Były premier przekonuje, że nie można brać na poważnie pomysłów Lecha Wałęsy, który proponuje, by Polska i Niemcy połączyły się w jedno państwo. – Oczywiście Lech Wałęsa spełnia taką rolę pobudzającego, czasem irytująco pobudzającego, myślenie, ale ja nie przywiązuję do tego wagi – mówi Józef Oleksy w "Bez autoryzacji". Komentuje też zmniejszenie aktywności warszawskiej Straży Miejskiej przed referendum w sprawie odwołania prezydent miasta.
Rozumiem, że dzięki Hannie Gronkiewicz-Waltz nie boi się pan już, kiedy trzeba gdzieś zaparkować na zakazie?
Józef Oleksy: Nie boję się, bo nie łamię przepisów.
A prezydent Warszawy je łamie, wydając takie polecenia swojemu podwładnemu, komendantowi Straży Miejskiej?
Uważam, że Straż Miejska w Warszawie nie działa tak, jakby sobie wielu z nas, obywateli wyobrażało. Żadnej z ich strony pomocy nie ma, jest za to taka uporczywa chęć dopadania ich i dopiekania pod każdym możliwym pretekstem, a ja nie tak wyobrażałem sobie rolę straży miejskiej.
To może dobrze, że pani prezydent przykazała strażnikom, by byli łagodniejsi?
Rychło w czas. Całe lata minęły, więc traktuję to jako chwyt przed referendum. Bo co to znaczy, że trzeba specjalnie przykazać straży, żeby była bardziej życzliwa dla obywatela, a nie ścigająca?
Co sądzi pan o pomyśle zorganizowania debaty między ekspertami pana Macierewicza a zespołem Macieja Laska? Taki pomysł wysuwa prezes Polskiej Akademii Nauk.
No nie wiem właśnie. Myślę, że prof. Kleiber szuka jakiegoś spięcia tych stron sporu.
Poseł Niesiołowski postulował, że powinno się doprowadzić do dymisji prof. Kleibera. Jego zdaniem stawianie na równi poglądów Macierewicza i państwowych raportów to nie tylko szkodzenie nauce, ale i Polsce.
Nie podzielam ekstremizmu poglądów Stefana Niesiołowskiego, ale w sprawie tej dyskusji, nie bardzo wiem o co może tu chodzić. Są raporty, są dokumenty, są orzeczenia, jest logika spraw, badania się toczą, śledztwa się toczą. I nagle kilku uczonych, powiedzmy to ogólnie, ma swoje zdanie i chce to nagłaśniać.
Ja bardzo cenię prof. Kleibera i chcę się domyślać dobrej intencji w tym, co on proponuje, ale nie widzę w tym sensu większego. Poza ewentualną próbą rozładowywania takiego napuszonego przekonania, że gdzieś jest ta ukryta prawda, której nosicielem są ci uczeni.
Spora część społeczeństwa ma wątpliwości co do przebiegu katastrofy.
Być może chodzi o ponowne oświetlanie, by te racje obiektywne, prawdziwe, przebijały się do świadomości wątpiących. Bo ta druga strona bez pardonu pogłębia te wątpliwości i podejrzenia.
Jest pan politykiem z długim stażem. Widzi pan spadające notowania Donalda Tuska. Może premier nie polegnie na słabych sondażach, ale na walkach wewnątrz partii. One się wcale nie skończyły, tylko przeniosły w dół – do regionów.
Lekko nie ma, to prawda. Nałożenie się wewnętrznych intryg – jak zakładam – i rywalizacji, na kłopoty ogólne z rządzeniem, na pewno mu nie pomaga w utrzymaniu pozycji, także osobistej. Ale jakoś nie mam jeszcze przekonania, że to jest jego upadek. Może dać sobie jeszcze radę.
Dostrzega pan w sytuacji Tuska analogie z SLD, szczególnie za czasów Millera?
Oczywiście są analogie. To wielkie zwycięstwo, tryumfalne, takie przyzwyczajenie do władzy, a po tym selekcja spraw, które będą podejmowane, a nie bardzo je podejmowano. Jest tutaj analogia, ale żaden czas nie jest do końca identyczny.
Czy widać, że Donald Tusk wyciąga lekcje z tego, co działo się kilka lat temu?
Tego nie wiem, bo jeśli wyciąga, to w swoim wnętrzu i w przemyśleniach. Ale rządzący na ogół mają taką skłonność do posiadania swoich racji. Mają więcej wiedzy, więcej argumentów, w związku z tym trudno odnotować na ile kierują się obserwacją okresu innych ugrupowań. Premier jest człowiekiem mądrym, więc na pewno nie lekceważy tych doświadczeń, które płyną z przeszłości, z cudzych doświadczeń. Ale sam musi prowadzić własną linię – to jest oczywiste. Natomiast jego kłopot polega na tym, że rozprzęga mu się obóz, którym kieruje.
Pytanie, na ile uda mu się to scalić i zdyscyplinować. Obawiam się, że tu będzie miał największy kłopot. Nawet nie w budżecie, w nowelizacjach i deficytach, tylko w poczuciu spoistości siły, która rządzi. Ludzie to wyczuwają – czy rządzi siła godna zaufania, czy rozprzęgająca się.
Lech Wałęsa chce zostać prezydentem państwa Europa, powstałego z połączenia Polski i Niemiec? U nas żadnych wyborów już nie wygra, ale w Niemczech nadal jest popularny.
To jeden z kolejnych egzotycznych pomysłów Lecha Wałęsy i nie przywiązuję do tego wagi. Co innego strategia na bliską współpracę dwóch krajów – historyczną, potrzebną wręcz, korzystną, a co innego opowiadanie o wspólnych państwach. To fantasmagorie. Oczywiście Lech Wałęsa spełnia taką rolę pobudzającego, czasem irytująco pobudzającego, myślenie, ale ja nie przywiązuję do tego wagi.