W internecie szybkim lotem rozchodzi się amatorski filmik, który dokumentuje brutalność i nieudolność warszawskich strażników miejskich. I bardzo dobrze. Dzięki telefonom komórkowym i internetowi dokonała się prawdziwa rewolucja – zwykły obywatel zyskał potężny oręż w walce z nadużyciami mundurowych służb. Jest jednak jedno "ale"...
– Bez względu, czy Straż Miejska zatrzymuje pijaczka, bandytę czy Bogu ducha winnego obywatela, obowiązuje ją BEZWZGLĘDNA procedura – pisze PrzemekCh na Wykopie pod filmem, który nagrał. Materiał pokazuje, jak Przemek – zwykły przechodzień – upomina się o to, by strażnicy nie traktowali brutalnie zatrzymywanych właśnie “pijaczków”. Tak opisał sytuację, której był świadkiem:
Teraz film trafił do internetu, dzięki czemu sprawa może szybko zyskać rozgłos. I nie jest to pierwszy tego typu przypadek.
Komórka kontra nadużycia
Zaledwie przed miesiącem reporter telewizji TTV nagrał w Poznaniu za pomocą telefonu komórkowego tamtejszych policjantów w momencie, gdy zignorowali znak zakazu wjazdu. Został przez nich spisany, wykręcono mu ręce, wyrwano telefon i skasowano nagrania, które jak pisze serwis Gazeta.pl, udało się odtworzyć dzięki specjalnemu programowi komputerowemu.
Skandaliczne zachowanie policjanta w cywilu, który skopał jednego z uczestników Marszu Niepodległości w 2011 roku, również wyszło na jaw dzięki temu, że komuś udało się je zarejestrować telefonem. Nagranie pozwoliło ukarać winnego: krewki stróż prawa został skazany na 1,5 roku więzienia.
Nie zawsze jednak amatorskie nagrania muszą koniecznie obnażać brutalność czy arogancję mundurowych: czasem pokazują ich niekompetencję. Przykładem takim może być film z trójmiejskiej plaży, pokazujący nieudolną interwencję policjantów nie będących w stanie (ku uciesze gawiedzi) przez długi czas obezwładnić jednego z plażowiczów.
Koniec bezkarności
Dlaczego piszę o tych wszystkich filmach? Bo oto na naszych oczach zaszła ogromna zmiana, której znaczenia być może nie doceniamy: dzięki powszechnemu dostępowi do telefonów komórkowych i internetu zwykły, szary obywatel zyskał potężną broń w walce z nadużyciami władzy w ogóle i służb mundurowych w szczególności. To dlatego coraz mniej jest niewyjaśnionych do końca tragedii, których sprawcami mogli być mundurowi.
Kilka dekad trwania PRL zakorzeniło w szeregach milicjantów poczucie bezkarności, arogancji i wyższości nad obywatelem. “Pan władza” nie musiał się liczyć z nikim. To, co działo się w trakcie zatrzymań czy w komisariatach, pozostawało dla opinii publicznej tajemnicą. Niewygodne fakty łatwo było przemilczeć czy zamieść pod dywan.
Wraz z transformacją mocno się to zmieniło, choć wielu twierdzi, że milicyjna mentalność wciąż panuje wśród stróżów prawa. Niemniej jednak telefon komórkowy stał się nieoczekiwanym sprzymierzeńcem tych, którzy chcieliby rozszerzyć zakres cywilnej, obywatelskiej kontroli nad działaniami mundurowych. I bardzo dobrze. Jest jednak jedno “ale”...
Patrzmy na ręce, ale bądźmy ludźmi
Nagranie, które użytkownik PrzemekCh wrzucił na YouTube Wykop wzbudziło wśród społeczności serwisu ogromne emocje. “Zlikwidować!”, “Bandyci, nie strażnicy!” – to typowe reakcje internautów na bulwersujący film. Fala “hejtu” i świętego oburzenia rozlała się szerokim strumieniem. Gdyby jednak dokładnie przeanalizować nagrany film, można dojść do wniosku, że... rzekomy “skandal” jest nieco naciągany.
Zauważyli to niektórzy internauci, zwracając uwagę, że poza momentem wyrwania filmującemu telefonu (na chwilę), nagranie nie pokazuje raczej nic skandalicznego, a irytacja strażników z powodu wrzeszczącego i nachalnego przechodnia, może być do pewnego stopnia zrozumiała.
Z komentarzy autora dowiemy się, że on sam był kiedyś brutalnie zatrzymany przez strażników, gdy pod wpływem alkoholu wracał do domu. Być może więc pamięć o tamtym incydencie zaburza mu nieco obiektywny ogląd tej konkretnej sytuacji. I jest to ze wszech miar zrozumiałe, podobnie jak jego złość. Ważne jest jednak, żeby na tej podstawie nie wyciągać krzywdzących, generalizujących wniosków, np. o brutalności służb. A to właśnie wyziera z komentarzy internautów.
Nie zamierzam bronić brutalności policji czy straży miejskiej. Strażnicy z filmu nie grzeszyli profesjonalizmem, a obywatelska "inwigilacja" działań służb mundurowych jest czymś bardzo ważnym i wartościowym. Chodzi jednak o coś innego. Przekonani o własnej racji, podpierając się argumentem, że “przecież żyjemy w wolnym kraju”, niektórzy nadużywają tej wolności.
Widać to bardzo dobrze w świecie medycyny, o czym pisała “Gazeta Wyborcza”. Okazuje się, że są rodziny pacjentów, które “już w pierwszym kontakcie z lekarzem lub pielęgniarką demonstrują nieufność. Potrafią dzień i noc fotografować lub filmować komórką wszystkie odczyty z monitorów, karty zleceń, wkłucia, worki na mocz”, utrudniając w ten sposób pracę, strasząc sądami, szantażując.
Nie raz dyletanci bez pojęcia ani o medycynie, ani o policyjnych procedurach, z niewiadomych względów w odniesieniu do osób wykonujących zawód lekarza czy stróża prawa czują się uprawnieni do pouczania i grożenia palcem. "Zawodowi pieniacze" wykłócają się i awanturują o byle co, wszystko nagrywając w telefonie, a później wrzucają do internetu. Wyrwane z kontekstu, niewyraźne filmiki generują falę hejtu, który nie zawsze jest uzasadniony.
Pytanie, co będzie dalej? Rodziny pacjentów filmujące chirurgów podczas operacji i podsuwające im wskazówki znalezione na Wikipedii? Oskarżenia wobec policjantów używających służbowych pałek w czasie kibolskiej zadymy? Patrzmy mundurowym (a także lekarzom) na ręce, ale zachowajmy przy tym zdrowy rozsądek.
(...) dwóch z trzech zatrzymanych było dość mocno poturbowanych. Żaden z funkcjonariuszy, nawet przez chwilę, nie zainteresował się ich stanem zdrowia. Obserwowałem całe zajście dobre kilka minut, nie padło żadne pytanie o ich stan zdrowia, że nie wspomnę o chęci wezwania lekarza... Nie wytrzymałem, jak bezczelnie zaczęli przeszukiwać ich rzeczy prywatne, postanowiłem zainterweniować… CZYTAJ WIĘCEJ