
Piosenka "Mury" Jacka Kaczmarskiego wkroczyła w kolejny groteskowy zakręt swojej historii. Na wczorajszej manifestacji "Solidarności" i OPZZ pod Kancelarią Premiera Rady Ministrów, razem ze związkowcami podśpiewywał ją Leszek Miller, który był m.in. członkiem Biura Politycznego KC PZPR
REKLAMA
Leszek Miller, przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej i wieloletni członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej włączył się w protest przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego. Związkowcy postanowili zaintonować pieśń będącą dla nich hymnem czasów walki z biedą, socjalizmem i jednowładztwem partii.
Wydaje się, że były premier był trochę zakłopotany całą sytuacją. Mimo tego, jak rasowy polityk z twarzą do której przylepił uśmiech numer pięć, delikatnie poruszając ustami, włączył się w zbiorowe wykonanie "Murów", a na koniec ucałowaniem ręki podziękował pani, która zagrała utwór.
Okrutny chichot historii, groteskowa sytuacja, wybryk polityki czy wpadka? Jacek Kaczmarski przewraca się w grobie? Skradziona poecie pieśń żyje własnym, przedziwnym życiem już od jej powstania.
Pokrętna historia "Murów"
"Mury" zostały napisane w 1978 roku przez Jacka Kaczmarskiego. Stały się głównym hymnem "Solidarności", głównie ze względu na swój refren. Były też tytułowym utworem wspólnego albumu Przemysława Gintrowskiego, Zbigniewa Łapińskiego i Jacka Kaczmarskiego.
Piosenka powstała jako luźna interpretacja "L'Estaca" katalońskiego pieśniarza Lluísa Llacha (z wykorzystaniem także jej melodii). Oryginał, którego tytuł tłumaczymy jako "słup" czy "pal", był pieśnią protestu przeciwko dyktaturze generała Francisco Franco.
Piosenka powstała jako luźna interpretacja "L'Estaca" katalońskiego pieśniarza Lluísa Llacha (z wykorzystaniem także jej melodii). Oryginał, którego tytuł tłumaczymy jako "słup" czy "pal", był pieśnią protestu przeciwko dyktaturze generała Francisco Franco.
Sam tekst "Murów" nie najlepiej nadawał się na hymn "Solidarności". Jej bohater liryczny jest bardem, którego utwór porusza tłumy, ale zostaje później "ukradziony" przez niebezpieczny ruch rewolucyjny.
Aż zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas,
I z pieśnią, że już blisko świt szli ulicami miast;
Zwalali pomniki i rwali bruk - Ten z nami! Ten przeciw nam!
Kto sam ten nasz najgorszy wróg!
A śpiewak także był sam.
I z pieśnią, że już blisko świt szli ulicami miast;
Zwalali pomniki i rwali bruk - Ten z nami! Ten przeciw nam!
Kto sam ten nasz najgorszy wróg!
A śpiewak także był sam.
Efektem tego było powstanie kolejnych, jeszcze większych "murów", które "które rosną, rosną, rosną", a "łańcuch kołysze się u nóg". Te ostatnie wersy były często pomijane, albo przetwarzane przez wykonujących, by brzmiały pozytywnie. Najczęściej jednak po prostu znano tylko refren, który w utworze funkcjonuje w cudzysłowie.
Sam autor twardo zaznaczał: – Ja "Mury" napisałem w 1978 roku jako utwór o nieufności do wszelkich ruchów masowych. Usłyszałem nagranie Luisa Llacha i śpiewający, wielotysięczny tłum i wyobraziłem sobie sytuację - jako egoista i człowiek, który ceni sobie indywidualizm w życiu - że ktoś tworzy coś bardzo pięknego, bo jest to przepiękna muzyka, przepiękna piosenka, a potem zostaje pozbawiony tego swojego dzieła bo ludzie to przechwytują. Dzieło po prostu przestaje być własnością artysty i o tym są "Mury". I ballada ta sama siebie wywróżyła, bo z nią się to samo stało. Stała się hymnem, pieśnią ludzi i przestała być moja; np. sygnałem Radia "Solidarność" stał się refren, który w moim tekście umieszczony był w cudzysłowie.
W 1987 roku Kaczmarski napisał kolejną, gorzką wersję "Murów", której nie można było już przeinaczyć:
Jak tu wyrywać murom zęby krat
Gdy rdzą zacieka cegła i zaprawa
Jakże gnijącym gruzem grzebać stary świat
Kiedy nowego nie ma czym i na czym stawiać
Gdy rdzą zacieka cegła i zaprawa
Jakże gnijącym gruzem grzebać stary świat
Kiedy nowego nie ma czym i na czym stawiać
