Władimir Kirianow, korespondent rosyjskiego tygodnika "Argumenty i fakty" wyszedł z programu "Bronisław Wildstein przedstawia". Nie spodobał mu się agresywny styl prowadzenia dyskusji i brak możliwości przestawienia swoich racji. – To jest im na rękę w sprawach reklamowych – jakiś skandal przyciągnie uwagę do tego programu – mówi Kirianow w rozmowie z naTemat.
Do internetu najpierw wrzucono tylko ten fragment kłótni, w którym ja wychodzę. A to nie do końca tak było.
Dzisiaj umieszczono w sieci cały odcinek, chociaż rzeczywiście obejrzało go kilkaset osób, a ten fragment z pana wyjściem ze studia ok. 30 tys. ludzi.
Byłem jedynym przedstawicielem strony rosyjskiej, a pozostali goście mogli mówić ile chcą. Byłem ja, Wildstein, dwóch profesorów i jakiś Iwanow, chyba z Łodzi, który mówił to, co oni. Ja nie mogłem nic powiedzieć – kiedy chciałem, prowadzący mówił: "To posłuchajmy co ma do powiedzenia pan…" albo "Połączmy się z panem…". Wyszło na to, że miałem znacznie mniej czasu na to, żeby odpowiedzieć.
To dlaczego przyjął pan zaproszenie do programu? Czy wcześniej gościł pan już u Bronisława Wildsteina.
Kilka razy z nim rozmawiałem, ale w porządnych programach jak TVN24 czy TVP INFO, gdzie on był zapraszany jako gość. Teraz powstał ten nowy program [TV Republika - przyp. red.] i przyjąłem to zaproszenie z ciekawości. Chciałem zobaczyć, czy on zmieni swoje nastawienie, czy w ogóle chce rozmawiać.
Ale gdy już przyszedłem szybko okazało się, że to tylko nagonka na Rosję, zupełnie bez argumentacji. Straszono, że Rosja się zbroi i tak dalej… Ja próbowałem argumentować, ale cały czas mi przerywano. Każdy wygłaszał swoje referaty, a ja musiałem milczeć. A chciałem dyskutować.
Po tym programie Bronisław Wildstein zadzwonił do pana, przeprosił za taki przebieg rozmowy?
Nie, skądże. Cieszę się, że chociaż podstawili taksówkę, która czekała. Pojechałem i już nie słyszałem o tej audycji. Dopiero dzisiaj wszedłem na ich portal, gdzie można było obejrzeć fragment tego programu. Piszą o tym jak o skandalu, tylko to jest uwypuklone.
Rozumiem, że to jest im na rękę w sprawach reklamowych – jakiś skandal przyciągnie uwagę do tego programu. Ale jeżeli chcą robić takie skandale, to beze mnie, bo ja już nie będę chodził do tego programu. Przynajmniej już wiem, co tam się dzieje, w jakim kierunku idzie ta telewizja.
I więcej się tam pan nie wybiera?
Do Wildsteina na pewno nie. Jeżeli w Telewizji Republika będzie jeszcze jakiś program robiony obiektywnie, który będzie dawał równe szanse wszystkim stronom, a dyskusja będzie spokojna, to tak. Dzisiaj na przykład byłem u Cezarego Łasiczki w TOK FM. Tam zawsze jest spokojna rozmowa, od wielu lat. Nikt nigdy nie upokorzył ani Rosji, ani mnie.
W ogóle bywałem w różnych stacjach przez wiele lat i nikt nigdy nie próbował zrobić z Rosji diabła. Były różne opinie, ktoś się nie zgadzał, dyskutowaliśmy, ale to była normalna dyskusja. Jestem w Polsce od 25 lat. To o czymś świadczy.
I to naprawdę pierwsza taka sytuacja przez te lata?
Absolutnie pierwsza. Wydaje mi się, że zaplanowano, żeby mnie wkurzyć do takiego stopnia. Wie pan, to trochę tak jak ktoś przychodzi na obiad, ale nie pozwalają mu jeść. Jak tylko wyciąga łyżkę, to mówią: "Poczekaj, jeszcze ten…". Ja się tak czułem w trakcie tej dyskusji.
Patrzyłem na to, próbowałem replikować, ale to było jak grochem o ścianę, oni dalej mówili swoje. Była jedna teza, filozofia. Od razu przyszła myśl, że ja tam nie mam nic do roboty. Po co oni mnie zaprosili, skoro nie interesują ich moje opinie? Niech siedzą, mówią wszyscy to samo, ale w swoim gronie.
Zaprosili pana jako listek figowy?
Tak, taki chłopiec do bicia. Uznali, że jeśli będę siedział cicho, tolerował to, to znak, że się zgadzam. A kiedy się wkurzyłem, to zrobili z tego skandal, że nie chcę rozmawiać, nie chcę słuchać. A przecież ja przez 25 lat byłem w setkach programów i nigdy nikt mnie tak nie zdenerwował, nigdy nie wyszedłem. Zawsze była spokojna, elegancka dyskusja. Rozmawialiśmy, ktoś mówił co mu się nie podoba, ja mówiłem co uważam za słuszne.
A może pan też mógł powściągnąć emocje?
Na początku nie było żadnych emocji. Próbowałem zobaczyć, jaki będzie ton tej dyskusji, jak to wszystko będzie wyglądało. Czy to będzie tak, że są cztery osoby, z których każda ma swoje zdanie, czy ja będę mógł coś powiedzieć. A okazało się, że cały czas mówiły te cztery osoby, które w dodatku mówiły to samo.
Nie wiem dlaczego było aż tylu gości, bo można było zaprosić jednego. Wszyscy byli takiego samego zdania, nikt nikogo nie uzupełniał, wszyscy byli zgodni. Ja próbowałem się tam wcisnąć ze swoim zdaniem, ale się nie udało. Więc mogli tak zgodnie rozmawiać beze mnie.
Taka postawa strachu i niechęci do Rosji i Rosjan to domena tylko dziennikarzy i polityków, czy też spotyka się pan z tym na co dzień?
Przez 25 lat nie spotkałem się z czymś takim. A stosunki międzyludzkie Polaków i Rosjan są bardzo poprawne i nie ma żadnych problemów. Byłem teraz na ścianie wschodniej Polski. Wszędzie spotkałem świetnych ludzi, nikt nie miał żadnej niechęci do Rosji i do Rosjan. Ale są tacy ludzie. A kiedy czyta pan rosyjską prasę, to nie znajdzie pan ani jednej gazety, radia czy telewizji, który robiłby cały czas nagonkę na Polskę, obrażał rząd, obywateli, obwiniał ich o nie wiadomo co. To niestety cecha niektórych mediów i części polityków.
Czy ta atmosfera w mediach i polityce może się przenieść na stosunki międzyludzkie?
Raczej się na to nie zanosi, bo w Rosji przyzwyczajono się do tej nagonki z pewnych kręgów. Co tu zrobić? Rosyjscy politycy nie biorą tego za podstawę stosunków z Polską. Ogólnie rzecz biorąc, mamy normalne relacje gospodarcze, polityczne, kulturalne i międzyludzkie.
Oczywiście istnieje pewna siła polityczna, która chce to zmienić. PiS chce pokazać, że PO jest zbyt miękka dla Rosji. Tą kartą próbują w taki dawny, stary sposób grać na uczuciach tych, którzy wierzą na przykład w zamach. Oczywiście można robić takie pranie mózgu Polakom, ale na Rosję to nie ma wpływu. To działa tylko wewnątrz kraju.
Po katastrofie smoleńskiej ta walka polityczna z Rosją się wzmocniła?
Zaczęła się niedawno, zaczęły się rodzić teorie spiskowe, naciski na rząd, żeby on ustąpił, bo przekazał śledztwo innej władzy. Zaczęła się kampania wyborcza i próbuje się w jej ramach reanimować stereotypy. Kiedy rząd miał silną pozycję, przewagę w Sejmie, to tego było mniej.