Kampania antyfrekwekcyjna przyniosła skutek i Hanna Gronkiewicz-Waltz zostaje na stanowisku. – To bardzo, bardzo szczęśliwy dzień dla Polski, ten marsz PiS-u po władzę został zatrzymany – komentuje Stefan Niesiołowski w "Bez autoryzacji". Postuluje też wszczęcie procedury odwołania ze stanowiska burmistrza Ursynowa Piotra Guziała, organizatora referendum.
Co Platforma zaoferowała Sojuszowi Lewicy Demokratycznej za uratowanie posady Hanny Gronkiewicz-Waltz?
Platforma nic nie oferowała, w takich kategoriach bym tego nie formułował. Sojusz sformułował 13, zdaje się, punktów, wszystkich nie pamiętam, pod adresem władz Warszawy, a nie Platformy. Pisał o miejscach w przedszkolach, żłobkach, ulgach dla rencistów i emerytów. Z tych 13 punktów władze Warszawy zobowiązały się do spełnienia 12 i to przekonało ostatecznie Sojusz do namawiania, by każdy zajął takie stanowisko jakie chce, ale to było jednak poparcie Pani Prezydent.
… które uratowało jej posadę…
Nie popierali referendum, taka była też wypowiedź przewodniczącego Millera, że głupota przegrała jednak w Warszawie, PiS-owska awantura. Także bardzo, bardzo się cieszę, dziękuję warszawiakom, dziękuję lewicy.
Jednak 95 proc. zagłosowało za odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz. To nie wygląda dobrze, to duża grupa niezadowolonych.
Wygląda znakomicie panie redaktorze, nie mogło wyglądać lepiej. 26 proc. poszło do głosowania, czyli PiS w Warszawie – bo to nie był jednak sam PiS, tam było 6 proc. zwolenników, chociaż to bezmyślne zupełnie, że poszli, ale jednak 6 proc. – PiS w Warszawie ma w Warszawie kilkanaście procent. No bo z tych 26 proc. się zrobi 20, bo 6 proc. było przeciw odwołaniu, a poza tym część to inni, Ruch Palikota.
Czyli PiS – największe zagrożenie dla Polski – został zmiażdżony, ma kilkanaście procent, poniósł niebywałą klęskę. Nie bardzo wiem, co wygląda źle? Żeby PiS w ogóle nie miał poparcia? Ci, którzy głosowali, to PiS, Palikot, jakieś małe grupki, których w ogóle nie potrafię wymienić, ten Guział cały. To wszystko razem to jest miazga. Jak to wygląda źle? Wygląda doskonale! Miałoby być tak, żeby nikt nie poszedł na referendum? Warszawa to jest ile? 1,5 mln uprawnionych?
Prawie.
No, więc z tego prawie 1,5 mln PiS ma niecałe 300 tys. Został zmiażdżony, rozbity. Bardzo dobry wynik.
Jakiej frekwencji spodziewa się pan w wyborach do Parlamentu Europejskiego w przyszłym roku albo do polskiego parlamentu w 2015 roku?
Trudno powiedzieć. Zwykle ona jest niestety w Polsce poniżej 50 proc., myślę, że niestety tym razem będzie podobnie.
Ale czy tym razem, po namowach premiera i prezydenta, nie będzie niższa?
Ale niższa od czego?
Od wyników z poprzednich lat. Do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku było 24,5 proc., w 2011 roku było 48,92 proc.
Nie wiem, to zależy od bardzo wielu rzeczy. Trudno to przewidzieć. Myślę, że będzie większa, mówię o tej do Parlamentu Europejskiego. Społeczeństwo przyzwyczaiło się, wcześniej nie bardzo wiedziało co to jest ten Parlament, a teraz już wiedzą, że to są pieniądze dla Polski, że to ważne. Myślę, że będzie wyższa.
Ale czy to teraz ważne? W tej chwili jest wielkie zwycięstwo Warszawy, został pokonany ten Guział, trzeba go odwoływać, myślę, że zacznie się procedura niedługo. Okazał się błaznem zupełnym Gliński, który grozi dziennikarzom, bo niewystarczająco go pokazywali. Coś niesłychanego! Powtarza te kłamstwa, że media są głosem Platformy, że PiS nie ma w ogóle zwolenników w mediach, a przecież to są gigantyczne imperia medialne, które przegrały.
Klęska, zupełna klęska Kaczyńskiego, który postawił to wszystko na jedna kartę, się zaangażował, wzywał do pójścia, podawał kłamliwe argumenty o demokracji. Akurat Kaczyński lepiej, żeby o niej nie mówił. I teraz w mysiej dziurze się zaszył i próbuje wymyślić usprawiedliwienie, a PiS grozi – nie wiadomo komu – Radą Europy – też akurat PiS nie powinien mówić o Radzie Europy. Jeszcze raz powtórzę: bardzo, bardzo szczęśliwy dzień dla Polski, ten marsz PiS-u po władzę został zatrzymany.
Wspomniał pan, że powinna się zacząć procedura odwołania burmistrza Guziała. Co to ma wspólnego z referendum?
Powtarzam to za przewodniczącym Millerem, to nie jest mój pomysł.
A pan się z nim zgadza?
Tak, popieram go. Powinien zostać odwołany dlatego, że poniósł klęskę. Swoją dzielnicę, siebie, swój urząd wciągnął w awanturę polityczną. Dostał poniżej 20 proc. tam na Ursynowie, to klęska. Powinien sam odejść, ale nie sądzę, żeby pan Guział się zachował honorowo, do tego jest niezdolny. Wygłosił jakieś histeryczne przemówienie, w którym powiedział, że wygrał. Moim zdaniem powinien ustąpić po tej klęsce, a jeżeli nie, to myślę, że znajdą się ludzie, którzy go odwołają. Politycznie jest przegrany, skończony.
Podczas tej kampanii pani prezydent nie miała bezpośredniej konkurencji, ona sama miała wsparcie premiera Tuska i prezydenta Komorowskiego, a brakowało 2,5 pkt. proc. do odwołania jej. Czy powinna startować w przyszłorocznych wyborach?
Ale to jest wielki sukces, ten próg jest bardzo niski i będzie zmieniony na szczęście, będzie ustawa. W tej chwili jak ktoś przegra wybory to natychmiast może zebrać podpisy wśród swoich zwolenników podpisy i odwołać tego, który wygrał wybory.
Twierdzenie, że pani prezydent Waltz miała niewielką przewagę jest naiwne. To jest tak skonstruowana ta ustawa, że PiS i Ruch Palikota mają w Warszawie jakiś swój elektorat i jak się zmobilizuje, to można odwołać władze. Ja się bałem tego, to było na styk i tak musiało być. Proszę spojrzeć na te sondaże, te wypowiedzi, na tego Hofmana, na te błazeństwa Kaczyńskiego, Glińskiego, sądzili, że przejęli władzę. Tak jest skonstruowana ta ustawa, więc nie daje możliwości obrony.
Zakładam, że są zwolennicy PiS-u, oni nie wyparowali. Ale na szczęście było ich za mało. I tak cud, że w ogóle udało się wygrać. To referendum było bardzo trudne do wygrania.