Córka Marii i Lecha Kaczyńskich pojawia się w mediach po to, by zaraz później obwieszczać, że ma dość popularności. Popiera Jarosława Kaczyńskiego w kampanii, ale nie przyjeżdża na jego wieczór wyborczy. Pisze na blogu, że nie chce angażować się politykę, a następnie występuje w Parlamencie Europejskim krytykując rząd Tuska. Cynicznie gra emocjami po katastrofie, czy nie radzi sobie z traumą po stracie rodziców?
Siedziba Parlamentu Europejskiego. Marta Kaczyńska na czele delegacji wdów po zmarłych w Smoleńsku politykach odczytuje europosłom oświadczenie. "Na czele polskiego rządu stoi osoba, która odpowiada za przekazanie śledztwa w ręce Rosjan", a "najwyższym przedstawicielem naszego kraju jest prezydent Bronisław Komorowski, który jeszcze 2 lutego potwierdził rosyjską wersję wydarzeń" - mówi, domagając się powołania międzynarodowej komisji śledczej w sprawie zbadania przyczyn katastrofy. W tym samym czasie stryj - Jarosław Kaczyński prowadzi konferencję prasową w Warszawie. Podczas niej sugeruje, że delegacja, która leciała do Smoleńska padła ofiarą zamachu.
Marta i stryj
Córka Lecha i Marii Kaczyńskich od katastrofy smoleńskiej pojawia się zawsze, kiedy potrzebuje tego Jarosław. Po raz pierwszy była przy nim w kampanii prezydenckiej w
2010 - już w dwa miesiące po tragedii zaczęła udzielać wywiadów, m.in. tygodnikom "Viva" i "Show". Razem z mężem, Marcinem Dubienieckim i córkami pokazywała się w kolorowej prasie, pomagając Joannie Kluzik-Rostkowskiej i reszcie sztabowców PiS ocieplić wizerunek prezesa. Marta zjawiała się także na wiecach poparcia, odgrywając rolę nieistniejącej pierwszej damy. Prezes co prawda zapewniał, że ani ona, ani jej małżonek nie uczestniczą w kampanii, ale liczba wspólnych wystąpień mówiła co innego.
Po przegranych wyborach prezydenckich, Kaczyńska zniknęła, by wrócić w kampanii parlamentarnej. Wśród komentatorów pojawiały się wówczas głosy, że PiS szykuje dla niej miejsce na listach. Pogłoski, które pojawiały się w wyniku jej działalności politycznej, irytowały Kaczyńską do tego stopnia, że poświęciła im wpis na swoim blogu. "Informuję, że nigdy nie miałam i nie mam zamiaru kandydować w najbliższych wyborach parlamentarnych. Mam nadzieję, że pozwoli to wszystkim zainteresowanym zaprzestać snucia spekulacji pozbawionych związku z rzeczywistością" - napisała.
Po kampanii, zgodnie z jej życzeniem, komentarze o politycznym zaangażowaniu ustały. W mediach zaczęły się jednak pojawiać inne spekulacje - tym razem dotyczące jej konfliktu ze stryjem. Okazało się, że on nie przyjechał na jej ślub (Marta tłumaczyła w prasie, że chodziło o chorobę babci), później ona nie pojawiła się na jego wieczorze wyborczym (niepochlebnie wyraził się o pierwszym ślubie Marty w swojej książce "Polska naszych marzeń"). Marta pogłoski dementowała i znów oburzała się, że media interesują się jej życiem.
Marta i Marcin
Oprócz spraw związanych z polityką, Marta Kaczyńska komentuje także zagadnienia obyczajowe. "Wyłącznie pełna rodzina, to znaczy taka, w której dzieci mają w domu
mamę i tatę, jest w stanie sprawić, by w przyszłości młodzi ludzie byli w stanie właściwie odnajdować się w dorosłym życiu, a przede wszystkim być osobami pozbawionymi problemów z definiowaniem własnej tożsamości. Dotyczy to szczególnie przyszłej zdolności do nawiązywania dojrzałych więzi uczuciowych, które zawsze powinny być podstawą tworzenia nowej rodziny" - napisała Marta Kaczyńska w innym miejscu swojego bloga. Wpis nie byłby kontrowersyjny, gdyby nie to, że Marta sama, po wyborach w 2005 roku, rozbiła swoją rodzinę, rozwodząc się z Piotrem Smuniewskim.
Głośne rozstanie i szybki ślub z prawnikiem Marcinem Dubienieckim były kolejnymi tematami, które elektryzowały media. Zwłaszcza, że w czasie kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego, Marta wspierała startującego w wyścigu po partyjne stanowiska męża. Gazety nazywały ją wprost "kartą przetargową" między stryjem, a małżonkiem.
"W sytuacji, gdy spuścizna Lecha Kaczyńskiego jest towarem politycznym, poparcie lub brak poparcia Marty może mieć bardzo duże znaczenie" - pisał tygodnik "Newsweek".
Marta i publiczność
Marta Kaczyńska z jednej strony narzeka na zainteresowanie mediów, z drugiej sama nie rozgranicza życia publicznego i prywatnego. Na swój facebookowy profil z jednej strony wrzuca domowe zdjęcia córki, prywatne fotografie zmarłych rodziców i zamarznięty Bałtyk, a z drugiej linki do artykułów o okolicznościach katastrofy smoleńskiej i dotyczące tego komentarze. Nawet w zaskakujących momentach.
"Boeing awaryjnie wylądował - bez otwartego podwozia, na betonowym pasie. Na pokładzie było 230 pasażerów. Nikt nie doznał obrażeń. Samolot jest w całości. Dnia 10 kwietnia 2010 roku Tu-154M, obniżywszy się znacznie poniżej 100 m, po zderzeniu z błotnistym podłożem miał się rozpaść na drobne kawałki. Proszę o komentarze" - napisała po brawurowym lądowaniu kapitana Tadeusza Wrony na stołecznym Okęciu. Odzew był gigantyczny - zarówno od zwolenników, jak i przeciwników takiego myślenia. Tego drugiego Marta się nie spodziewała.
Wydaje się, że Marta Kaczyńska balansuje między próbami normalnego życia, a popularnością celebrytki. Po której stronie ostatecznie stanie?
Jeszcze niedawno na Facebooku funkcjonował jej prywatny profil. Na początku marca przekształciła go jednak w fan page. Z Martą już nie można się zaprzyjaźnić. Martę można polubić.