Gdy pod adresem Kościoła padają kolejne pytania o przypadki pedofilii wśród księży, z ust jego przedstawicieli często słyszymy głosy sugerujące, że winę za wykorzystywanie dzieci w ogromnej mierze ponosi diaboliczna "ideologia gender". Podobny argument lansują również politycy prawicy. Dlaczego gender studies stały się w tej sprawie "malowanym diabłem"?
To, że Kościół nie lubi “ideologii gender”, wiadomo nie od dziś. Od dawna ze strony hierarchów, zwykłych księży, a także katolickich mediów płyną liczne głosy sugerujące, że badania nad kulturowymi uwarunkowaniami ról płciowych są na tym świecie źródłem wszelkiego zła. I to sformułowanie nie jest w żadnym razie hiperbolą: Kościół systematycznie atakuje gender studies, sięgając po najcięższe retoryczne działa.
Gender gorszy od faszyzmu
Wedle “Gazety Wyborczej” biskup Tadeusz Pieronek powiedział latem na debacie w ramach świnoujskiej Karuzeli Cooltury, że filozofia gender jest czymś “gorszym od nazizmu i faszyzmu”.
W tych słowach pobrzmiewają wyraźnie echa wypowiedzi ks. Dariusza Oko, który mówił w wywiadzie dla “Niedzieli”, że “słusznie mówi się o gendertotalitaryzmie, bo genderyści rzeczywiście chcą władzy totalnej, chcą wszystko zdominować i wszystkim rządzić”. Ks. Oko wskazywał też wyraźnie, w czyim interesie stoi promocja tej “totalitarnej ideologii”.
“Niebezpieczny flirt ze złym duchem”, “chaos i nicość”, “tyrania seksualizacji” – to tylko kilka określeń, jakie padały w mediach ze strony środowisk kościelnych pod adresem gender studies. A wszystko po to, by przeciwstawić się w ten sposób próbie “stworzenia nowego człowieka, który wyznaje nowe zasady, wierzy w nowe idee które są i będą promowane przez ludzi trzymających władzę na świecie".
Osoby zajmujące się w Polsce gender studies wielokrotnie starały się tłumaczyć, że znienawidzona przez Kościół “ideologia” jest w gruncie rzeczy kierunkiem naukowych dociekań poświęconych kulturowym i społecznym procesom definiowania męskości i kobiecości. W naTemat mówiła o tym m.in. Sylwia Chutnik, na swoim blogu sprawę komentowała też Anna Dryjańska.
O “piramidalnym nieporozumieniu” mówi również Agnieszka Graff, wykładowczyni gender studies. Przekonuje, że wiele osób zagubiło się w “pojęciowym galimatiasie” wrzucając do jednego worka edukację seksualną, feminizm i gender.
– To nie jest ideologia, tylko ważny nurt badań we współczesnej humanistyce i naukach społecznych. Gender to po prostu pewien wymiar ludzkiej tożsamości: wzorce i przekonania dotyczące męskości i kobiecości są zmienne w czasie, kształtują się pod wpływem kultury, historii, przemian cywilizacyjnych. Istnieje historia płci czy antropologia płci, tak jak istnieje historia idei narodu czy relacji ekonomicznych – przekonuje Graff.
Jej zdaniem Kościół chce zachować monopol na mówienie o sprawach dotyczących kobiet i mężczyzn i stąd tak duży opór Kościoła w Polsce wobec badań nad społeczną konstrukcją płci.
Wydaje się jednak, że te tłumaczenia nie przekonują katolickich konserwatystów, którzy w ostatnim czasie coraz częściej w swojej krytyce gender studies używają argumentu, że owa “ideologia” prowadzi do promowania pedofilii.
Gender źródłem pedofilii?
To właśnie “promocję ideologii gender”, obok pornografii i rozwodów, wymienił w swojej głośnej wypowiedzi abp Michalik jako jedną z przyczyn występowania pedofilii. W tym samym tonie wypowiadał się ks. Oko w programie Moniki Olejnik: – Wygląda na to, że programy gender w szkołach piszą pedofile – mówił w "Kropce nad I".
Do tego samego argumentu odwołuje się Tomasz Pitucha – jeden z lubelskich radnych PiS, którzy w czwartek w trakcie obrad rady miasta wywiesili transparent o treści “Gender niszczy Polskę”. Wydarzenie to opisała "Gazeta Wyborcza". Był to protest radnych PiS przeciwko wprowadzeniu elementów gender studies na KUL. W rozmowie z naTemat Pitucha podkreśla, że gender to ideologia, która “w dłuższej perspektywie może zniszczyć rodzinę, społeczeństwo, a przede wszystkim młodych ludzi”.
Pitucha podkreśla, że podważanie tradycyjnego modelu kulturowego i relatywizowanie definicji płci może wywołać trwałe, nieodwracalne szkody. – Żeby rozumieć swoją seksualność trzeba w pełni wiedzieć, kim się jest – ocenia i krytykuje rząd, który wspiera i finansuje działalność edukatorów seksualnych promujących “gender”.
– Robienie z gender studies malowanego diabła to jakaś aberracja – odpowiada na głosy płynące ze środowisk katolickich Agnieszka Graff. Nasza rozmówczyni dodaje jednak, że ataki na gender studies to coś więcej niż dowód głębokiej niechęci Kościoła do nowoczesnej nauki.
– To próba odwrócenia uwagi od faktu, że Kościół od lat ukrywa i tuszuje przypadki pedofilii. Obwinianie o to feminizmu czy gender studies czy kogokolwiek innego to niegodziwość. Czas, by Kościół zrobił w tej sprawie rachunek sumienia – własnego, a nie cudzego – ocenia Agnieszka Graff.
Znaczącą siłą są tu oczywiście masoni, ale także grupa najbogatszych miliarderów amerykańskich, którzy doszli do przekonania, że na Ziemi jest za dużo ludzi i dlatego na skalę światową inwestują gigantyczne pieniądze w antykoncepcję, aborcję oraz rozwój i propagowanie ideologii gender. Chodzi o to, żeby było maksimum seksu, ale minimum dzieci. CZYTAJ WIĘCEJ
"Niedziela"
Agnieszka Graff
Kościół upiera się, że płeć i seksualność to coś odwiecznego, domena prawa naturalnego, stąd opór przed poddaniem tej sfery życia racjonalnym badaniom, bo te pokazują zmienność i różnorodność w tej sferze.
Tomasz Pitucha
radny PiS z Lublina
Wprowadzanie edukacji seksualnej od najwcześniejszych etapów nauczania prowadzi do seksualizacji dzieci. Nie jest to co prawda gender w sensie ścisłym, niemniej samo zjawisko jest szkodliwe. Dlaczego? Ponieważ rozbudzone potrzeby seksualne trzeba będzie zaspokajać i zaraz okaże się, że pedofilia jest czymś dobrym.