Ryszard Czarnecki odrzuca zarzuty o związki między "GPC" i PiS
Ryszard Czarnecki odrzuca zarzuty o związki między "GPC" i PiS Fot. Rafał Malko / AG
Reklama.
Wykorzystanie litery "W" w kampanii referendalnej w stolicy wywołało sporą awanturę. Jak pan to ocenia? Sukces czy porażka?
Ryszard Czarnecki: Trudno odpowiadać za czyjeś skojarzenia z literą "W", natomiast absolutnie nie uważam, że to był błąd. Przeciwnie, cała sprawa zwróciła jeszcze większą uwagę na warszawskie referendum, wreszcie zaczęło być o nim głośno.
Uważa pan, że ta dyskusja wokół litery "W" może zwiększyć frekwencję?
Tak, wbrew intencjom niektórych mediów i samej PO. Doszło do pewnego ostrego sporu wokół tej sprawy, ale przypomnę, że frekwencja w wyborach jest największa, gdy do takich konfliktów dochodzi. Przykładem były wybory o najwyższej frekwencji z 1995 roku, kiedy Wałęsa mierzył się z Kwaśniewskim. Oczywiście nie planowaliśmy tej awantury, ale z całą pewnością te rozpalone namiętności wokół symbolu graficznego zachęcą ludzi do głosowania w referendum.
A panu się "W" z Powstaniem Warszawskim nie kojarzy?
Jestem historykiem z wykształcenia, więc mam takie skojarzenia, ale większość osób w badaniach focusowych deklaruje, że takich skojarzeń nie ma.
Zmieniając temat: jest pan jednym z bohaterów artykułu "Newsweeka" o kontroli PiS nad "Gazetą Polską Codziennie". Pełni pan funkcję szefa rady nadzorczej wydawcy tego dziennika. Czy "GPC" jest partyjnym pismem?
Artykułu nie czytałem, ale na pewno nadrobię. Co do faktu, że jestem szefem rady nadzorczej spółki, która wydaje gazetę, to przecież nikt nie robi zarzutów szefowi rady nadzorczej ITI Wojciechowi Kostrzewie i nie podejrzewa go, że dzwoni do dziennikarzy TVN ustawiając ich pod konkretną linię polityczną. Pod tym względem razem z Kostrzewą zachowujemy ten sam dystans do tego, co robią redakcje związane z naszymi spółkami. Natomiast jeśli pan szuka jakiegoś bardzo spektakularnego zaangażowania polityka w prasę, to przecież Adam Michnik był jednocześnie posłem i naczelnym "Wyborczej". Pełnił funkcję zaangażowanego polityko-dziennikarza. Ja taki nie jestem.
W radzie nadzorczej oprócz pana są też m.in. dwie sekretarki z biura PiS oraz kierowca Jarosława Kaczyńskiego. Z kolei prezesem spółki jest krewny szefa pańskiej partii. Na podstawie tego nie można wysnuć wniosku, że PiS kontroluje wydawcę "GPC"?
Prawo i Sprawiedliwość na pewno nie kontroluje dziennikarzy "Gazety Polskiej Codziennie". My zajmujemy się tylko finansami. Zresztą, jako były dziennikarz wiem, że dziennikarze generalnie alergicznie reagują na próby ustawienia ich linii. Dziennikarze GPC też tak reagują, a mi nawet do głowy by nie przyszło, żeby takie próby podejmować. Co do składu rady, mogę powiedzieć, że jest bardzo mocna i kompetentna. To wszystko.
Dlaczego PiS inwestuje w prawicowe media? Oprócz "GPC" spółka związana z wami dofinansowała też właściciela portalu Niezalezna.pl.
To bzdura. PiS nie inwestuje w żadne media, chyba, że za inwestycję uznać fakt, że członkowie i sympatycy naszej partii kupują "GPC". Podam panu dość charakterystyczny przykład, jak niezależny jest portal Niezalezna.pl. Otóż wczoraj mieliśmy w Sejmie konferencję o prywatyzacji PKP Cargo w wykonaniu Tuska. Proszę sobie wyobrazić, że choć osobiście pilotowałem tę sprawę, to na portalu tym moje nazwisko się w ogóle nie pojawiło.
A przypomina sobie pan teksty krytykujące PiS?
Przypominam sobie teksty w "Gazecie Polskiej" autorstwa polityków innych ugrupowań. Taki pluralizm uważam za idealny. Na pytanie, czy "GPC" i "GP" to partyjne gazety — zawsze odpowiadam, że są to media niezależne, choć dzięki Bogu różnią się od "Gazety Wyborczej". To, co się w nich ukazuje, to decyzja i efekt pracy samych dziennikarzy, a nie tego, że poseł Czarnecki mówi: "no wicie, rozumicie, trzeba coś napisać". Jeśli tak ktoś myśli, to ma bardzo anachroniczne myślenie.