Referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz kosztowało wszystkich ponad 3,5 miliona złotych
Referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz kosztowało wszystkich ponad 3,5 miliona złotych Fot: Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta

Skarbnik Prawa i Sprawiedliwości Stanisław Kostrzewski przyznał, że jego partia wydała na referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy 389 tysięcy złotych. Prawie połowę tej sumy otrzymała w datkach od wyborców Warszawska Wspólnota Samorządowa, ale nie mówią ile wydali. Platforma Obywatelska twierdzi, że referendum, które miało pozbawić urzędu Hannę Gronkiewicz kosztowało ich partię 70 tysięcy złotych. Natomiast miasto i Państwowa Komisja Wyborcza wydały 3 miliony złotych.

REKLAMA
Kostrzewski powiedział, że PiS same ulotki z wizerunkiem Stefana Starzyńskiego lub robotników odbudowujących stolicę i hasłem „Oni marzyli o wielkiej Warszawie” kosztowały 112 tysięcy złotych. Do tego doszła kampania billboardowa, spoty w tv, spotkania Jarosława Kaczyńskiego z mieszkańcami różnych dzielnic, zegar odliczający czas do referendum, czy nawet gazetka okolicznościowa. W sumie główna partia opozycyjna wydała na referendum prawie 400 tysięcy złotych.
„Gazeta Wyborcza” informuje też ile wydali inicjatorzy referendum, czyli Warszawska Wspólnota Samorządowa, której przewodniczył Piotr Guział. WSW na spoty radiowe zachęcające do pójścia do urn zapłaciło 24 tysiące złotych. Do tego powstały ulotki i billboardy z wizerunkiem Guziała, jednak na razie nie da się uzyskać informacji ile kosztowały te akcje. Burmistrz Ursynowa tuż przed pójściem artykułu do druku poinformował, że WSW otrzymało w datkach 200 tysięcy złotych.
Najmniej na referendum wydała Platforma Obywatelska, która namawiała Warszawiaków do pozostania w domach. Wysłano do mieszkańców ulotki z dokonaniami Gronkiewicz Waltz, które kosztowały 60-70 tysięcy złotych. Do tego stworzono torby, znaczki i koszulki zniechęcające do udziału w referendum.
Koszt przeprowadzenia referendum wyniósł 3 miliony złotych. Tyle wydały na ich organizację Warszawa oraz PKW.

Źródło: "Gazeta Wyborcza"