Wystarczą ręce, miska, stolnica, forma do pieczenia i piekarnik. Aha, i nie zapominajmy o odrobinie fantazji. Bo do pieczonego przez siebie samego chleba możesz dodać wszystko, co zechcesz - zioła, przyprawy, ziarna, owoce... Warto, spróbuj! Próbuje tego nawet premier Wielkiej Brytanii David Cameron.
Premier Wielkiej Brytanii David Cameron przyznał się przed kamerami, że nie zna ceny bochenka chleba w londyńskim spożywczaku. Czyżby był ignorantem? Oderwanym od rzeczywistości politykiem, który nie wie, jak żyje się na co dzień przeciętnemu Kowalskiemu (pardon, Smithowi)?
Nie, (chyba) nic z tych rzeczy. Cameron przyznał bowiem, że chleb... piecze sam. W domu. My nie zamierzamy rozliczać i pytać polskich polityków, jaki chleb jadają na śniadanie, ale zainteresowało nas, jak sytuacja przedstawia się w w naszym kraju. Wśród nas, zwykłych... zjadaczy chleba. A może właśnie niezwykłych?
Wyzwanie. "Poświęcony czas jest wart tego smaku..."
– Myślę, że wracamy do tradycyjnej kuchni, bo jesteśmy bardziej świadomi, co leży na sklepowych półkach – uważa Ania, od kilku dni absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego. – Pieczywo jest tam przeładowane konserwantami, zagęszczaczami, barwnikami, a z kolei to ze sklepów ze zdrową żywnością jest po prostu bardzo drogie. Mały bochenek chleba żytniego kosztuje nawet 10 zł – dodaje.
Ania postanowiła więc, że za pieczenie zabierze się sama. Potraktowała to jako kolejne kulinarne wyzwanie. – Co prawda trzeba poświęcić na to trochę czasu, ale czy zapach świeżego pieczywa roznoszący się po domu, masełko rozpuszczające się na jeszcze parującej kromce chleba zrobionego od podstaw własnymi rękami nie jest tego warte? – pyta.
Wyobrażając sobie smak tego bochenka (i masełka oczywiście) pomyślałem, że tak: jest warte. Ale moment! Czy to naprawdę takie "hop siup" upiec samemu chleb? – Jeśli ktoś chce, może zaopatrzyć się w maszynę do pieczenia chleba. Wystarczy wrzucić do środka składniki z podanego w instrukcji przepisu, a maszyna nam je wymiesza, ciasto wyrośnie, a potem upiecze chleb. Wszystko w dwie godziny. Ale jeśli ktoś chce zrobić chleb od początku do końca samemu, wystarczą ręce, miska, stolnica, forma do pieczenia i piekarnik – mówi Ania. W internecie takie maszyny można znaleźć w przedziale cenowym od 150 do 500 złotych.
I dodaje, że to, czym urozmaicimy nasz wypiek, to tylko kwestia fantazji. – Można dodawać różne rodzaje mąki, zamiast drożdży użyć zakwasu, ale dodatkiem może być właściwie wszystko – zioła, przyprawy, sezam, ziarna dyni, słonecznika, żurawina, dżem, owoce, papryka, ser... Uff, sporo!
Satysfakcja i integracja. "Chleb pieczemy rodzinnie"
Jej imienniczka, również Ania, z zawodu polonistka przyznaje, że dla niej pieczenie chleba to po prostu świetna okazja do rodzinnych spotkań. Z rodzicami i siostrą bliźniaczką. W końcu nikt nie chce, by ominęła go degustacja, a jak mówi Ania, domowy specjał kończy się błyskawicznie.
– Chleb pieczemy rodzinnie – twierdzi. – A raczej gorąco kibicujemy naszej mamie, która robi go wyśmienicie. Pierwszą zachętę do samodzielnego pieczenia usłyszeliśmy w Szwecji od koleżanki mamy ze szkolnej ławki. Do myśli, by spróbować samemu, zbieraliśmy się chyba cały rok. W końcu pani sąsiadka, która często służy nam dobrą radą, podzieliła się z nami swoim sprawdzonym przepisem na chleb pieczony w zwykłym piekarniku. Ale mama na któreś święta i tak dostała pod choinkę własną maszynę do pieczenia chleba – śmieje się.
Ale jest w tym jeszcze coś - prócz smaku i możliwości rodzinnych spotkań - co motywuje Anię do często żmudnego procesu "tworzenia". – Wierzcie lub nie, ale pieczenie chleba daje satysfakcję! – kończy z przekonaniem.
Ekonomia. "Wymyśliłam własne drożdżówki"
Sonia z kolei piecze chleb w domu także z innego, równie ważnego względu. Ekonomicznego. Jako studentka musi bowiem i zapłacić za mieszkanie, i opłacić szkołę, i jeszcze gdzieś znaleźć czas na pracę. – Mieszkam blisko centrum, więc i ceny pieczywa są wysokie, a ich smak nie odpowiadał mi zupełnie – mówi. – Stąd wzięły się moje początki eksperymentowania w kuchni, szczególnie w kwestii pieczenia.
Sonia twierdzi, że jej najlepsze pomysły rodzą się pod koniec miesiąca, gdy lodówka świeci już pustkami. – Kiedy mam jedynie trochę czosnku i mąki, resztkę drożdży, biorę się za pieczenie. Wykombinowałam sobie, że będę robić kajzerki z masełkiem czosnkowym. Potem "wymyśliłam" własne drożdżówki ze zbieranymi w lesie jagodami – wylicza.
Dodaje także, że dziś już nie wyobraża sobie robić kanapek do pracy z kupnego chleba. – Wszystko przygotowuję w domu. Wystarczą mi składniki, miska i... piekarnik – uśmiecha się.
Mężczyźni także! To proste jak bułka z masłem
Nie myślcie jednak, że tylko kobiety wchodzą do kuchni, by piec chleb. Co to, to nie! – Znam jeszcze trzy osoby, które same pieką chleb i wszyscy to faceci – przekonuje mnie Jurand pracujący na co dzień w jednej z warszawskich korporacji.
– Pochodzę z Węgorzewa, gdzie przez kilka lat prowadziłem piekarnię, taki rodzinny biznes. Po przeprowadzce okazało się, że znalezienie dobrego chleba jest wyzwaniem, a w większości przypadków to, co widać na na półce sklepowej wstyd nazwać chlebem czy bułką – mówi. Dodaje także, że koszt wypieku jest niewiele droższy od kupna bochenka w sklepie, a przecież dodatków można wsypać ile dusza zapragnie.
Co najczęściej? Jurand wylicza: słonecznik, soja, żurawina... – Piekę, bo wiem, że to proste jak wymieszanie ciasta naleśnikowego – uważa. Czy jest coś, co sprawia mu trudność? – Chyba utrzymywanie zakwasu chlebowego. To jak hodowla jakiegoś zwierzaka. Musisz go codziennie karmić – kończy.
A Wy? Próbowaliście kiedyś eksperymentować w kuchni w własnym pieczywem? A może to dla Was... chleb powszedni? Zachęcam do dyskusji.