej informacji się zakończył, już wszyscy mogli się dowiedzieć, gdzie jest dobro, gdzie jest zło. Jeżeli ktoś wystąpił w '80 lub '81, po wprowadzeniu stanu wojennego, to dał dowód jakiejś minimalnej obywatelskiej odwagi, odwagi cywilnej i wtedy to go uwalnia od winy.
Jeżeli na przykład po tym działał w "Solidarności", a są takie osoby, znam takie przypadki ludzi, którzy byli w partii, ale po powstaniu "Solidarności" oddali legitymację i zaangażowali się w działalność patriotyczną, to naprawdę nieuczciwością byłoby wyciąganie im tej przynależności do PZPR-u. I to jest, panie redaktorze, kryterium.
Ostatecznym kryterium, które stosujemy przy przyjmowaniu ludzi do PiS-u to jest rok 1984 – zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki. Kto wówczas został w partii, nie nadaje się do pracy społecznej, nie nadaje się do służby publicznej. I o takich ludziach nie wiem, żeby byli w PiS-ie. Nie znam nikogo… Znaczy się znam taki przypadek, to prawda. Ale to było przy całkowitym sprzeciwie mojej organizacji w Bielsku-Białej. No jest, niestety,takie jedno nieszczęście.
Kto to?
Lokalny działacz. O nazwisko proszę mnie nie pytać.