Polscy biskupi przemierzają właśnie drogę, którą musieli przejść hierarchowie z wielu krajów Europy Zachodniej. Chociaż mogą skorzystać z ich doświadczeń, zderzenie z krytyką może być bolesne. – Wszyscy jesteśmy na tyle zaskoczeni tą sytuacją, że będziemy musieli się tego wszystkiego na bieżąco uczyć – mówi w "Bez autoryzacji" dominikanin o. Paweł Gużyński.
Mam wrażenie, że temat pedofilii wśród polskich duchownych się nie skończył, ale dopiero zaczął. Czy polscy biskupi, instytucje polskiego Kościoła, są gotowe, by z tym tematem się zmierzyć?
W tej chwili nie mają wyjścia. To, co się wydarzyło przez ostatnie dni zmusza wszelkich hierarchów, wszelkie kurie, by reagowały jednakowo, według pewnego wzorca, który jest już powszechnie znany. W tym sensie kurie nie mają wyjścia – będą musiały zmierzyć się ze sprawą przynajmniej na tym poziomie.
Osobną sprawą jest jak głęboko zmieniła się świadomość. Teraz kanclerz jakiejkolwiek kurii już wie jak musi postąpić, bo inaczej go zjedzą. Natomiast czy on jest w pełni przekonany, sam w sobie, że to są słuszne reguły postępowania, to już jest inna para kaloszy.
Czy nie będziemy mieli teraz festiwalu politycznej poprawności, bez przekonania, że podejście Kościoła instytucjonalnego musi się zmienić?
Na zmianę świadomości potrzeba relatywnie dużo czasu, a w tej chwili potrzebujemy sprawnych procedur. Ważniejszą rzeczą w tym momencie jest ochrona dzieci, a nie epatowanie tym, jak głęboko świadomość Kościoła się zmieniła. Gdybyśmy czekali na zmianę świadomości i dopiero wtedy uznali, że można wprowadzić procedury, dalibyśmy pedofilom bardzo dużo czasu, żeby skrzywdzili bardzo dużo dzieci.
Teraz potrzeba nam reguł, nawet jeśli ich nie rozumiemy. Ktoś za nas pomyślał – papież i Kuria Rzymska za nas pomyślała, dała procedury, więc wykonujmy je w imię chronienia dzieci. Bo nie mamy czasu na zmianę świadomości, czas, który tyka, to czas, który jest przestrzenią dla pedofilów. Musimy to zamknąć od strony proceduralnej i każdego dnia pracować nad zmianą świadomości.
Czy polskich biskupów nie dotknie syndrom oblężonej twierdzy? Niektórzy publicyści już przekonują, że to co się dzieje, to próba wyciągnięcia pieniędzy od Kościoła. Hierarchowie nie przejmą tej narracji?
Niekoniecznie przejmą, bo niektórzy tkwią w takiej świadomości, w takim podejściu. To nie tak, że ujawnienie kolejnych afer będzie wejściem w taką postawę. Natomiast niewątpliwie media mogą przedobrzyć, bo jeśli zaczną uprawiać polowanie na czarownice, to w sposób oczywisty pojawi się z drugiej strony relatywnie słuszna chęć obrony. Każda nieuprawniona przesada będzie z drugiej strony rodziła przesadę.
W świetle kamer są teraz abp Hoser, jego były kanclerz, bp Polak, ks. Kloch. Ale w cieniu są księża, którzy spotykają się na co dzień ze swoimi parafianami. Oni są przygotowywani, by wytłumaczyć im co się dzieje? By zmierzyć się z opiniami, które mogą się pojawić, że jak ksiądz, to na pewno pedofil?
Przy tej masie księży oczywiście niektórzy poradzą sobie z tym świetnie i tacy, którzy sobie nie poradzą. Taki podział to truizm. Ale my wszyscy jesteśmy na tyle zaskoczeni tą sytuacją, że będziemy musieli się tego wszystkiego na bieżąco uczyć.
Natomiast nie obawiam się, że ta reakcja będzie szczególnie nadmierna, wywołująca wrażenie, że jak ksiądz, to pedofil. Będą takie momenty, będą takie przypadki, ale za chwilę to się wyrówna. A to się stanie tym szybciej, im bardziej Kościół będzie jednoznaczny w walce z pedofilią.
Czy potrzebne jest wspólne stanowisko, instrukcja, list wydane prze Konferencję Episkopatu Polski albo Prymasa?
Tego wszystkiego jest już dosyć. Tych papierów jest już dosyć i one są takie, jakie powinny być. I jeżeli któryś ksiądz tego nie zna, to jest ignorantem na własne życzenie.