Warszawska Wspólnota Samorządowa, której liderem jest Piotr Guział, chciała kupić w Polskim Radiu czas reklamowy. Na profrekwencyjny, neutralny politycznie spot zachęcający do udziału w referendum w Warszawie. Radio odmówiło. I — jak się dowiedzieliśmy — o odmowie informowano samego prezesa radia. Po co - tego nie wiadomo. - To skandal - ocenia posłanka Anna Grodzka z sejmowej komisji środków przekazu.
W wydanym dzisiaj rano komunikacie Warszawska Wspólnota Samorządowa poinformowała, że chciała kupić spot-reklamę w programie pierwszym Polskiego Radia. Niestety, PR1 odmówiło kupna. Jak tłumaczyli przedstawiciele firmy - dyrektor programowy Piotr Lignar i rzecznik Radosław Kazimierski - bo radio jest o zasięgu ogólnopolskim i "nie angażuje się w akcje lokalne". Kazimierski podkreślał też w wyjaśnieniach, że decyzją o niepuszczaniu spotu radio "odgranicza się od polityki" i że odmowa "nie ma charakteru politycznego".
Piotr Guział - i nie tylko on - jest decyzją radia oburzony. Jak podkreśla, w spocie, który chciało wyemitować WWS, nie było mowy ani o Hannie Gronkiewicz-Waltz ani o tym, w jaki sposób obywatele mieliby głosować. Są to krótkie nagrania, w których dwie osoby rozmawiają między sobą o tym, co chcą porobić. Pointa jest taka, że jeden z rozmówców mówi: "zróbmy coś, ale najpierw zagłosujmy" i przypomnienie, że referendum odbędzie się 13 października.
Spot był apolityczny
- O pani prezydent nie pada w spotach ani jedno słowo. Nie mówimy tam, żeby głosować tak czy nie. To spoty profrekwencyjne, wyłącznie zachęcające do wzięcia udziału w referendum. W trakcie wyborów podobne spoty zamawia wiele organizacji i fundacji pozarządowych – komentuje Guział. I przypomina, że przecież w trakcie wyborów w mediach publicznych i komercyjnych partie zamawiają spoty i radia je emitują i wówczas jakoś nikt nie mówi o odcinaniu się od polityki.
- To nie są spoty takie jak PiS-u, że to godzina W i tak dalej – podkreśla Guział. I przypomina, że misją mediów publicznych jest przedstawianie spraw publicznych. - PO ma anteny mediów "naturalnie". Proszę zauważyć, że premier na każdej konferencji, nawet przy tematach tak oderwanych od Warszawy jak energetyka, na koniec mówi: pamiętajcie o referendum. My takiego czasu antenowego nie mamy, chcieliśmy go kupić, żeby wyemitować spot o sprawie publicznej. Odmowa to podważanie misji mediów publicznych – ocenia Guział.
PO maczało w tym palce?
Guział mówi nam, że jeśli PO faktycznie wpłynęła na radio, to Polska zamienia się w "aksamitną Białoruś" - gdzie miękkimi, a nie twardymi metodami wprowadza się cenzurę.
Skąd u Guziała tak radykalne podejrzenia? Jak wyjaśnia nam lider WWS, przy odmowie PR1 było kilka dziwnych aspektów, które mogą budzić wątpliwości. - To przedziwne, że zaangażował się w to dyrektor programowy radia. Przecież on nie jest od tego, by decydować jakie reklamy będą puszczane, od tego jest dział reklamy. To dwa różne procesy – wskazuje Guział.
Burmistrz Ursynowa zdradza też, że odmowna odpowiedź od PR1 została wysłana do wiadomości... samego prezesa Polskiego Radia. To też bardzo dziwi Piotra Guziała. - Przecież normalnie prezes nie jest informowany o decyzjach dotyczących reklam, nie zajmuje się tym – przypomina nasz rozmówca. - Nie wiem, w jaki sposób cała ta sytuacja została uszyta – dodaje Guział.
Biedne-bogate radio
Również argument o tym, że Polskie Radio jest ogólnopolskie, a spot lokalny, Guział uznaje za nietrafiony. - A jak zgłosi się ktoś z siecią sklepów tylko w zachodniej Polsce i będzie chciał zapłacić to też usłyszy, że Polskie Radio nie zajmuje się sprawami lokalnymi? - pyta burmistrz Ursynowa.
Guział dodaje, że decyzja o odrzuceniu spotu dziwi szczególnie w sytuacji, kiedy media publiczne nie mają zbyt dużo pieniędzy. - Wiem o tym, że w Polskim Radiu jest teraz kryzys finansowy. My przynieśliśmy pieniądze, których radio odmówiło. To niegospodarne zachowanie i temat dla sejmowej komisji środków przekazu, czy przypadkiem nie doszło do działania na szkodę spółki – przekonuje nasz rozmówca.
Iwona Śledzińska-Katarasińska, posłanka PO i przewodnicząca sejmowej komisji środków przekazu, komentuje jednak, że radio nie jest w złej sytuacji finansowej. - Z tego, co wiem, a swoją wiedzę opieram na niedawnej rozmowie z prezesem Polskiego Radia, to radio obecnie nie narzeka na sytuację ekonomiczną - podkreśla parlamentarzystka z Platformy.
Jednocześnie jednak Śledzińska-Katarasińska, która całą sprawę poznała tylko z mojej relacji i na jej podstawie wydaje ocenę, przyznaje: - Takiej odmowy ze strony radia być nie powinno. Chociaż moim zdaniem płatne spoty wyborcze w ogóle powinny być zakazane - zaznacza.
"Skandal, dyrektor przekroczył uprawnienia"
Również Anna Grodzka z Ruchu Palikota, wiceprzewodnicząca tej samej komisji, określa tę sytuację jako "wielkie nieporozumienie". - Moim zdaniem radio podjęło błędną decyzję – ocenia Grodzka. - Gdyby spot w jakikolwiek sposób naruszał prawo, obrażał kogoś, to można by zrozumieć. Ale tu nie ma żadnego związku z naruszaniem prawa, więc nie wiem czemu nastąpiła odmowa. To skandal – podkreśla posłanka RP.
- To przekroczenie norm przyjętych w cywilizowanych krajach. Tym bardziej, że to radio, Jedynka, często angażuje się politycznie, na przykład bardzo eksponuje wypowiedzi konserwatywne, prawicowe. A każde eksponowanie jakiejkolwiek ze stron jest zaprzeczeniem idei publicznych mediów – komentuje Grodzka. I dodaje, że dyrektor programowy, angażując się w sprawę, przekroczył swoje uprawnienia.
I chociaż mleko się już rozlało, to Piotr Guział nie ma zamiaru odpuszczać. Jak podkreśla, dzisiaj ponownie WWS spróbuje negocjować emisję spotu z Polskim Radiem. Jeśli się jednak nie uda, to sprawa najprawdopodobniej trafi do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.