Pan Wiesław pracuje, mimo że na emeryturze jest już od 23 lat
Pan Wiesław pracuje, mimo że na emeryturze jest już od 23 lat Fot. PW

"Czy twoje życie ma sens?". O to pytali niedawno ankieterzy z ONZ-u seniorów z całego świata, polskich także. Wnioski są smutne, przygnębiające. Sześciu na dziesięciu polskich emerytów tego sensu nie widzi. I z takim nastawieniem podszedłem do moich rozmówców, seniorów, którzy na warszawskich ulicach dorabiają do emerytury - rozdają ulotki, sprzedają kwiaty. Pierwsza z odpowiedzi kompletnie (na szczęście!) rozbiła mnie z "ONZ-owskiego" tropu: "Kto panu takich głupot naopowiadał? Jest co w tym życiu robić".

REKLAMA
"Fatalne samopoczucie, słabe zdrowie i wykształcenie, niskie zatrudnienie - tak wygląda życie naszych seniorów. Na pytanie, czy twoje życie ma sens, pozytywnie odpowiedziało 60 procent polskich emerytów. Niemieckich - 100%" – raportuje na podstawie badań ONZ czwartkowa "Gazeta Wyborcza".
"Liczby nie kłamią" – pomyślałem czytając raport i wnioski specjalistów. W myślach od razu przywołałem obraz, który zawsze wywoływał we mnie smutek i sprzeciw. Widok starszych ludzi, którzy - mimo że są na emeryturze i mogą (i powinni!) już odpoczywać – pracują. Rozdają gazety, ulotki, handlują kwiatami. Postanowiłem z nimi porozmawiać. Nastawiłem się na to, że będzie nostalgicznie, nieco smutno, ponuro. Jak w życiu.
Ależ się (pozytywnie!) oszukałem. Jak nigdy przedtem. Porozmawiałem z kilkoma seniorami, którzy nie przestali pracować mimo emerytury. Trafiłem na pełnych zapału ludzi, z etosem pracy we krwi. Z zasadami. I uśmiechem na twarzy. Przekonanych, że praca kształtuje. I że muszą to robić. Bo jeśli nie oni, to kto? Dwoje z nich opowie mnie i Wam swoją historię.
"Miłego dnia z panem premierem!"
– Panie, kto panu takich głupot naopowiadał? – denerwuje się pan Wiesław, 80 lat skończył w czerwcu. Na emeryturę przeszedł w 1990 roku. Wcześniej, przez dokładnie 43 lata pracował w tym samym zakładzie, na tym samym stanowisku. Był wysokościowcem. – Wieszałem neony po całej Warszawie. Jeśli na kamienicy albo bloku była jakaś reklama albo neon, to na pewno moja robota – chwali się.
Mimo słusznego wieku nie wyobraża sobie siedzenia w domu. Od kilku lat dorabia do emerytury rozdając gazety. – Człowiek nie siedzi przynajmniej w domu, jest co w tym życiu robić. A i pieniądze przecież na ulicy nie leżą – mówi.
I twierdzi, że tę swoją pracę bardzo lubi. Być może nie nadaje ona życiu głównego sensu ("żona jest, rodzina, działka..."), ale jest bardzo ważna, nie tylko ze względu na pieniądze. Opowiada: – Kiedyś na pierwszej stronie gazety drukowane było hasło reklamowe, takie "dwa słowa" od redaktorów do czytelników. Ale po pewnym czasie zniknęło. A przecież ludzie się do tego przyzwyczaili! To wymyślałem własne. Kiedy na okładce była sylwetka premiera, to wręczając gazetę mówiłem: miłego dnia z panem premierem! Ludziom tak to się spodobało, że codziennie wymyślałem coś nowego.
Pracuje od kiedy pamięta. – Ile ja miałem, no, góra siedem lat, jak ojciec wyszedł walczyć i już nie wrócił. Mama całymi dniami pracowała w polu, ja musiałem jej pomagać i zajmować się młodszym rodzeństwem – wspomina.
Dlatego, jak mówi, szacunek do pracy ma wpojony od małego. – Niech pan spojrzy na tych, o, tutaj. Młodzi ludzie, którzy całymi dniami snują się po mieście. A na starość będą narzekać, że nie mają grosza. Bo za młodu nie chciało im się pracować – kończy.
Kiedy się żegnaliśmy, wcisnął mi do kieszeni garść cukierków. – Żona dała mi aż nadto, sam nie zjem. Smacznego i miłego dnia!
"Bo jeśli nie ja, to kto?"
Panią Leokadię spotkałem przy placu Bankowym. Do rozmowy o raporcie nastawiona jest sceptycznie. – Ja żadnych informacji nie udzielam. Wszystko, co tam w tym raporcie jest, to prawda. Co tu więcej gadać? – pyta. Po chwili namysłu dodaje jednak: – Choć ja to się nie czuję, by mi było źle. Pracuję, pasję mam. O, pan zobaczy.
logo
Pani Leokadia nie chciała pojawić się na zdjęciu, ale chętnie zaprezentowała swoje dzieła Fot. PW

Patrzę. Na ławeczce pani Leokadia rozłożyła swoje rękodzieła. Uszyte z wełny buciki. I duże, i małe, we wszystkich kolorach, jakich dusza zapragnie. – Najbardziej to lubię szyć te najmniejsze, rozczulają mnie – opowiada. Wielkich pieniędzy z tego nie ma, ale satysfakcja - już tak. – Szyję i sprzedaję właściwie od momentu, kiedy przeszłam na emeryturę, będzie 20 lat. Niedawno przyszła do mnie jedna pani i powiedziała, że te buty to nawet na jakiejś wystawie się znalazły – mówi.
Podobnie jak pan Wiesław, pani Leokadia skończyła niedawno 80 lat. W Warszawie mieszka niemal całe dorosłe życie, wychowała się jednak we wschodniej Polsce, z dzieciństwa zachowała wspomnienie ucieczek z siostrą "w stronę lasu". – Kilka kilometrów od naszego domu płonęły całe wioski. Nasza mama dzień w dzień przestrzegała nas, że jeśli usłyszymy jakieś hałasy, to mamy uciekać w stronę lasu. Tak to z siostrą zapamiętałyśmy...
Wracamy do rozmowy o naszym raporcie. I próbujemy jakoś analizować wnioski. Że niby starsi ludzie bez pieniędzy, żyć już dłużej nie chcą, schorowani... – A ja tymi bucikami będę handlować. Zimno w ręce, gazetki się nawet czytać nie da, ale będę. Może jeszcze chciałabym komuś przekazać, jak je szyć. Dlatego pracować muszę. Bo jeśli nie ja to będę je robiła, to kto?