
Eike Batista był lwem brazylijskiego przemysłu. Jego przedsiębiorstwa działające w branży wydobywczej i handlowej były warte około 34,5 mld dol. Biznesmen znalazł się na 10. miejscu w rankingu 100 najbogatszych ludzi świata i głośno mówił, że jego celem jest 1. miejsce. Nagle wszystko się rozsypało, a od wiosny 2012 roku jego firmy straciły 99 proc. wartości.
REKLAMA
Wielka kariera, wielkie pieniądze, wielkie ego i jeszcze większy upadek. Eike Batista, brazylijski biznesmen, był królem życia – dwa luksusowe jachty, trzy prywatne odrzutowce, willa za 30 mln dol. z McLarenem jako ozdobą w holu i ślub z supermodelką. Ale to już minęło – teraz jego codzienność to długi, negocjacje z wierzycielami i przekonywanie, że jest jeszcze szansa na uratowanie firm.
Na studiach zaczynał od sprzedawania polis ubezpieczeniowych, później handlował złotem i diamentami. W wieku 24 lat miał już pierwszy milion, ale jego działalności daleko było od przejrzystości. Podpity i zdenerwowany sprzedawca złota postrzelił go podczas transakcji w Amazonii. Kiedy zaangażował się w wydobycie metali i ropy zaczął zliczać kolejne miliony, a później miliardy. I żyć jak miliarder.
Ale na początku tysiąclecia zaczęły się pierwsze kłopoty – nieudana inwestycja w Grecji, narastająca fala protestów ekologów. Jednak nadal był na fali wznoszącej. Wiosną 2012 roku został 10. najbogatszym człowiekiem na świecie i jego zapowiedzi zajęcia 1. miejsca wydawały się całkiem realne. Ale jego pola roponośne okazały się znacznie mniej zasobne, niż wydawało się na początku. Inwestorzy zaczęli się odwracać od jego firm, a trend wzmogła depresja na brazylijskim rynku. Dzisiaj Batiście został 1 proc. tego, co miał półtora roku temu.
Źródło: BusinessInsider.com
